Fist of the North Star: Lost Paradise - recenzja gry. Kuzyn yakuzy

Fist of the North Star: Lost Paradise - recenzja gry. Kuzyn yakuzy

Michał Włodarczyk | 17.10.2018, 20:44

PlayStation 4 pochwalić się może nie tylko fantastycznymi, wysokobudżetowymi tytułami na wyłączność, lecz także wieloma świetnymi produkcjami AA z Kraju Kwitnącej Wiśni, które w obecnej generacji przeżywają prawdziwy renesans. Czy Fist of the North Star: Lost Paradise również się do nich zalicza?

Od 1986 roku ukazało się kilkadziesiąt gier nawiązujących do marki Fist of the North Star, jednak o żadnej z tych produkcji nie można powiedzieć, że była bardzo dobra i spełniła oczekiwania miłośników mangi oraz anime. Za najbardziej udane pozycje uchodzą: przygodówka akcji 3D z 2000 roku wydana na pierwsze PlayStation oraz dedykowana PS2 dwuwymiarowa bijatyka od mistrzów z Arc System Works z 2005 roku. Niestety, oba wydawnictwa ukazały się tylko w Japonii. Na konsolach poprzedniej generacji zadebiutował wprawdzie dyptyk Ken's Rage od Koei Tecmo, jednak zebrał przeciętne recenzje i nie doczekał się kontynuacji. Fani Kenshiro i spółki musieli czekać kilka ładnych lat, by marką ponownie zainteresował się duży wydawca...

Dalsza część tekstu pod wideo

Wszystko zostaje w rodzinie

Po kilku świetnie przyjętych odsłonach Yakuzy, wliczając numerowane wydania, remake'i oraz spin-offy, jeden z najważniejszych bossów w firmie Sega - Toshihiro Nagoshi - doszedł do wniosku, że gameplay'owe fundamenty gier ze Smokiem Dojimy mogą posłużyć jako podstawa do wykreowania zupełnie nowej produkcji. Zapadła decyzja, aby stworzyć pozycję osadzoną w kultowym uniwersum Fist of the North Star. Kto nie słyszał o znanej od lat osiemdziesiątych japońskiej odpowiedzi na Mad Max, być może znalazł właśnie powód, by zapoznać się z mangą bądź anime. Zarówno na kartach komiksu, jak i w kreskówce śledzimy losy szlachetnego wojownika imieniem Kenshiro, który przemierza Ziemię zniszczoną na skutek wojny nuklearnej. Ken, władający potężną techniką Hokuto Shinken, pomaga napotkanym ludziom, broniąc ich przed bandytami i innymi mistrzami sztuk walki. Ponad wszystko jednak pragnie odszukać swoją ukochaną, Yurię, którą podstępem odebrał mu jego dawny przyjaciel, bezwzględny Shin. Fabuła gry nie opowiada po raz kolejny tej samej historii, będąc w istocie wariacją na jej temat. Kilka wątków i postaci pokrywa się z wydarzeniami z mangi (podobne jest zawiązanie akcji), lecz scenarzyści mieli także własne pomysły. Fani tematu, przez ponad czterdzieści godzin potrzebnych na ukończenie wątku fabularnego i większości misji pobocznych, uśmiechną się niezliczoną ilość razy, wyłapując liczne nawiązania do oryginału przygotowane przez twórców. Odważne podejście do materiału źródłowego to tylko jeden z wielu powodów, dla których Lost Paradise to najlepsza zerojedynkowa wersja przygód Kenshiro.

Jak już wspomniałem, mimo iż akcję osadzono w uniwersum Fist of the North Star, rozgrywka to w dalszym ciągu stara, dobra Yakuza. Lost Paradise jest zatem połączeniem przygodówki z elementami RPG i beat'em up-a, oferując relatywnie mały plac zabaw wypełniony różnymi atrakcjami. Tym razem nie zwiedzamy Kamurocho, lecz Eden - małe, choć zaawansowane technologicznie miasto leżące gdzieś pośrodku wielkiego pustkowia. Wielkością ustępuje wprawdzie tokijskiej dzielnicy z kanoniczych odsłon, lecz pod względem dostępnych atrakcji wypada znacznie lepiej niż pierwsze Kiwami. Oprócz zadań wątku głównego oraz osiemdziesięciu misji nieobligatoryjnych, w wolnych chwilach możemy zająć się prowadzeniem nocnego klubu, zabawić w kasynie, pomóc małej Rin prowadzić sklep, polować na przestępców jako łowca głów, pograć w baseball z udziałem bandytów na motocyklach zamiast piłek, popracować jako barman (autorzy wykorzystali możliwości DualShocka 4), jako lekarz wziąć udział w nietypowej minigrze rytmicznej, spróbować swoich sił w samochodowych wyścigach (system z Yakuzy 5 i zabawie w taksówkarza) oraz najlepsze - niczym Mad Max przemierzać pustkowia w poszukiwaniu cennych surowców czy zagubionych NPC-ów. Mało? Podobnie jak w grach z Kazumą w roli głównej, czekają na nas kolejne fale wymagających przeciwników w turnieju mistrzów sztuk walki, podobnie zresztą jak salon gier z klasykami lat osiemdziesiątych. Space Harrier, Outrun, Super Hang On, UFO Catcher, a nawet Fist of the North Star z Segi Master System czekają na tych bardziej dociekliwych, gdyż aby w nie zagrać, trzeba najpierw odszukać oryginalne automaty na pustyni. Warto się więc postarać.

