Watchmen, sezon 1 – recenzja serialu. Watch Yourself

Watchmen, sezon 1 – recenzja serialu. Watch Yourself

Jędrzej Dudkiewicz | 17.12.2019, 21:00

Serialowa końcówka roku w wykonaniu HBO jest zaiste piorunująca. Finałowy sezon Doliny krzemowej, udany pierwszy Pani Fletcher, wkrótce kończą się też Mroczne materie. Póki co jednak przyszedł czas na ostatni odcinek Watchmen, którego głównym twórcą jest, mający na koncie takie tytuły, jak Lost i Pozostawieni, Damon Lindelof.

Od komiksowych wydarzeń minęło trzydzieści lat. Prezydentem Stanów Zjednoczonych jest Robert Redford. Tymczasem społeczeństwo wrze. W Tulsie, w stanie Oklahoma, zamordowany zostaje policjant. Sprawcą jest członek tajemniczej organizacji Siódma kawaleria. W okolicy (i nie tylko) dzieje się jednak znacznie więcej, często dziwnych rzeczy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Watchmen, sezon 1 – recenzja serialu. Watch Yourself

Watchmen – wciągająca i wielowymiarowa fabuła

Porywanie się na kultowy komiks Alana Moore’a, jedną z najważniejszych powieści graficznych w historii, wymagało nie lada odwagi i pewności siebie. A także doskonałego pomysłu na to, co i w jaki sposób chce się powiedzieć. Lindelof i reszta twórców serialu taki pomysł znaleźli. Jest więc Watchmen wciągającą próbą zmierzenia się z najróżniejszymi problemami. Jedną z osi fabularnych jest temat wciąż mocno obecnego w Stanach Zjednoczonych (i nie tylko) rasizmu. Nie jest to jednak pokazane w sposób jednowymiarowy. Twórcy w pewien sposób, chociaż nie usprawiedliwiają ich działań, pokazują skąd może brać się konserwatywny kontratak prowadzony przez czujących zagrożenie ludzi. To, po której stronie powinien stać widz, wcale nie jest takie jednoznaczne. Bo obie strony robią rzeczy, których nie powinny, obie też motywują to określoną ideologią. Obie w końcu zasłaniają twarze (Siódma kawaleria i policja), co rodzi najróżniejsze kłopoty. Nic nie jest tu czarno-białe, a kwestie moralne poruszone są w sposób uważny, subtelny i pozostawiający odbiorcy decyzję, co będzie o tym wszystkim myśleć. Podobnie rzecz ma się w związku z rozważaniami dotyczącymi tego, jak dużą rolę odgrywa wolna wola i czy jeśli wiemy, że coś się wydarzy, to możemy temu zapobiec, czy słuszne jest poświęcenie wielu istnień w celu uratowania jeszcze większej liczby ludzi, jaką rolą i czemu tak dużą odgrywa w naszej egzystencji strach. Można by tu pewnie znaleźć jeszcze więcej kwestii, które poruszają twórcy.

Wszystko to opowiadane jest w sposób dość specyficzny. Już nawet nie chodzi o to, że akcja rozwija się dość wolno, przez co momentami można mówić o niepotrzebnych przestojach. Wątki są jednak tak zaplanowane, że początkowo nie bardzo wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi. Z każdym kolejnym odcinkiem elementy układanki zaczynają jednak wskakiwać na właściwe miejsce tworząc w miarę spójną całość. Piszę w miarę, bo zdarzają się też rzeczy, które są słabo wytłumaczone i rodzą pytania, jak coś takiego jest możliwe. Warto za to zwrócić uwagę na to, że niektóre odcinki tworzą niemal zamkniętą, osobną historię, jak chociażby ten, w którym jedna z głównych bohaterek, Angela Abar, rozmawia z pewnym osobnikiem. Cały epizod to w zasadzie ich dialog, przybliżający historię dwóch postaci: spokojnie miałby szansę obronić się jako osobna fabuła.

Watchmen – problem z postaciami

Największy problem mam za to z niektórymi postaciami. I paradoksalnie wynika to w pewnym stopniu z tego samego, za co chwaliłem przed chwilą fabułę wymyśloną przez twórców. Otóż o ile pozostawienie widzowi decyzji, co sądzić o różnych kwestiach i zmuszenie go do myślenia warto chwalić, o tyle bohaterowie potrzebują mieć nie tylko jasno zarysowane charaktery, ale też cele i konkretne motywacje. A z tym bywa różnie. Do tej pory w sumie nie wiem, o co chodzi Angeli Abar i czemu bez przerwy zachowuje się, jakby uważała, że pozjadała wszystkie rozumy i z niczym oraz nikim nie musi się liczyć. Są też postacie, których zmiana względem oryginału jest nieco dyskusyjna: więcej pisać nie mogę, bo byłyby to spoilery. I tak, wiem, że minęło trzydzieści lat, jednak nie wszystko mnie tu przekonuje. Są też bohaterowie, którzy właściwie nie mają charakteru, tylko są nośnikami idei. Żeby było jeszcze dziwniej dodam, że raczej nie mogę się przyczepić do niczyjego występu aktorskiego. Chociażby Regina King jako Angela jest bardzo dobra (bardziej jednak podobała mi się Jean Smart jako Laurie Blake), co jednak nie zmienia faktu, że zarzut, który sformułowałem wcześniej wciąż jest aktualny.

Do plusów na pewno można też zaliczyć ogrom odniesień, zarówno do komiksu, jak i filmu w reżyserii Zacka Snydera, bardzo dobrą stronę wizualną, świetnie dobraną muzykę. Ogółem więc Watchmen jest serialem naprawdę udanym, chociaż osobiście uważam, że stwierdzenie, iż to najlepsza telewizyjna produkcja roku jest przesadzone. Zobaczymy, czy mimo zapowiedzi, HBO jednak zamówi drugi sezon.

Atuty

  • Wciągająca i wielowymiarowa fabuła;
  • Dobre aktorstwo;
  • Ciekawie prowadzona narracja;
  • Świetna strona wizualna i muzyka;
  • Odwołania do komiksu i filmu

Wady

  • Jest trochę absurdów oraz pytań bez odpowiedzi;
  • Niekiedy pojawiają się przestoje;
  • Sporo bohaterów albo nie ma charakteru i jest nośnikiem idei, albo ich charakter jest mało ciekawy

Watchmen to z pewnością serial, który warto obejrzeć. Zwłaszcza, że szanse, iż ten pomysł wypali wcale nie były aż tak duże.

8,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper