Recenzja: Outcast – Second Contact (PS4)

Recenzja: Outcast – Second Contact (PS4)

Paweł Musiolik | 21.11.2017, 16:23

Outcast należy do grona nielicznych gier z lat 90., które wyprzedzały swoją epokę o lata świetlne. Był to tytuł stworzony wyłącznie z wokseli, oferujący efekty graficzne, jakich wcześniej nikt nie widział. Niestety – gra ekipy Appeal przeszła bez echa i sprzedała się fatalnie, grzebiąc markę na kilkanaście lat. Outcast – Second Contact to remake, który próbuje przedstawić współczesnemu graczowi grę z 1999 roku. Czy się udało? Tak, choć kontakt z grą wielu zaboli.

Wydane w 1999 roku Outcast pozwalało PC-towym graczom zaznać dobrobytu ogromnego (jak na tamte czasy) otwartego świata. Francuska ekipa Appeal stworzyła swój projekt w oparciu o woksele, które pozwoliły na bezproblemową kreację tak dużego i działającego bez problemów świata. Do tego dorzucono zaawansowaną jak na tamte czasy SI oraz mnóstwo efektów graficznych, które przez lata były nieobecne w grach. Całość zamknięta była klamrą wspaniałej kreacji świata, dobrego systemu gry i mnogości zadań pobocznych. Czyli coś, co po 18 latach jest normą w grach z otwartym światem. Więc zasadnym może być pytanie, czy Outcast – Second Contact, jako remake gry z 1999 roku, ma sens.

Dalsza część tekstu pod wideo

 Outcast - Second Contact #1

Na szczęście – ma. Deweloperzy mieli dwie opcje – albo odnowią grę i dostosują jej mechanikę do dzisiejszych standardów, jednocześnie porzucając urok produkcji, albo dotknięta zostanie jedynie warstwa techniczna. Wybrano opcję numer dwa i odnowiono jedynie grafikę, porzucając niepotrzebne w dzisiejszych czasach woksele i tworząc świat w normalny sposób. Ku mojemu zaskoczeniu – udało się odwzorować pierwotną wizję, nie pozbawiając całości niesamowitego klimatu, który towarzyszy nam całą grę. Co prawda podjęto decyzję, których nie do końca jestem w stanie zrozumieć – bohater przeszedł redesign i przypomina teraz Drake'a z Uncharted, a mieszkańcy Adelphy wyglądają ciut bardziej ludzko. Jednak to detale, które w niczym nie psują odbioru tej produkcji. Oczywiście najbardziej docenią całość osoby, które miały do czynienia z oryginałem. Dla mnie Outcast było grą, na którą patrzyłem z ogromną zazdrością, nie mając PC-ta. Dlatego byłem w stanie grze wybaczyć jej ogólną drętwotę.

 Outcast - Second Contact #2

Tak jak już pisałem, Appeal postanowiło odświeżyć Outcast tylko graficznie. Cała reszta jest żywcem wyjęta z 1999 roku. Co widać. Animacja postaci jest sztywna, sterowanie nią nie należy do najłatwiejszych, a gdy przychodzi nam gdzieś wskoczyć – trzeba uzbroić się w ogromną dawkę cierpliwości. Reżyseria scenek i "gra aktorska" leżą, podobnie zresztą jak głosy postaci, których nawet nie remasterowano i żywcem, wraz z innymi efektami dźwiękowymi, wyjęto z oryginału, co niestety słychać. Słabo wypada też walka wręcz i strzelanie z broni palnej. Gra daje nam jednak wybór i możemy większość rzeczy robić bez zwracania na siebie uwagi, skradając się za plecami przeciwników, ale i to odstaje po prostu od tego, do czego się przyzwyczailiśmy.

 Outcast - Second Contact #3

Pierwsza godzina gry jest ciężka. Przyzwyczajenie się do każdego archaizmu zajmuje sporo czasu, a gra nam w ogóle nie chce pomagać, co... jest idealnym rozwiązaniem. Bo Outcast to tak na serio gra eksploracyjno-przygodowa z masą zadań do wykonania. Zadań, które musimy sami rozgryzać. Na mapie nie mamy żadnych znaczników, zero podpowiedzi od gry. To, co potrzebne, wyciągamy z rozmów prowadzonych przez naszego bohatera. Oczywiście wszystko jest notowane potem w notatniku, ale jeśli o coś nie zapytamy – zaczniemy błądzić. Mamy mnóstwo biegania między odwiedzonymi lokacjami i normą jest gubienie się w Talanzaar, szukając jednego NPC-a, który sobie chodzi tam, gdzie mu odpowiada. Dlatego Outcast - Second Contact tak dobrze oddaje nam poczucie obecności w zupełnie innym świecie. Świecie rządzącym się swoimi prawami, ze swoim językiem, oferującym miłe dla oka widoki. To właśnie rozgrywka, która stawia przed nami wyzwania i nie poddaje się jakimkolwiek ułatwiaczom, zachęca do spędzenia kilkunastu godzin w kolejnych krainach Adelphy.

By w drobnym stopniu ulżyć niektórym, zaimplementowano w grze kilka nowości. Dorzucono opcję automatycznych zapisów (wcześniej musieliśmy robić to ręcznie), przebudowano interfejs, by pasował do kontrolera, a nawet pozwolono nam w opcjach włączyć automatycznie odnawiane zdrowie oraz ustawić sobie, jaką będziemy mieli odporność na ataki przeciwnika. Dorzucono także tłumaczenie poszczególnych wyrażeń, więc gdy słyszymy o Daoce, Fae Ran, Mon czy też jesteśmy nazywani Ulukai, wiemy, o co chodzi tym postaciom. Taką ingerencję w oryginalną grę akceptuję, bo niczego za bardzo nie psuje.

 Outcast - Second Contact #4

Nie ma co udawać, że Outcast - Second Contact znajdzie uznanie wśród masowego odbiorcy. To remake, który docenią przede wszystkim starsi stażem gracze, którzy albo grali w oryginał, albo pamiętają i doceniają lata 90. w grach wideo. Tu po prostu trzeba zignorować archaizmy i czerpać pełnymi garściami z tego wehikułu czasu, jaki funduje nam deweloper. Mimo 18 lat na karku, Outcast nadal jest jednym z lepiej zrobionych obcych światów. Poznawanie kultury rasy Talan oraz dopasowanie do tego Cuttera Slade'a i historii w ogóle nie zostało nadgryzione przez ząb czasu.

Gra recenzowana była na PS4 Pro

Tytuł do recenzji dostarczył nam wydawca  BigBen Interactive

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Outcast - Second Contact

Atuty

  • Świetna kreacja świata
  • Wciągająca i wymagająca myślenia rozgrywka
  • Ścieżka dźwiękowa

Wady

  • Ogromna porcja archaizmów, która odtrąci większość
  • Dźwięki nie zostały odnowione, a powinny
  • Pomniejsze błędy

Wyjątkowo drewniany, przepełniony archaizmami, ale udany powrót do złotej ery lat 90. Outcast - Second Contact docenią gracze starsi, albo ci, którym nie straszna będzie walka z wieloma aspektami gry.
Graliśmy na: PS4

Paweł Musiolik Strona autora
cropper