Lewy, prawy, kop na klatę, odskok

Niezależnie od tego, czy wykonujemy główne zadanie czy pobocznego questa, solą zabawy pozostaje walka w czasie rzeczywistym. System jest bardzo podobny do tego z dowolnej Yakuzy, jednak ze względu na umiejętności Kenshiro, przemodelowano znane z oryginału Heat Actions, które bazują na technikach Hokuto Shinken i odpalamy je znacznie częściej. Wykonanie tych ciosów to pierwsza liga, tak pod względem wplecionych w nie QTE, jak i wierności mangowym odpowiednikom. Jako że Ken walczy głównie kończynami, z gry niemal zupełnie wyleciały przedmioty potrzebne w Yakuzie do wykonywania niektórych ataków specjalnych. Zamiast tego z przeciwników (szkoda, że z jednej matki) wypadają punkty zdrowia i energii. Ważne są zwłaszcze te drugie, gdyż napełniają wzór North Star, którego naładowanie pozwala przejść w tryb furii i eliminować adwersarzy na wiele nowych sposobów, także z powietrza. Repertuar ciosów stale rozwijamy za zdobywane w trakcie zabawy punkty doświadczenia, czyniąc z bohatera prawdziwą maszynę do zabijania. Swoje pięć groszy dorzucają bossowie dysponujący różnymi technikami walki, zmuszającymi nas do zmiany taktyki w trakcie starć. Jeśli nie idzie nam najlepiej, ostatnią deską ratunku pozostają amulety z podobiznami znanych postaci, każda o innych właściwościach. Raz będzie to dewastujący atak, tymczasowy tryb furii czy cios odsłaniający wroga na Hokuto Shinken, innym razem większa odporność na uderzenia albo kilka punktów życia. Talizmany zdobywamy w trakcie zabawy, możemy je wzmacniać u pewnego mędrca, a następnie dowolnie zestawiać. Sklepikarzy w Edenie także nie brakuje, niektórzy oferują nawet więcej przedmiotów, o ile wcześniej nawiążemy z nimi przyjaźń.

Oprawa graficzna Fist of the North Star na kolana nie powala, jednak ciężko, by było inaczej, gdyż - jak zawsze, gdy mowa o grach spod dłuta Ryu Ga Gotoku Studio - mamy do czynienia z produkcją AA. W dodatku taką, która nie powstała w oparciu o najnowszą technologię opracowanę przez dewelopera, znaną jako Dragon Engine, lecz wysłużony silnik graficzny przygotowany jeszcze z myślą o "piątce" na PS3 (2012 rok). Znajdziemy tutaj zatem komplet felerów wszystkich starszych przygód Kazumy Kiryu, takich jak krótkie loadingi przez większą część zabawy, liczne umowności w trakcie rozgrywki, słabe tekstury podłoża czy brak voice-actingu w zadaniach pobocznych. Gra nadrabia za to wizją artystyczną, bogatą kolorystką, kilkoma klimatycznymi lokacjami i szeroko pojętą "stylówą". Interfejs przeniesiono żywcem z gangsterskiej sagi, gra działa przy tym w sześćdziesięciu klatkach na sekundę, a głosów postaciom użyczyli aktorzy pracujący przy Yakuzie. I tak w Kenshiro wcielił się niezmordowany Takaya Kuroda (Kiryu), znany z roli Nishikiyamy (Zero i Kiwami) Kazuhiro Nakaya odgrywa Shina, zaś Jagi przemawia charakterystycznym głosem Hidenariego Ugaki (Goro Majima). Wydawca przygotował również angielski dubbing, jednakże polecam grać oczywiście z oryginalnymi głosami, gdyż w przeciwnym wypadku z produkcji ulatuje klimat anime. Niezależnie od tego, jaką wersję dialogową wybierzemy, ścieżka muzyczna zawsze brzmi fantastycznie, zwłaszcza wokal Receive You w nowej aranżacji. Wisienką na torcie są utwory ze starszych gier Segi, których możemy odsłuchać w czasie jazdy samochodem.

[ciekawostka]

Mad Max po japońsku

Lost Paradise, podobnie jak większość gier na bazie mangi/anime czy wcześniejsze produkcje tego dewelopera, nie jest pozycją dla wszystkich. Docenią ją przede wszystkim fani Yakuzy, mangi Fist of the North Star oraz osoby, które od czasu do czasu lubią zagrać w coś "alternatywnego", w dodatku z lekkim posmakiem ery PlayStation 2. Przygody Kenshiro nie wciągają tak mocno, jak ostatnie odsłony serii Yakuza, choć to wciąż kawał porządnej rozrywki w dobrym, japońskim stylu.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Fist of the North Star: Lost Paradise

Atuty

  • Formuła Yakuzy
  • Mnóstwo aktywności
  • Niezły system walki
  • Klimat mangi/anime
  • Oprawa dźwiękowa

Wady

  • Przestarzały silnik
  • Pustynia rodem z PS2
  • Przeciwnicy z jednej matki

Chociaż Lost Paradise nie jest tak dobre, jak numerowane odsłony cyklu Yakuza, to i tak dobra rozrywka, a jednocześnie najlepsza gra w uniwersum Fist of the North Star.
Graliśmy na: PS4

Michał Włodarczyk Strona autora
cropper