The Eddy – recenzja serialu. Przede wszystkim jazz

The Eddy – recenzja serialu. Przede wszystkim jazz

Piotrek Kamiński | 10.05.2020, 19:00

Nowy serial Netflixa intrygował mnie jeszcze długo przed premierą. Powodów było kilka. Raz, że w jednej z głównych ról możemy zobaczyć naszą własną Joannę Kulig - i to nawet rzucającą przekleństwami w ojczystym języku - a dwa, że reżyserem pierwszych dwóch odcinków i producentem wykonawczym całego projektu jest Damien Chazelle, którego poprzednie projekty skoncentrowane na muzyce są bardzo bliskie memu sercu. Jak wyszło tym razem? Zobaczmy.

"The Eddy" to niewielki klub muzyczny znajdujący się gdzieś w Paryżu. Ciężko powiedzieć aby było to miejsce znane i lubiane, ale garstka klientów lubiących posłuchać muzyki na żywo pozwala właścicielom - mrukliwemu Elliotowi i lubiącemu dobrą zabawę Faridowi - utrzymać się na powierzchni. Nie ma tu miejsca na blichtr i splendor - każdy kolejny dzień jest dla właścicieli klubu walką o przetrwanie. Równie mało różowo wyglądają życia członków kapeli grającej w "The Eddy".  To zbieranina bardzo różnych ludzi, którzy wylądowali w Paryżu, bo uciekali przed swoimi demonami, szukali szczęścia gdzie indziej, szukali sławy. Wokalistką jest Maja, imigrantka z Polski, która chce znajdować się jak najdalej od swojej nieodpowiedzialnej matki. Na bębnach gra opiekująca się schorowanym ojcem Katarina, a uderzający w struny kontrabasu Jude wciąż nie potrafi zapomnieć o swojej dawnej miłości i zmaga się z uzależnieniem. Poza nimi znajdzie się jeszcze pianista i kilku członków sekcji dętej. Może nie każdy ma do opowiedzenia tak tragiczną historię, ale z całą pewnością wszyscy są bardzo charakterystyczni. Jak widzisz, życie ludzi związanych z "The Eddy" nie należy do najlżejszych. A będzie jeszcze gorzej, kiedy jedno z nich zostanie zamordowane na terenie klubu...

Dalsza część tekstu pod wideo

The Eddy – recenzja serialu. Przede wszystkim jazz

The Eddy – Jazz płynie z serca

Chazelle kocha jazz. widać to na każdym kroku tak w "Whiplashu", jak i w "La La Land", a teraz i w "The Eddy". Wszystkie prezentowane w serialu utwory zostały napisane specjalnie na tę okazję, a większa część obsady składa się z profesjonalnych muzyków, dla których są to dopiero pierwsze występy przed kamerą. Pietyzm z jakim Chazelle podchodzi do jazzu widać przede wszystkim w wielu scenach prób i występów w klubie. Trzymana ręcznie kamera chodzi wtedy od jednego muzyka do drugiego, ujęcia są bardzo długie - czasami nawet cała piosenka bez jednego cięcia - i całkiem dynamiczne. W pierwszym odcinku operator pokazuje nam wszystkich muzyków, klubowy gwar, rozmowę właścicieli i nawet fragment ulicy przed klubem, a wszystko to na jednym, kilkuminutowym ujęciu. Bardzo imponujące. Brakowało mi trochę pięknie pomyślanych kadrów, jakie reżyser prezentował nam w swoich poprzednich produkcjach, ale te długie ujęcia z ręki potrafią je całkiem skutecznie wynagrodzić.

The Eddy – Reszta się nie liczy

Bardzo chciałbym móc Ci tu napisać, że cała reszta serialu dopieszczona została równie mocno jak warstwa muzyczna, ale nie lubię kłamać. Niestety, tak jak aktorom nie można za bardzo czegokolwiek zarzucić jeśli chodzi o ich warsztat (chociaż drażnił mnie trochę bardzo mocny, polski akcent Joanny Kulig), tak bierze się to w dużej mierze z tego, że nie bardzo mają gdzie popisać się swoimi umiejętnościami. Fabuła "The Eddy" jest bardzo podstawowa i w dodatku niekompletna. Kiedy dowiadujemy się wreszcie kto i dlaczego zabił jedną z postaci, jedyne co przechodzi nam przez myśl to krótkie, beznamiętne "aha". Odcinki zostały zatytułowane imionami postaci na których w danej odsłonie będziemy się skupiać. Część ich historii jest nawet ciekawa, ale to w dalszym ciągu po prostu kawałek czyjegoś życia - pozwala nam lepiej poznać daną osobę, ale brakuje temu wszystkiemu wagi - to co oglądamy bardzo często nie służy wcale szerszej historii, jest jedynie zapychaczem. A kiedy prosisz widza aby poświęcił Ci osiem godzin swojego życia dobrze byłoby gdybyś postarał się aby ten czas nie był później uznawany za zmarnowany. A trochę tak właśnie się czuję po finale pierwszego sezonu. Wygląda na to, że kontynuacja jest już w planach, ale nie wiem czy ciekawi mnie jak dalej potoczy się ta historia.

"The Eddy" to prawdziwa uczta dla fanów Jazzu, którzy znajdą tu świetnie napisaną i jeszcze lepiej zagraną muzykę i... niewiele więcej. Historia jest bardzo prosta i miejscami mocno dołująca, a większość odcinków woli pokazywać jakimi ludźmi są główni bohaterowie, a nie opowiadać zajmującą historię. Jeśli jesteś fanem tego typu muzyki to jest szansa, że "The Eddy" przypadnie Ci do gustu, ale jeśli przede wszystkim chciałbyś zobaczyć zajmującą, trzymającą w napięciu opowieść, to poszukaj raczej gdzie indziej.

Atuty

  • Piękny jazz;
  • Masa długich, świetnie skoordynowanych ujęć;
  • Czasami potrafi chwycić za serce

Wady

  • Bardzo podstawowa fabuła;
  • Raczej powolny;
  • Nie domyka nawet tych kilku napoczętych wątków

"The Eddy" tak bardzo skupia się na graniu pięknej muzyki, że zapomina niemalże o wszystkim innym. Można obejrzeć, ale raczej nie polecam, jeśli nie jesteś fanem jazzu.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper