Recenzja: Hob (PS4)

Recenzja: Hob (PS4)

kalwa | 02.10.2017, 20:37

Hob to zdecydowanie jedna z najciekawszych gier niezależnych tego roku. Twórcy Torchlight przygotowali grę tajemniczą, z wyjątkowym stylem graficznym i łączącą w sobie mechaniki znane z kilku różnych gatunków. Czy to znaczy, że Hob jest perełką?

Hob wrzuca nas w skórę tajemniczej istoty w czerwonej pelerynie. Postać zostaje zbudzona przez robota, który wkrótce okazuje się jej opiekunem. Świat, w którym przyszło egzystować bezimiennemu bohaterowi, sam w sobie jest piękny, ale jednocześnie duża jego część skażona jest wirusem nieznanego pochodzenia. Bohater przez długi czas nie wie, z czym tak naprawdę się mierzy, ale jego cel jest określony – pozbyć się zakażenia. Robot przez jakiś czas go prowadzi i stara się z nim porozumiewać za pośrednictwem gestykulacji oraz nieznanego nam języka. Twórcy postawili na tajemniczość, fabuła jest więc przekazywana za pośrednictwem wydarzeń podczas rozgrywki aniżeli scenek czy dialogów. Jednak już na samym początku widać, że mamy do czynienia z ambitną opowieścią i obietnica ta jest dotrzymana do samego końca.

Dalsza część tekstu pod wideo

Rozgrywka w Hobie nie jest w zasadzie niczym odkrywczym czy unikatowym, ale dzięki zgrabnemu połączeniu mechanik z różnych gatunków bardzo wciąga. W dużym skrócie – mamy tu do czynienia z mieszanką platformówki, RPG-a i gry akcji. Dużo eksplorujemy, wspinamy się, skaczemy, ale też walczymy, zwłaszcza w późniejszych etapach. Umiejętności bohatera możemy rozwijać poprzez punkty znajdowane w specjalnych komorach bądź otrzymywane po pokonaniu trudniejszych przeciwników. Niedługo po rozpoczęciu przygody zostajemy wyposażeni w mechaniczną rękawicę, która daje nam wiele możliwości – tworzenie z niej tarczy, obsługę tajemniczych urządzeń czy nawet teleportację w odpowiednich punktach. Konstrukcja świata jest półotwarta, więc do kolejnych miejsc dostaniemy się dopiero później, gdy zdobędziemy określoną umiejętność. Stąd często się wracamy w odwiedzone już miejsca, aby sprawdzić, czy możemy zwiedzić nowe obszary. Walka sama w sobie to dość standardowa mechanika. Do dyspozycji mamy zwykłe ataki mieczem z opcją wspomagania się tarczą czy używanie rękawicy w celu pozbycia przeciwnika pancerza. Do tego wszystkiego dochodzą uniki i namierzanie, które ułatwia krążenie wokół przeciwnika. Wszystko to zaprezentowane jest w rzucie izometrycznym.

Najmocniejszym punktem Hoba jest wykreowany świat. Cała akcja toczy się w pięknym, ale skażonym świecie, który zdaje się w całości być maszyną, a poszczególne obszary – trybikami. Niejednokrotnie zejdziemy pod ziemię, aby tam, po uruchomieniu odpowiedniej machinerii, wysunąć na wierzch kolejny obszar – może to być magiczny las czy zbiornik wodny. Wiąże się to z rozwiązywaniem wielu zagadek, czasem bardziej, a czasem mniej skomplikowanych. Żadna jednak nie zatrzymała mnie na dłużej niż pięć minut, więc trudno nie jest. W większości wypadków wystarczy poszperać i rozwiązanie znajduje się samo. Niemniej odsłanianie kolejnych obszarów wygląda naprawdę świetnie, zwłaszcza przy świetnej stylistyce, która cechuje grę. Ostatecznie nie spodobała mi się tylko jedna lokacja, ale to przez jej charakter – była po prostu szara i nijaka. Reszta niezmiernie cieszy oko i czasem nawet wprawia w zachwyt. Grafika prezentuje się bardzo ładnie, podobnie jak udźwiękowienie i muzyka. Przez większość czasu towarzyszy nam szum wiatru i odgłos kroków naszego bohatera, ale pojawia się też ambient, który skutecznie podkręca atmosferę. Zwłaszcza gdy rozwiązujemy większą zagadkę.

Hob jest intrygujące i wciągające, ale niestety nie pozbawione problemów. Najbardziej dokuczliwe są błędy wyrzucające do menu konsoli. Taki błąd aplikacji wystąpił kilka razy, ale z uwagi na częste automatyczne zapisy nie jest to bardzo kłopotliwe – po prostu frustruje. Innym razem zdarzyło mi się, że po powrocie z menu konsoli do gry przywitał mnie w całości niebieski ekran, co wymusiło reset i ponowne uruchomienie, bo poza wsłuchiwaniem się w udźwiękowienie, nie mogłem nic zrobić. Obok tych kilku przypadków gra często gubi klatki, co potrafi negatywnie wpłynąć na jakość zabawy.

Odpowiadając na pytanie postawione we wstępie – tak, Hob to perełka, którą warto się zainteresować. Szczególnie, jeśli uważacie się za entuzjastów dzieł Fumito Uedy czy gier w stylu serii The Legend of Zelda. Dodajmy do tego piękny styl artystyczny, intrygującą atmosferę oraz wciągającą rozgrywkę i mamy tytuł wart uwagi. I gdyby nie problemy techniczne, byłby to idealny przykład na to, jak powinno się tworzyć gry niezależne. Za stosunkowo niską cenę 84 złotych, dostajemy co najmniej kilkanaście godzin świetnej zabawy. Dla łowców trofeów twórcy przygotowali kilka wyzwań takich jak ukończenie gry w mniej niż 5 godzin, z niewielką ilością zgonów czy bez ulepszeń. Szkoda tylko, że gra lubi się zawiesić i gubić klatki.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Hob

Atuty

  • Intrygujący świat i atmosfera
  • Świetnie skonstruowana, wciągająca rozgrywka
  • Styl artystyczny
  • Długi czas gry

Wady

  • Częste spadki animacji
  • Błędy wyłączające grę

Hob to niemal idealny przykład na to, jak powinny wyglądać gry niezależne. To prawdziwa perełka dla fanów gier tajemniczych i artystycznych. Przy okazji nie jest to żaden samograj, bo gra oferuje świetnie skonstruowaną i wciągającą rozgrywkę. Szkoda tylko, że nie zabrakło problemów technicznych.

cropper