
Diabeł nosił garnitur, a Hollywood dało mu twarz Johnny'ego Deppa. Gangsterski hit wart każdej minuty
W mrocznych zakamarkach Bostonu rodzą się legendy, które mieszają krew z atramentem historii. Wyobraź sobie człowieka, który panuje nad ulicami, zawiera pakt z prawem i staje się cieniem, co pochłania wszystko wokół.
To nie fikcja – to prawdziwa opowieść o ambicji, zdradzie i mroku, która wciąga jak bagno. Czasami warto zanurzyć się w ten świat, bo pokazuje, jak cienka jest granica między dobrem a złem, a genialne kreacje aktorskie sprawiają, że nie możesz oderwać od nich wzroku.





Opowieść o manipulacji i zdradzie
Film, oparty na książce Dicka Lehra i Gerarda O'Neilla “Black Mass: The True Story of an Unholy Alliance Between the FBI and the Irish Mob”, przenosi nas do lat 70. i 80. w South Boston. Główny bohater, James "Whitey" Bulger, od drobnego gangstera do króla podziemia, dzięki niecodziennemu sojuszowi z FBI. Reżyser Scott Cooper, znany z “Crazy Heart”, maluje portret miasta, gdzie lojalność jest walutą, a zdrada – codziennością. Produkcja z 2015 roku, z budżetem 53 milionów dolarów, zarobiła ponad 100 milionów, co dowodzi, że publika kocha takie historie – surowe, brutalne i autentyczne.
Dlaczego warto obejrzeć? Bo to nie tylko kryminał, ale lekcja o ludzkiej naturze. Bulger, grany przez Johnny'ego Deppa, jest jak magnes – przyciąga i odpycha. Depp, w transformacji godnej Oscara, znika za maską bladego, zimnookiego mordercy. W wywiadzie dla TODAY powiedział: "Ostatnią rzeczą, którą chcę oglądać, to ja sam". Próbował nawet spotkać się z prawdziwym Bulgerem, by uchwycić jego esencję, ale gangster odmówił. Efekt? Kreacja, która mrozi krew w żyłach, przypominając, dlaczego Johnny Depp jest mistrzem metamorfozy. Widząc go w akcji, rozumiesz, czemu film zbierał pochwały za "chłodną, bezlitosną charyzmę".

Smaczki z planu dodają gorzkiego posmaku
Wiele scen morderstw kręcono w autentycznych miejscach zbrodni, co nadaje filmowi upiornej realności – wyobraź sobie aktorów w lokacjach, gdzie naprawdę lała się krew. Zdjęcia w Bostonie, Lynn i Quincy odtwarzały epokę z dbałością o detale: klasyczne auta, graffiti i parada św. Patryka. Benedict Cumberbatch, jako brat Bulgera, senator Billy, skończył kręcić sceny w lipcu 2014, a Depp – wkrótce po nim.
Reżyser Cooper przyznał w rozmowie z The Frame: "Praca z Deppem to przyjemność, bo on wnosi instynkt, który ożywia postać". Joel Edgerton, w roli agenta FBI Johna Connolly'ego, dodał: "To mieszanka rozumu i serca – przygotowanie jest cerebralne, ale na planie działa instynkt". Ich chemia na ekranie buduje napięcie, pokazując, jak przyjaźń z dzieciństwa przeradza się w toksyczny pakt.

Gwiazdy, które wplatają się w narrację jak pajęcza nić
Johnny Depp, reflektując nad rolą, mówił w Variety: "Najtrudniej pożegnać się z postaciami, które cię zmieniają". Edgerton podkreślał korzyści bycia aktorem-reżyserem: "Rozumiesz, jak prowadzić innych, bo sam przeszedłeś przez to". Te słowa ujawniają, ile serca włożono w film – od charakteryzacji Deppa (te oczy!) po brutalne sceny, jak morderstwo w aucie czy konfrontacje z rywalami Angiulo Brothers. Krytycy chwalą: "To moralna opowieść o złu, które kwitnie dzięki charyzmie". Rotten Tomatoes daje 73% pozytywów, a IMDb 6.8/10, z uznaniem dla "niesamowitej obsady".
Ale co czyni ten film wartym obejrzenia? W erze superhero, to powrót do surowego kina gangsterskiego, jak “Chłopcy z Ferajny” czy “Ojciec Chrzestny, ale z nutą autentyczności. Pokazuje, jak Bulger manipulował systemem, stając się informatorem FBI, aby eliminować rywali. Jego upadek, aresztowanie w 2011 w Santa Monica, zamyka krąg – od ulicznego cwaniaka do legendy. Smaczek? Bulger zginął w więzieniu w 2018, podobno pobity przez współwięźniów, co dodaje filmowi tragicznego posmaku.
Diabeł tkwi w szczegółach
Wywiady tylko podkreślają pasję i umiejętności twórców. Scott Cooper, w Telluride, mówił o wyzwaniu skrócenia historii do dwóch godzin: "Musieliśmy uchwycić esencję grozy". Depp żartował o Oscarze: "Oscar kto? Oscar Mayer?", ale jego rola to majstersztyk – zimna, kalkulująca, ludzka w momentach słabości, jak śmierć syna.
Podsumowując, to film, który wciąga w mrok Bostonu, zmuszając do refleksji nad ceną władzy. Myślę, że warto dać mu szansę, bo łączy fakty z fikcją w sposób, które zostają w głowie. Jak napisano w jednej z recenzji: "To wizualny esej o amoralności, z niuansami, które czynią go wartym czasu". I trudno się z tym nie zgodzić.
Przeczytaj również






Komentarze (13)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych