Narcos: Meksyk, sezon 2 – recenzja serialu. Pablo, wróć!

Narcos: Meksyk, sezon 2 – recenzja serialu. Pablo, wróć!

Jędrzej Dudkiewicz | 17.02.2020, 21:00

Netflix chyba nie spodziewał się, że serial o ściganiu narkotykowych bossów odniesie wielki sukces. Gdy to się stało, zaczęto szukać pomysłów, w jaki sposób można przedłużyć tę produkcję. W ten sposób powstał spin-off, Narcos: Meksyk, który niestety jest jednak o wiele słabszy od oryginału.

Decyzja, którą podjął w pierwszym sezonie Felix Gallardo nie przysporzyła mu zbyt wielu zwolenników, zwłaszcza w amerykańskiej DEA. Planuje ona teraz zemścić się i jeszcze pilniej zaczyna rozpracowywać organizację jednego z najpotężniejszych ludzi w Meksyku. Szybko okaże się, że dla mającego ogromne ambicje Felixa, wcale nie będą to jedyne kłopoty.

Dalsza część tekstu pod wideo

Narcos: Meksyk, sezon 2 – recenzja serialu. Pablo, wróć!

Narcos: Meksyk – całkiem wciągająca, ale dość standardowa historia

Przyznam szczerze, że oglądając pierwszy sezon Narcos: Meksyk spodziewałem się, że historię Felixa Gallardo zamkną w dziesięciu odcinkach. Twórcy tymczasem postanowili rozłożyć ją na dwa razy tyle epizodów, co nie było najlepszym pomysłem pod słońcem. Drugi sezon nie oferuje więc niestety niczego rzeczywiście ciekawego, czy wybijającego fabułę ponad standard tego typu produkcji. Ot, Felix chce coraz więcej, traktuje innych coraz gorzej, rosną mu rywale, a stróże prawa są jeszcze bardziej zacięci w jego ściganiu, niż wcześniej. Jak głosi hasło nowego sezonu serialu, najboleśniej spada się z samego szczytu, co oczywiście można uznać za motto 99% produkcji gangsterskich. Tym, co było więc dla mnie jedną z największych zalet, zwłaszcza pierwszego sezonu Narcos (tego o ściganiu Pablo Escobara), był wielki nacisk na kontekst społeczno-polityczno-kulturalno-gospodarczy prezentowanych wydarzeń. Poza wciągającą historią, serial oferował po prostu kawał pasjonującej historii. W Narcos: Meksyk jest tego o wiele mniej. Owszem, tu i ówdzie zdarza się narracja z offu, tłumacząca co, jak i dlaczego działo się w tamtych czasach w Meksyku (na przykład kwestia bardzo kontrowersyjnych wyborów z 1988 roku). Ale jest tego o wiele za mało. A szkoda, bo powinny to być fundamenty pod zrozumienie obecnej sytuacji, w której północ Meksyku w zasadzie nie należy do państwa, tylko poszczególnych karteli narkotykowych, co – jak sądzę – zostanie zaprezentowane w kolejnym sezonie Narcos: Meksyk. Zamiast tego dostaliśmy generalnie wciągającą (chociaż niektóre odcinki dłużą się bardzo), ale bardzo standardową historię, o której bardzo łatwo zapomnieć zaraz po zakończonym seansie.

Narcos: Meksyk – problemy z większością bohaterów

Dałoby się pewnie to wszystko wybaczyć, machnąć ręką i uznać, że od Narcos: Meksyk nie ma co oczekiwać niczego poza byciem porządną gangsterską produkcją z charyzmatycznymi bohaterami. Problem w tym, że tych ostatnich jest tu jak na lekarstwo. I to na czele z samym Felixem Gallardo. Niby osiągnął on swój cel, stworzył imperium, a jednak cały czas mam wrażenie, że to ledwie pretendent, człowiek, który zdecydowanie za często jest zaskakiwany i któremu zbyt wiele rzeczy nie wychodzi, czy to dlatego, że coś od niego nie zależy, czy dlatego, że popełnia błędy. A jak już coś mu się udaje, to nie do końca można to uznać za zasługę jego inteligencji czy sprytu. Innymi słowy zupełnie nie czuję, że Felix Gallardo jest kimś niebezpiecznym i potężnym, a wypada on tym gorzej, że cały czas mam w pamięci chociażby Pablo Escobara. Zresztą nie tylko jego – kiedy na ekranie pojawia się Pacho Herrera z Kartelu Cali od razu wiem (także dzięki świetnej kreacji Alberto Ammanna), że oto jest człowiek, którego raczej nic nie zaskoczy, który może robić, co chce i ma całkowitą pewność swojej pozycji i nietykalności. To po prostu chodząca charyzma. Wśród ludzi Felixa jest dwóch całkiem ciekawych bohaterów: dość tajemniczy, przebiegły i inteligentny Amado Carrillo Fuentes oraz chcący zostawić za sobą przestępczy świat i zmęczony wszystkim Pablo Acosta. Do plusów ewentualnie mogę zaliczyć jeszcze Joaquina „El Chapo” Guzmana – grający go Alejandro Edda robi dobrą robotę. Jeśli jednak chodzi o resztę postaci, to jest ich za dużo i często są na tyle do siebie podobni, że prawdę mówiąc nie zawsze byłbym w stanie powiedzieć, kto jest kto i dlaczego się z kimś nie lubi. Tak samo zresztą jest w przypadku stróżów prawa ścigających Felixa, dopiero dzięki IMDB przypomniałem sobie, że Walt Breslin pojawił się już w pierwszym sezonie serialu…

Drugi sezon Narcos: Meksyk jest więc średnio udaną produkcją. Jest to serial często nudny, niepotrzebnie się dłużący i rzadko oferujący coś zapadającego w pamięć.

Atuty

  • Kilka ciekawych wątków;
  • Czasem można dowiedzieć się czegoś o kontekście historycznym, politycznym i społecznym…;
  • Ze trzech ciekawych bohaterów

Wady

  • W większości jest to bardzo standardowa historia;
  • …Ale zdecydowanie za mało jest tego kontekstu;
  • Sporo nudy;
  • Dużo nijakich postaci, na czele w sumie z samym Felixem Gallardo

Drugi sezon Narcos: Meksyk nie oferuje niczego nowego, przez co – zwłaszcza w porównaniu z historią Pablo Escobara, wypada bardzo blado.

5,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper