Ceny next-genowych gier to żart

Ceny next-genowych gier to żart

Mateusz Wróbel | 26.09.2020, 01:00

Wiele firm dźwignęło ceny swoich gier. Pierwszy krok wykonało 2K Games, które otworzyło, można rzec, furtkę pozostałym wydawcom. Dlaczego uważam, że 70 euro za port/remaster/remake/grę nienastawioną na kampanię fabularną, to nieśmieszny żart? 

Jak już zapewne wiecie, wraz z wprowadzeniem do życia nowych konsol od Sony i Microsoftu - PlayStation 5 oraz Xbox Series X|S, wzrosną ceny gier tworzonych od podstaw z myślą o next-genowych urządzeniach. Teraz, zamiast 60 euro (w przeliczeniu na polską walutę: 249 złotych za tytuł AAA na premierę), przyjdzie zapłacić nam 20 euro więcej, bowiem koszt takich pozycji jak Demon's Souls (PS5), czy Destruction AllStars wynosi 349 złotych. Trochę mniej, bo jedynie 20 złotych, wydamy chociażby na Call of Duty: Black Ops - Cold War, ale czy to powód do radości? Zdecydowanie nie. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Kto pierwszy, kto pierwszy...?

Ceny next-genowych gier to żart

Szum wokół podwyższenia cen gier wideo rozpoczął się na początku tegorocznych wakacji. To właśnie 2 lipca firma 2K Games, odpowiadająca m.in. za wydawanie tytułów z gangsterskiej serii Mafia, podała sprzedawcom detalicznym informację o tym, ile pieniędzy zainteresowani pozycją NBA 2K21 muszą odłożyć na bok, aby móc zagrać w koszykarską odsłonę popularnej marki na next-genach. Dosłownie dwa dni później na temat wypowiedział się prezes Take-Two, firmy zajmującej się m.in. wprowadzaniem gier Rockstara na rynek, który bronił decyzji 2K Games, mówiąc, iż tworzenie next-genowych produkcji jest droższe, a my sami nie powinniśmy narzekać na wzrost cen, ponieważ wydawcy oferują obecnie więcej zawartości, niż parę lat temu. Szkoda, że zapomniał, iż dużo zawartości nie równa się z wysoką jakością danego produktu.

Od dłuższego czasu nie było wzrostu cen najważniejszych tytułów, mimo iż ich produkcja kosztuje dużo więcej. I uważamy, że dzięki wartości, jaką oferujemy konsumentom... i wrażeniom, jakie naprawdę można doświadczyć tylko na konsolach nowej generacji, cena jest uzasadniona. Jednak łatwo powiedzieć, że dostarczając wyjątkową jakość, nasza firma jest z tego dumna.

Mówimy tylko za siebie. Oczywiście, nie mówimy w imieniu branży, a branża naturalnie nie koordynuje tych kwestii, mówiąc najogólniej. Cena musi odzwierciedlać jakość doświadczenia, a my dążymy do zapewnienia najlepszych wrażeń w branży. I z naszego punktu widzenia jest to niezwykle skromna zmiana cen, biorąc pod uwagę fakt, że kwoty nie zmieniły się od bardzo dawna. - napisał CEO Take-Two.

I żebyście mnie źle nie zrozumieli - zdaje sobie sprawę z tego, że koszty wzrosły, szczególnie do ogromnych projektów, typu Horizon Forbidden WestSenua's Saga: Hellblade II, potencjalnego nowego GTA, czy też . W branżę gier wideo jest pompowane coraz więcej funduszy, co potwierdzają nawet rządy niektórych krajów - warto tutaj wspomnieć o Niemcach, którzy pod koniec zeszłego miesiąca ze skarbu państwa przeznaczyli 40 mln euro dla deweloperów. Ale nie mogę zrozumieć, jak wydawcy mają w ogóle tupet zlecić wykonanie portu (posłużę się tutaj Grand Theft Auto V przystosowanego dla next-genowych konsol, i wycenić go na, trzymajcie się mocno, 75 euro. Przypominam, za grę, która jest dostępna na dwóch generacjach, a za chwilę dołączy do tego grona i trzecia. Warto sobie zadać teraz pytanie: czy CD Projekt RED pójdzie za trendem i zażąda za Wiedźmina 3 na PS5 i XSX ponad 70 euro (mowa tutaj o potencjalnych kupcach, którzy nie mają przysłowiowego Wieśka na obecnej generacji)? 

Furtka otwarta

Ceny next-genowych gier to żart

Kiedy już jeden wydawca zrobił ten pierwszy, najtrudniejszy krok (w tym przypadku mowa o 2K Games), to reszta firm, oczywiście po cichu, nie zwracając na siebie zbyt dużej uwagi, także zaczęła wyceniać swoje produkty na więcej niż 60 euro. Można tutaj wspomnieć chociażby o Godfall (wydawane przez Gearbox) i wyżej wspomniane Call of Duty: Black Ops Cold War, czyli tytuły, które nie będą grzeszyć wyjątkową, wciągającą jak bagno kampanią skierowaną dla pojedynczego gracza. O ile ta pierwsza pozycja będzie pozbawiona jakichkolwiek mikropłatności, tak nie wierzę, że Activision nie zaimplementuje do najnowszego CoD-a płatności w grze, które przecież tak bardzo wypychają portfel wszelakich korporacji - dowodem są tutaj chociażby zestawienia finansowe EA sugerujące, że ponad połowa przychodu "Elektroników" pochodzi z mikropłatności. 

Sony, Sony... o nich też trzeba tutaj wspomnieć. Korporacja odpowiadająca za PlayStation 5 postanowiła zażyczyć sobie 80 euro za każdą grę, która będzie dostępna wyłącznie na ich systemie (tzw. "ex"). Nie chcę bronić firmy, bo to również ich decyzja w tejże sprawie przyczyniła się do ruchów innych wydawców na rynku, ale jeśli gry od "niebieskich" będą naprawdę stały poziom wyżej od obecnych produkcji ekskluzywnych na PS4, czyt. będą mieć jeszcze bardziej intrygującą historię, będą zoptymalizowane od A do Z, a także spowodują opuszczenie, podczas eksploracji tętniącego życiem świata, przysłowiowej kopary, to jestem w stanie dać na ich grę 80 euro. W innym przypadku  - NIE. Można rzec, że szkoda, iż Microsoft nie podał jeszcze cen takich tytułów jak The Medium, czy Scorn. Jeśli korporacja z Redmond pozostanie przy obecnych kosztach za jeden produkt, to będzie to z pewnością kolejny mocny cios wymierzony w twarz Japończyków, którzy, nie oszukujmy się, podejmują obecnie bardzo niezrozumiałe decyzje.

Na poprawienie humoru pragnę wspomnieć, że obecnie Francuzi z Ubisoftu nie mają zamiaru żądać od nas ponad 300 złotych za jeden tytuł. Oznacza to, że Assassin's Creed ValhallaWatch Dogs LegionImmortals Fenyx Rising, tudzież Far Cry 6 kupimy na PS5 i XSX w okolicach kwoty 250 złotych. Warto jednak zaznaczyć, że to decyzja dotycząca jedynie najbliższych premier, a co przyniesie przyszłość, to wiedzą jedynie główne szychy we francuskim zespole. Jak jednak wspomniałem, że za nowego God of Wara lub Horizona jestem w stanie zapłacić 80 euro, tak za nowego Assasyna czy Far Cry'a nie dałbym ponad 350 złotych - no chyba, że deweloperzy zaskoczyliby nas czymś innowacyjnym, a nie kolejną produkcją z identycznymi funkcjami przypominającą na każdym kroku swojego poprzednika. 

Abonamenty, ratujcie!

Ceny next-genowych gier to żart

Tak jak zaznaczyłem w tytule, ceny next-genowych gier to według mnie nieśmieszny żart. Jeden z wydawców zrobił pierwszy krok w tej sprawie, zebrał baty, dzięki którym inne firmy mogły zrobić to samo, niedostając aż tak dużego ochrzanu. Za produkcje single-player z tętniącym życiem światem, zapierającym dech w piersiach na każdym kroku, dobrze wykreowanymi bohaterami, niesamowitą opowieścią, a także wieloma innowacyjnymi mechanikami jestem w stanie zapłacić nawet 80 euro, bo o takich tytułach po prostu się nie zapomina. Nieporozumieniem są jednak wszelakie porty, remastery, a nawet i remake'i, które są wyceniane na kwotę powyżej 60 euro, jak i sieciowe gry, tudzież kooperacyjne z zaimplementowanym systemem mikropłatności. To nie jest "nowa jakość", o której wspominał Strauss Zelnick, CEO Take-Two, a jedynie marne próby zarobienia jak najwięcej pieniędzy na kliencie, zbytnio nie wysilając się. 

Oczko w tej sytuacji puszczają do nas wszelakie abonamenty. Po opłaceniu ich dostajemy dostęp do wybranych produkcji, najczęściej, na miesiąc. Mowa tutaj o świetnym Xbox Game Passie, Uplay+, a także EA Play - myślę, że to one będą rządzić w najbliższych miesiącach, a szczególnie usługa Ubisoftu, bowiem opłacając ją przykładowo w styczniu i lutym, za kwotę 120 złotych będziemy mogli ograć (abonament jest obecnie dostępny jedynie na PC) na komputerach osobistych aż 5 hitów od rzeczonych deweloperów (nowy AC, FC, WD, Immortals oraz remake Prince of Persia). Brzmi bardzo kusząco, nieprawdaż? Z kolei ostatnie ruchy Microsoft na rynku pozwolą, dzięki XGP, zagrać w każdą pozycję tworzoną przez Bethesdę (zespół został kupiony parę dni temu przez Phila Spencera) nawet w dzień oficjalnej premiery za naprawdę śmieszną kwotę.

Dajcie znać, jak Wy podchodzicie do cen danych gier. Będziecie teraz jeszcze chętniej opłacać abonamenty, czy jednak zostaniecie przy pudełkach/cyfrówkach?

Mateusz Wróbel Strona autora
Na pokładzie PPE od połowy 2019 roku. Wielki miłośnik gier wideo oraz Formuły 1, czasami zdarzy mu się sięgnąć również po jakiś serial. Uwielbia gry stawiające największy nacisk na emocjonalną, pełną zwrotów akcji fabułę i jest zdania, że Mass Effect to najlepsza trylogia, jaka kiedykolwiek powstała.
cropper