Casey jest agentką departamentu skarbu USA. Jej zadaniem jest pilnowanie wielkich ciężarówek z pieniędzmi, które zwykle przeznaczone są do utylizacji. Któregoś razu jednak na miejsce, w którym przechowuje się prawie miliard dolarów napaść będą chcieli dobrze zorganizowani rabusie. Casey, wraz z braćmi Willem i Breezem, postara się ich powstrzymać. Wszystkim szyki może pokrzyżować wymykający się swoją siłą wszelkim pomiarom huragan.
Oglądając Huragan miałem dziwne uczucie deja vu. Całkiem niedawno bowiem, ledwie w październiku, w kinach był Geostorm, który pod wieloma względami opowiadał bardzo podobną historię. Tam też był spisek przestępców (aczkolwiek na globalną skalę), niszczycielska potęga przyrody, a nawet relacja dwóch braci, którym ciążą wydarzenia z przeszłości. Jak więc się łatwo domyślić, film w reżyserii Roba Cohena jest do bólu schematyczny i przewidywalny, a także pełen większych i mniejszych dziur logicznych. Jedyny potencjalny moment zaskoczenia widza pojawił się na sam koniec, ale twórcom zabrakło wyobraźni, by podążyć w ciekawym kierunku. Gdyby zrobili inaczej, myślę, że spokojnie dodałbym 1.5 do końcowej oceny.
Huragan mógłby być typowym guilty pleasure, ale jest na zbyt nijaki i zdecydowanie za słabo nakręcony. Większość scen akcji jest zwyczajnie nudna: dopiero ostatnie 10-15 minut można uznać za jakkolwiek emocjonujące. Do tego są tu zaskakująco – jak na produkcję kinową – słabe efekty specjalne: sztuczność tego, co dzieje się na ekranie co i rusz bije po oczach. Nie bardzo jest też tu komu kibicować. Każda z postaci, mimo prób dodania im głębi poprzez traumatyczne historie z przeszłości, definiowana jest w sumie przez co najwyżej jedną cechę charakteru. O ile jeszcze Maggie Grace jako Casey, czy Toby Kebbell przyzwoicie radzą sobie z tak słabymi zasobami, o tyle główni źli są wyłącznie karykaturalni. Przez chwilę miałem nadzieję, że okaże się, iż przynajmniej kobieca postać nie będzie tak do końca standardowa i będzie raz, że kompetentna, dwa, że równa pomagającym jej postaciom męskim. Szybko jednak okazało się, że to kolejna dziewczyna w opałach, którą ładnych kilka razy trzeba ratować z tarapatów. Biorąc pod uwagę, że reżyserem Huraganu jest Rob Cohen, twórca między innymi pierwszych Szybkich i wściekłych czy xXx nie powinno mnie to w sumie dziwić.
Na nic zatem zdaje się całkiem niezłe tempo wydarzeń, czy fakt, że scenarzyści nie zapomnieli o tym, iż nawet podczas heroicznych wyczynów i ratowania wielkich pieniędzy przed kradzieżą trzeba zrobić przerwę na jedzenie czy toaletę (jako że w filmach akcji jest to niezwykle rzadkie, byłem tym pozytywnie zaskoczony. Czytaj: uśmiechnąłem się pod nosem). Huragan to film pozbawiony rzeczywiście spektakularnych momentów, słabo napisany, pełen złych dialogów. Dostarcza tyle rozrywki, że zdecydowanie lepiej poczekać jest aż będzie dostępny na Netflixie, zamiast wydawać ciężko zarobione pieniądze na bilet do kina.