Na krańcu świata – recenzja filmu. Dzieci kontra kosmici

Na krańcu świata – recenzja filmu. Dzieci kontra kosmici

Jędrzej Dudkiewicz | 27.05.2019, 21:00

Produkcje naprawdę złe dzielą się na dwie kategorie. Jedna to takie, które są na swój sposób fascynujące i chociaż człowiek wie, że to, co ogląda jest słabe, to jednak czerpie z tego frajdę. Druga to takie, które są po prostu fatalne i irytujące. Do tej drugiej należy niestety nowy film Netflixa Na krańcu świata.

Na letnim obozie w Kalifornii spotyka się czwórka całkowicie różnych dzieciaków: Alex, ZhenZhen, Dariush i Gabriel. Gdy zabawa trwa w najlepsze okazuje się, że Ziemię postanowili najechać kosmici. Nasza ferajna jednak przeżywa, spotyka astronautkę, ta daje im klucz, na którym są dane mogące uratować ludzkość. Rozpoczyna się więc wyprawa do oddalonego o 100 kilometrów tajnego ośrodka w Pasadenie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na krańcu świata Netflix recenzja 1

Na krańcu świata Netflix recenzja 2

Na krańcu świata – nudna, schematyczna i absurdalna historia

Rozumiem chyba, co twórcy mieli w planach. Na krańcu świata, jak sądzę, miało być filmem, w którym młodzi bohaterowie, trochę jak w Goonies, zawiązuje przyjaźń, a w trakcie długiej drogi uczy się czegoś nie tylko o sobie nawzajem, ale przede wszystkim przełamuje własne lęki. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że jednak przekroczona została tu granica umowności, dzięki której wiele można by wybaczyć twórcom. Całość jest śmiertelnie nudna, głównie dlatego, że ciągle powtarza się tu ten sam schemat: postacie idą, napotykają przeszkodę, często w postaci ścigającego ich kosmity, który z jakiegoś powodu nie jest w stanie ich zabić, pokonują ją, idą dalej. I tak w koło Macieju. Po drodze niby są jakieś retrospekcje mające nadać bohaterom głębi i przeszkody wiążące się z trudnymi wyborami, ale w żaden sposób nie da się w to zaangażować. Nic tu nie trzyma się kupy, nic nie ma sensu, a coś, co miało być emocjonującą młodzieńczą przygodą często przypomina pierwsze wprawki studentów szkoły filmowej, którzy jeszcze nie do końca wiedzą, jak napisać scenariusz, jak operować kamerą i jak wywołać w widzu jakiekolwiek emocje, poza irytacją.

Na krańcu świata – beznadziejni bohaterowie

Duża w tym „zasługa” również fatalnych bohaterów. Niby każdy z nich przechodzi jakąś przemianę podczas podróży, zaczyna lepiej rozumieć siebie i rzeczywistość. Jest to jednak zrealizowane w taki sposób, że nie byłem w stanie zmusić się, by cokolwiek mnie to obchodziło. Dialogi są koszmarne, a każda z postaci całkowicie nijaka, względnie niemożebnie wręcz irytująca. Każda z nich wyróżnia się też w zasadzie jedną cechą charakterystyczną i tylko dzięki temu można je od siebie odróżnić. To też doskonały przykład, jak ważny jest odpowiedni casting. Gdy go zabraknie, widz zmuszony jest oglądać dzieci, które bardzo próbują odegrać różne emocje, ale nie są w stanie tego zrobić.

Jest jeszcze jedna kwestia, nad którą warto się pochylić. W zasadzie nie wiem, do kogo ten film jest kierowany. Teoretycznie można by uznać, że do najmłodszych. Problem w tym, że jest tu bardzo dużo żenującego i wulgarnego humoru, nie mówiąc już o tym, że dziecięcy bohaterowie często rzucają straszliwie seksistowskimi tekstami. Zastanowiłbym się więc dwa razy, czy pokazywać go młodym widzom.

Na krańcu świata Netflix recenzja 3

Tym bardziej nie mam zielonego pojęcia, kto wpadł na pomysł, że taki film warto będzie komukolwiek pokazać. Nie ma tu nic, co by mogło zainteresować 99% oglądających. Ani dobrych efektów, ani ciekawej historii, ani akcji. W zasadzie jedyna zaleta to taka, że produkcja jest krótka. Dobrze więc, że Na krańcu świata pojawiło się na Netflixie. Człowiek nie będzie miał wyrzutów sumienia, że po piętnastu minutach przełączy na coś innego.

Atuty

  • Jest krótki

Wady

  • Cała reszta, na czele ze schematyczną i nudą historią, nijakimi bohaterami oraz wulgarnym i żenującym humorem pełnym seksizmu

Na krańcu świata to film prawdziwie fatalny. Kierowany niby do dzieci, które jednak absolutnie nie powinny go oglądać.

2,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper