Recenzja: Kingdom Hearts: Birth by Sleep (PSP)

Recenzja: Kingdom Hearts: Birth by Sleep (PSP)

Paweł Musiolik | 05.10.2010, 10:30

Przyznaję szczerze, Square Enix uratowało mi życie wydając Kingdom Hearts: Birth by Sleep na PlayStation Portable. Gra skutecznie umiliła mi całą podróż ku kraju kwitnących tulipanów, a także sam pobyt w nim, który niestety obarczony jest brakiem połączenia z Internetem. Trochę zaskakujący fakt, że w cywilizowanym, zachodnim kraju tak ciężko o połączenie z globalną Siecią. Ale wiecie co? Tak samo mocno zaskoczyła mnie nowa produkcja z serii Kingdom Hearts.

Wśród twórców gier panuje dziwne przekonanie, że gry na handheldy muszą być wykastrowane z wielu opcji, a później głoszone jest, że to wszystko w imię dostosowania gry pod mobilność konsoli. Kingdom Hearts jest zaprzeczeniem tego trendu i panujących przekonań. Ponad 30 godzin rozgrywki i 3 postaci do wyboru, co daje średnio 10h na postać. Jeżeli nie jesteśmy entuzjastami przechodzenia wielokrotnie jednego tytułu, to możemy wtedy ukończyć wątek fabularny jednej wybranej przez nas postaci i historia będzie sensowna oraz trzymająca się kupy. Dzięki temu będziemy mogli zagłębić się w tę stosownie poważną i nastrojową historię. Jeżeli któryś z Was, drodzy Czytelnicy, potrzebuje zachęty, to już spieszę z informacją, że każda postać prezentuje inny styl gry i pomijając, że to standardowy podział (Terra to silny ale wolny osobnik, Ventus słaby i zwinny, a Aqua jest dobrą czarodziejką), nie można odczuć sztampy w rozrywce. Chwała Square za ten zabieg. Widać, że nie poszli na łatwiznę. Każda z postaci dostępne ma inne ataki, odwiedza inne lokacje, a także spotyka różne postacie na swojej drodze. A jeśli to za mało, każdy z bohaterów kieruje się innym motywem w swoich działaniach. Pięknie!

Dalsza część tekstu pod wideo

Najważniejsze pytanie jakie może paść: czym gra może przyciągnąć i zatrzymać? Odpowiedź jest krótka: mechaniką. Nowe KH samo w sobie jest klasycznym jRPG-iem akcji, w którym walka toczona jest w czasie rzeczywistym. Jednak tym, czym tytuł ten się wyróżnia, to wiele mniejszych lub większych nowinek. Jedną z największych jest opcja nazwana D-link ( i nie ma to nic wspólnego z routerami internetowymi). Każda z postaci przy swoim portrecie ma niebieski pasek, który po wypełnieniu umożliwia nam uaktywnienie połączenia z bohaterami, których spotkamy na swojej drodze. Po aktywowaniu łącza przyjaźni (tak sobie to nazwałem), otrzymujemy możliwość używania unikalnych ataków łączonych z danym wojownikiem. Dodatkowo, mając aktywowane łącze jest szansa, że z pokonanych przeciwników wypadnie emblemat, który pozwoli nam na automatyczne ulepszenie i otrzymanie unikatowych umiejętności pasywnych (podwójne doświadczenie, regeneracja życia czy też automatyczne kontry). D-link jest zastępstwem summonów, które były w poprzednich częściach i nie ukrywam, że przy początkowo sceptycznym podejściu do tej nowinki, przekonałem się do niej w mig  i w pełni sobie ją chwalę. Jednak nie ma tak kolorowo, pasek szybko schodzi i by go uzupełnić, musimy zbierać niebieskie kryształki, które wypadają tylko z niektórych przeciwników. Rozsądek jest więc w cenie.

Kolejną z nowinek jest możliwość łączenia dwóch ataków w jeden nowy, a jeśli dodamy do tego dodatkowy kryształ, otrzymamy zależną od jego typu umiejętność pasywną, którą po wyuczeniu otrzymujemy na stałe. Ataki otrzymujemy jako nagrody za pokonanych przeciwników, kupując u Moogla w sklepie (jedno z nielicznych odwołań do serii Final Fantasy), a także w trakcie gry w swoisty klon Monopoly - Command Board. W owej mini gierce, która jest miłą odskocznią od głównego wątku fabularnego, możemy oprócz pozyskiwania nowych ataków, ulepszać istniejące czy też pozyskiwać unikatowe, dostępne tylko w tym trybie rodzaje ataków. Oprócz zwykłych, w grze dostępne są także specjalne ataki, zwane Shoot-Lock Commands, które aktywujemy wciskając kombinację L1+R1. Ataki te zależne są od poziomu naładowania paska Focus, który uzupełniamy w trakcie atakowania wrogów lub... zbierania batów. Ataki te są dużo silniejszy niż zwykłe i w trakcie ich wykonywania jesteśmy odporni na uderzenia/ukąszenia wrogów.

Porzućmy na chwilę jednak mechanikę gry i skupmy się na tym, co oprócz systemu jest w grach RPG najważniejsze, mianowicie historii weń wplecionej. Przyznaję, nie byłem wielkim fanem serii Kingdom Hearts, a do Birth By Sleep podchodziłem nad wyraz sceptycznie. Jakoś do tej pory nie przekonał mnie infantylizm poprzednich tytułów, a połączenie bajek Disneya z Square'owskim podejściem do gier wydawało mi się łagodnie mówiąc średnio udane. Jednak po ukończeniu gry jestem zmuszony zmienić nastawienie do serii. Fabularnie tytuł prezentuje się bardzo dobrze, duża w tym zasługa doroślejszego podejścia do tematu (dzięki odpowiedniemu wiekowi bohaterów). Motywy, którymi kierują się postaci są idealnie dopasowanie do ich charakterów. Dobrze na odbiór gry wpłynęło także zrezygnowanie z gmatwania wątków fabularnych, w które niepotrzebnie brnęły poprzedniczki. Dzięki temu odbiór gry jest dużo łatwiejszy i przyjemniejszy.

Nie zdradzając fabuły, gra opowiada o wydarzeniach dziejących się 10 lat przed pierwszą częścią Kingdom Hearts, dlatego też nie spotkamy prawie nikogo z poprzednich części serii (choć puszczane oczka do fanów są, kto grał w poprzedniczki, pozna niektóre postacie). Osadzenie gry jako prequel wymusiło zrezygnowanie z wielu postaci ze świata Final Fantasy, nie ma więc wesołej kompani Clouda czy też Squalla, do gry trafiła jedna postać z uniwersum FF i na szczęście nie jest wrzucona na siłę. Zamiast tego otrzymamy dużo światów Disneyowskich, zaczynając od bajki o Śpiącej Królewnie poprzez Lilo i Sticha, Herkulesie, kończąc na Piotrusiu Panie.

Graficznie tytuł wypada znakomicie. Użycie silnika stosowanego w Crisis Core i poddanie go liftingowi wyszło grze na dobre. Z ręką na sercu zaryzykuje stwierdzenie, że to... najładniejsza gra jRPG na PSP. Efekty graficzne to prawdziwy top graficzny i to wszystko bez przycięć (oczywiście jeśli włączymy 333MHz, co można uczynić w menu). Doczytywanie tekstur i tym podobne rzeczy nie mają miejsca, gra działa płynnie, szybko i bez krztuszeń. Jednak prawdziwym majstersztykiem jest ścieżka dźwiękowa. Widząc nazwisko Yoko Shimomury, wspieranej przez Takeharu Ishimoto (soundtrack do Crisis Core i Dissidii) i Tsuyoshi Sekito było wiadomo, że soundtrack będzie najmocniejszą stroną tego tytułu. I tak rzeczywiście jest, każdy utwór jest idealnie dopasowany do sytuacji, motyw przewodni łatwo wpada w ucho i nie chce z niego wyjść. Jeżeli ktoś jest fanem któregoś z powyższych kompozytorów, to czym prędzej powinien zaopatrzyć się w soundtrack i wsłuchać się, ręce same składają się do oklasków. Pytaniem na sam koniec pozostaje to, czy to gra idealna. Niestety, nie tym razem. Brakuje mi opcji dowolnego ustawienia kamery i swobodnego obserwowania okolicy, co byłoby przydatne w trakcie poszukiwaniu ukrytych rzeczy. Kolejną bolączką gry jest czasami wariująca kamera, która potrafi tak niefortunnie się ustawić, że gubimy się w walce. Poza tym, czasami automatyczne przełączanie celów szwankuje. Oprócz tych mankamentów więcej grzechów przy tym tytule nie stwierdzono.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Kingdom Hearts: Birth by Sleep

Atuty

  • Oprawa graficzna
  • Fabuła
  • Muzyka
  • Długość rozgrywki

Wady

  • Wariująca czasami kamera
  • Drobne błędy techniczne

Polecić nowego Kingdoma można każdemu wielbicielowi gatunku jRPG. Nie dajcie się zwieść, Kingdom Hearts: Birth by Sleep to gra dla dużych dziewczynek i chłopców. Nie kupić tej gry posiadając PSP to grzech.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper