Gamescom 2025. Graliśmy w Towa and the Guardians of the Sacred Tree. Kolorowy roguelite od Bandai Namco

Gamescom 2025. Graliśmy w Towa and the Guardians of the Sacred Tree. Kolorowy roguelite od Bandai Namco

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 20:53

Pierwszą grą, jaką ograłem na tegorocznym gamescomie był ten oto pozornie prosty, acz sympatyczny rogalik od studia Brownies inc. i muszę przyznać, że było to otwarcie całkiem sympatyczne, nawet jeśli niepozbawione swoich problemów.

W „Towa and the Guardians of the Sacred Tree” wcielamy się w tytułową Towę, nieśmiertelną, wiecznie młodą córkę świętego drzewa, które chroni i zapewnia dobrobyt mieszkańcom usytuowanej u jego podnóży krainy Shinju. Kiedy zły bóg, Magetsu zaczyna pokrywać całą krainę toksyczną miazmą, z której na powierzchnię wychodzą demony zwane Magaori, tylko Towa może go powstrzymać. Nie zrobi tego jednak sama. Towarzyszyć jej będzie ośmioro przyjaciół i to właśnie wokół tej zwartej grupy zbudowany został rdzeń rozgrywki „Towy”.

Dalsza część tekstu pod wideo

Z centralnego hubu, którym jest wioska Shinju, wypuszczamy się na wyprawy do sąsiadujących z nią rejonów. Niestety, jednocześnie na spotkanie z czekającym w sercu lokacji Magaori mogą wyruszyć jedynie dwie osoby (co zostało uzasadnione fabularnie). Wybieramy więc jedną postać, która będzie mieczem wyprawy i drugą, której przypadnie rola maga. Każde z bohaterów ma unikalny dla siebie styl zabawy – a nawet dwa, ponieważ każde jedno z nich może być zarówno „mieczem”, jak i „duchem” drużyny. Można więc zdecydować się na preferowany przez siebie styl rozgrywki – wolisz walczyć w zwarciu czy może miotać we wrogów bronią dystansową, trzymając się relatywnie daleko, od potencjalnych kłopotów? Czy twój mag ma używać ataków obszarowych, mocniejszej, ale skoncentrowanej na mniejszym obszarze magii, a może lepszy byłby buff dla głównego atakującego? W teorii brzmi to jak naprawdę ambitna ilość możliwości, ale szybko zauważyłem, że niektóre ataki magiczne powtarzają się u kolejnych postaci, a siekanie mieczem zawsze oferuje podobne (przynajmniej na pierwszy rzut oka) wrażenia.

Towa walka
resize icon

Konstrukcja poziomów to standard, do którego przyzwyczaiły nas już inne rogale tego typu. Wchodzisz do pomieszczenia, czyścisz je z przeciwników (kilka fal), po czym idziesz dalej, zazwyczaj otrzymując wybór, czy za wybicie kolejnej hordy wrogów chcesz losową kartę podnoszącą atrybuty twoich postaci (klasyczny podział na przedmioty zielone, niebieskie, fioletowe i złote), czy może jeden z kilku przedmiotów, które następnie będziesz mógł wykorzystać w wiosce – na przykład do stworzenia sobie nowej broni, z czym wiąże się szereg całkiem wciągających mini gier (choć nie mam pojęcia, czy na dłuższą metę nie staną się one lekko irytujące). Wkrótce po przejściu pierwszego poziomu, będącego czymś na wzór samouczka, delikatnego wprowadzenia w ten świat, odblokujesz też inne możliwe do znalezienia na swojej drodze miejsca, takie jak sklep czy, hmmmm, restaurację (?), jedzenie z której podniesie ci znacząco statystyki na określoną ilość pomieszczeń.

Sterowanie to w większości raczej gatunkowy standard – R1 to klasyczny atak mieczem, po wciśnięciu L1 nasz bohater zrobi dasha w wybranym kierunku, a L2 i R2 to ataki magiczne. W kryzysowych chwilach można jeszcze pomóc sobie atakiem specjalnym, ukrytym pod kwadratem, a dostępnym po naładowaniu specjalnego paska. Jak? Atakując wrogów, oczywiście. Dwoma mechanikami, które wyróżniają „Towa and the Guardians of the Sacred Tree” są zużycie wytrzymałości miecza oraz konieczność opiekowania się dwoma postaciami naraz. Nie brzmi przesadnie świeżo i oryginalnie? Diabeł tkwi w szczegółach! Trwałość naszego ostrza – przynajmniej tego pierwszego – wyczerpuje się całkiem szybko, a walczyć trzeba przecież dalej. Wciskamy wtedy trójkąt, zmieniając ostrze na drugie (oba możemy wybierać dowolnie spośród dostępnego oręża), czemu towarzyszy skok w kierunku przeciwnika, będący jednocześnie kolejną formą ataku. Po kilku szlagach ponownie możemy wrócić do podstawowego oręża i ciachać demony dalej. I tak w koło Macieju... Potencjalnie, daje to olbrzymią liczbę możliwych kombinacji.  Druga sprawa, to fakt, że druga postać również może zostać zraniona, więc musimy pilnować by nie robiła sobie krzywdy. Docelowo jej AI samo podąża za nami najlepiej, jak potrafi, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby nie poruszać się nią w pełni niezależnie za pomocą prawej gałki lub nawet... dać drugiego pada koledze. Wreszcie jakiś kanapowy co-op!

Moim największym problemem z Tową jest trudność w znalezieniu odpowiedzi na pytanie, dla kogo ta gra właściwie jest? Z jednej strony dostajemy raczej prostą, kolorową, pełną ekspozycji i przydługich przerywników fabułę, idealną dla młodszych graczy, z drugiej, już nawet tylko drugi boss może z łatwością zakończyć naszą wyprawę, jeśli nie będziemy ostrożni, co wiąże się z powtarzaniem całego poziomu od początku (nawet i około 40 minut). Nie wiem, czy młodszy gracz będzie miał tyle cierpliwości, żeby powtarzać długie i raczej repetytywne poziomy, na których poza przeciwnikami i okazjonalną pułapką nic się nie dzieje, podczas gdy starszy może stwierdzić, że poziom wyzwania jest dla niego odrobinę za niski. Cóż, pożyjemy, zobaczymy. Premiera już 18.09.2025.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper