Recenzja: UFC Undisputed 3 (PS3)

Recenzja: UFC Undisputed 3 (PS3)

Paweł Musiolik | 27.02.2012, 15:54

Żyjemy w kraju w którym sporty walki kojarzą się z parodią, którą odstawia Mariusz Pudzianowski, Hardkorowy Koksu i najsławniejszy clown KSW – Marcin Najman, który za kasę daje sobie obijać gębę jak żaden inny. Jednak mimo tego, MMA u nas cieszy się niesłychaną popularnością, cieszyło się za czasów federacji Pride, cieszy się i teraz, gdy UFC wiedzie prym i hegemonię.

Toteż nie dziwi mnie fakt, że gry z serii UFC są tak popularne w naszym kraju. Siedzenie po nocach by oglądać kolejne gale, pojedynki Shoguna, Minotauro czy wielu innych zawodników to dla niektórych niemałe wyrzeczenie. Sprawę ratuje THQ wydając UFC Undisputed 3, które powraca po rocznej przerwie. Czy decyzja o niej wpłynęła pozytywnie na ten tytuł?

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak najbardziej, choć tak naprawdę ogromu zmian nie ma. Mimo to, najważniejszym aspektem gry, zwłaszcza dla fanów jest uzyskanie pełnej licencji organizacji Zuffa LLC, dzięki czemu możemy cieszyć się z pełnej licencji na Pride FC i WFA. Za tym ciągnie się kompletne i świetne odwzorowanie każdego elementu wiążącego się z tą korporacją. Mamy więc ponad 150 zawodników, z których każdy odpowiada żywej postaci, prawdziwych sędziów z ringu (Mario Yamasaki, Herb Dean), komentatorów z podziałem na odpowiednią federację. W UFC słyszymy Joe Rogana i Mike'a Goldberga, a w Pride przyjdzie nam usłyszeć Bassa Ruttena i Stephena Quadrosa. Ale to nie wszystko, również miłe dla oka panie krążące po ringu między rundami są w pełni licencjonowane i stali oglądacze gal na pewno je rozpoznają. Mało? Jest tego więcej, autentyczni trenerzy zawodników, głos konferansjera w postaci Bruce'a Buffera, filmiki, które odblokować możemy w trakcie gry lub kupując za wirtualną walutę w grze. Nagrania przedstawiają wywiady ze znanymi zawodnikami, ich przemyślenia, a także autentyczne walki, które są najsłynniejsze w całej historii UFC. Dołożyć do tego musimy jeszcze licencję na wszystkie firmy reklamujące się na galach, czy to w postaci reklam w TV, na materiałach w powtórkach czy na ubraniach zawodników. Także wejście na ring, zachowanie między rundami, dosłownie wszystko. Fani poczują się jakby oglądali relację w TV z tą różnicą, że mogą wziąć w niej udział.

No dobra, ale co z tymi, dla których MMA to nie sposób na życie lub jedno z głównych hobby, a jedyne co im z tym się kojarzy to nieudane cyrki w wykonaniu polskich celebrytów? Wsiąkną niemiłosiernie. Gra posiada bardzo rozbudowane samouczki, które wyjaśnią dosłownie każdy aspekt i zagadnienie, które jest ważne w grze. Niektóre z nich są w formie tekstowej, ale zdecydowana większość, która została podzielona na 4 poziomy trudności – jest w formie grywalnej. Tak więc nawet osoby kompletnie nie znające się na metodach walki w UFC szybko opanują podstawy i będą mogły szkolić siebie i podnosić własne umiejętności wirtualnej walki.

Najważniejsze jednak w tym tytule jest odwzorowanie samej walki, gdyż może i otoczka potrafi dodać smaczku, to jest tylko niczym przyprawa do potrawy – nawet najgorzej przyrządzonej nie naprawi. Ale nie ma o co się martwić, bo ten element stoi na bardzo wysokim poziomie. Każdy zawodnik ma swoje firmowe zagrania, które oddane zostały w sposób mistrzowski. Oprócz tego czuć siłę ciosów. Zwykłe, szybkie ataki skuteczne są by przerwać ataki przeciwnika i pozwolić na chwilę odsapnąć, mocniejsze ciosy, czy to z piąchy czy z „buta” potrafią jednym ciosem znokautować przeciwnika. Wystarczy trafi w odpowiednim momencie by oponent leżał na deskach. Osoby, które nie zgłębią się w to co oferuje gra uznają, że wszystko sprowadza się do klepania „kwadratu” i „trójkąta” na zmianę i jak najszybszym pokonaniu przeciwnika. Mylą się i to niemiłosiernie. Da się odczuć różnicę między zawodnikami i tak w wadze ciężkiej, Brock Lesnar to chodzący czołg którego siła ciosów przeraża nawet jeśli widzimy to w grze, z drugiej strony mamy zawodników z najlżejszej kategorii wagowej, którzy swoją gibkością i szybkością poruszania masakrują gigantów. Jednak jeśli taki podział to za mało w celu stworzenia realnych pojedynków, to została udostępniona opcja wyboru zużycia paska wytrzymałości. Normalnie walczymy tak jak jest, bez zbytniego obciążenia, jednak wybierając tryb symulacyjny, użycie 5-6 mocniejszych ciosów pod rząd spowoduje, że nasz zawodnik dostanie przysłowiowej „pompy”, braknie mu tchu i powalić go będzie nader łatwo. Zapomnijmy więc o atakowaniu na hurra, waleniu na zmianę sierpowych, bo w trybie symulacji liczy się każdy cios, każdy ruch i taktyczne podejście do walki.

Zmianie względem poprzedniej części uległ system walki w parterze. Z początku wydawać się może, że został znacząco spłycony i wyleciały przetoczenia. Błąd, ta umiejętność została zarezerwowana dla zawodników o wysokim współczynniku walki w parterze. Więc jeśli nasz zawodnik wymiata w słaniu ciosów w stójce, nie oczekujmy, że będzie mistrzem walki w klinczu lub parterze, gdyż automatycznie to staje się jego słabszą stroną. Najważniejszą zmianą i to dosyć kontrowersyjną jest zamienienie całego systemu submission. Teraz klepiemy R3 i pojawia się nam oktagon w którym musimy gonić, lub uciekać (zależy od tego czy atakujemy, czy się bronimy) przed kulką przeciwnika, który musi utrzymać ją w naszym polu by właśnie w ten sposób zakończyć walkę. Z jednej strony super sprawa, bo wreszcie wiemy od czego zależy powodzenie tego ataku, ale z drugiej kompletnie nie pasuje to do symulacyjnego podejścia do gry. Twórcy mogli zrobić podobnie jak ze sterowaniem i dać nam wybór między prostym, a zaawansowanym. Jeśli możemy sami wybrać, czy chcemy poruszać analogiem w systemie ”góra, dół” zamiast kręcić kółka, to powinni nam zostawić opcję wyboru w innych kwestiach. Razi brak konsekwencji.

Konsekwencja za to jest jeśli chodzi o tryby gry, których mamy zatrzęsienie. Głównym jak zawsze jest kariera w której możemy wybrać prawdziwego zawodnika, lub stworzyć swojego i brać udział w treningach, sparingach i walkach by piąć się w drabince sławy, która zwieńczona jest walką o pas UFC, Pride lub WFA. Karierę przebudowaniu na tyle, by było więcej walki niż ślęczenia w menusach i wyboru majtek w jakich chcemy walczyć (choć dalej możemy godzinami tworzyć batki idealne). Byłoby świetnie gdyby nie jedna, męcząca konkretnie przypadłość – bardzo długie loadingi, które są pomimo instalacji części danych na dysk twardy. Czekanie 20 sekund po to by przejść z jednej do drugiej opcji? Skandal.[/roz][roz] Oprócz kariery mamy zwykły tryb turnieju, sparing z możliwością zmiany ustawień i później jest już tylko ciekawiej. Tryb walki o tytuł mistrzowski w którym zasady są bardzo proste. Walczymy w kolejnych po sobie walkach by zdobyć pas mistrza, jednak 3 przegrane i odpadamy ze stawki, czyli jednym słowem – koniec. Po ukończeniu tego trybu dowolnym zawodnikiem, odblokowuje się tryb obrony tytułu w którym nasz świeżo upieczony mistrz ściera się z pretendentami aż przegra. By było trudniej, energia i siły odnawiają się nam tylko częściowo. Oprócz tego mamy tryb Ultimate Fights, który jest najciekawszym z wszystkich. Wybieramy dowolną, realną walkę i walczymy jednak z tym haczykiem, że oprócz pokonania przeciwnika musimy spełnić założenia, jakie faktycznie pojawiły się w walce na żywo. Czyli określoną ilość razy użyć danego ciosu, lub nie pozwolić się złapać do klinczu. Wykonanie tego pozwoli nam odblokować materiały wideo z walki.

Na sam koniec zostaje tryb Event, w którym sami sobie tworzymy zasady walki, online który przenosi część trybów z singla, dokładając od siebie możliwość tworzenia powtórek, zawodników, materiałów graficznych i dzieleniu się nimi. Najciekawszą opcją w sieci jest Campus, czyli swoista liga którą możemy założyć i tłuc się między członkami. Idealne dla osób, które planują zebrać wokół siebie znajomych i stworzyć ligę przez sieć. Jednak z samą grą przez sieć mogą być duże problemy gdyż jeśli zabraknie nam szczęścia, to zapomnijmy i jakimkolwiek sieciowym pojedynku. Losowe rozłączanie, lagi, lub czasowa niemożność włączenia trybu online. Nie tak to powinno wyglądać.

Pod względem oprawy audio-wizualnej UFC3 wypada bardzo dobrze. Wspominałem o tym przy fakcie licencji, ale każdy głos spikera, odgłosy z widowni, hasełka trenerów i zawodników, a także muzyka przygrywająca przy wejściu – wszystko to jest świetne odwzorowane. Także ścieżka dźwiękowa która obfituje w ostre, gitarowe riffy sprawdza się idealnie. Graficznie jest gorzej niż u EA w ichniejszym EA MMA, modele są mniej szczegółowe, a i animacje zawodników wypadają ciut gorzej. Nie znaczy to jednak, że jest tragicznie. Spokojnie rozróżnimy każdego zawodnika, chociażby po jego budowie ciała, muskulaturze czy sposobie poruszania się danego zawodnika. Niestety jednak, przy niektórych animacjach nadal widać jakby to był zbitek osobnych akcji i scen, w których jedna w drugą przechodzi nieufnie. Całościowo, UFC Undisputed 3 wypada bardzo dobrze, zwłaszcza jeśli planujemy kupić tytuł, który starczy nam nie tylko na parę wieczorów, ale będziemy mogli go włączyć na imprezie, po tygodniu, miesiącu, a nawet i po roku. Ekipie pod banderą Yuke udało się tchnąć nowego ducha, który zaczął trącić nieświeżością przy okazji poprzedniej części. I to powinna być wystarczająca zachęta do zaopatrzenia się w ten tytuł. Więc zamiast oglądać pajaców w TV pod banderą Polsatu, kupcie lepiej produkt THQ i sami wsiąknijcie w świat UFC.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry UFC Undisputed 3

Atuty

  • Encyklopedia o MMA
  • Licencja, tryby gry
  • Warstwa audio
  • System walki

Wady

  • Loadingi
  • Lekko problematyczny kod sieciowy
  • Animacja postaci czasem niedomaga

UFC 3 jest znacznie lepsze niż poprzednie odsłony tej serii, jednak nadal cierpi na identyczne problemy co poprzedniczki. Czasy wczytywania dosłownie zabijają entuzjazm.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper