Resident Evil IX - Capcom nie ma pomysłów na nową część? Oto kilka naszych propozycji

Resident Evil IX - Capcom nie ma pomysłów na nową część? Oto kilka naszych propozycji

Krzysztof Grabarczyk | 13.11.2021, 10:00

Wsi spokojna, wsi wesoła. Finał historii zapoczątkowanej na farmie luizjańskich kanibali przyszedł szybko i jeszcze szybciej przeminął. Resident Evil: Village oceniono bardzo wysoko, zatem tradycyjnie jak na standardy uniwersum. 

Co to oznacza dla nas? Capcom niedawno obiecał darmową zawartość. Biorąc pod uwagę ilość contentu jaki popremierowo otrzymało RE7, aktualna obietnica wydawcy niespecjalnie przekonuje. Twórcy bawią się w koncepcyjną alchemię bez najmniejszego ryzyka sięgając po coraz bardziej zróżnicowaną scenografię. Gdyby w 1999 roku ktoś napisał, że przyszłość cyklu ulokuje się w transylwaniowym folklorze, moja reakcja byłaby jednoznaczna. Tymczasem do promocji gry wykorzystano aparycję Heleny Mańkowskiej, natomiast gracze w licznych wpisach rościli pretensje o czas antenowy gwiazdek Dimitrescu. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Minęło już pół roku od rynkowego debiutu, pojawiają się widma spekulacji co do dalszych losów serii. Idąc wydawniczym tokiem myślenia Capcomu, przyszła pora na kolejny remake. Powszechnie mówi się o Code: Veronica lub najpopularniejszej "czwórce". Wpis dedykujemy jednej wielkiej niewiadomej, czyli dziewiątej odsłonie Resident Evil. Jej powstanie to rzecz pewniejsza niż jutro. Okazuje się, że studio niespecjalnie szuka koncepcji. Czy to czas na ponowną zmianę settingu? A może by tak wrócić do techniczno-koncepcyjnych korzeni? 

Godne zastępstwo 

Resident Evil IX - Capcom nie ma pomysłów na nową część? Oto kilka naszych propozycji

Kilka miesięcy temu poruszyliśmy szerzej temat odejścia Petera Fabiano z Capcom. Dla przypomnienia, jeśli pamiętacie zapowiedź Resident Evil VII: Biohazard podczas E3 2016, odświeżcie sobie demo Kitchen. Zanim oficjalnie ujawniono prawdziwą nazwę gry, obecna tam postać to właśnie cyfrowy odpowiednik reżysera kilku ostatnich części, na czele z genialną renowacją jednonocnej przygody Leona oraz Claire. Fabiano wpadł na pomysł stojący za sukcesem RE7, gdzie akcję skoncentrowano wokół kilku postaci w kameralnej otoczce. Jedna posiadłość na bagnach to koncepcja zapożyczona z klasycznego Evil Dead, o czym świadczy również użyty w grze filtr stymulujący efekt przestarzałej kasety VHS. Bilans sprzedaży jest najwyższym w dotychczasowej historii marki. Village już przekroczyło blisko połowę tej sumy. Wliczając oczywiście wszystkie formy sprzedaży oraz platformy. 

Sukces goni sukces. Ten wymaga kreatywnego myślenia. Morimasa Sato, reżyser Village twierdzi, że strach wymaga ewolucji. Obserwując odważne decyzje związane z koncepcją numerycznych odsłon, jest w tym garść prawdy. Ten zespół obserwuje i kolejno adaptuje ciekawe pomysły do ostatecznej formy nadchodzących projektów. Kiedy insajderskie wtyczki nadawały o lykantropii obecnej w niepotwierdzonej jeszcze "ósemce", mało kto wierzył w możliwy sukces. Wystarczył odpowiedni marketing, forma przekazu oraz mimowolne skojarzenia z RE4. Pytanie jednak brzmi: czy RE8 rzeczywiście nas przeraził? Co zdecydowanie straszy, to nowe/stare pokolenie zombie obecne w Resident Evil 2 (2019). Czasy kiedy dwa lub trzy włóczące się między ciasnymi korytarzami trupy miały już nigdy nie powrócić. Wysyp produkcji opartych na dowolnej eksterminacji hord zombie wypaczył nasze obawy. Współczesna inkarnacja króla survival-horrorów pięknie sprowadziła naszą pewność siebie do parteru. Nawet w 1998 roku sprawne ominięcie skromnej grupki na komisariacie nie było tak trudne jak obecnie. Należę do grona weteranów cyklu. Zombie było ostoją RE od samego początku. 

Capcom choć bardzo skutecznie i wyrafinowanie bawi się w degustację innymi rodzajami grozy, tradycję należy zawsze podtrzymywać. Fabuła oparta na kolejnym wariancie epidemii z udziałem żywych trupów nie wymaga spisywania wymownych elaboratów, przeciwnie. RE zawsze stało historiami sklejonymi na miarę tych z klasy B. Robiło to jednak we własnym stylu z "gwiazdorską" obsadą oraz przede wszystkim, klimatem. Ciekawostki odkrywaliśmy w licznych notkach oraz dokumentach, także przy narracji środowiskowej. W tym zawsze tkwiło piękno gatunku. Eksploracja połączona z walką o przetrwanie. Capcom powinien zrobić dokładnie to, co robi obecnie Johannes Roberts. Ten brytyjski reżyser wziął się za bary z przeniesieniem dwóch legendarnych części na duży ekran. Prognozy są obiecujące, efekt końcowy niebawem zweryfikujemy. 

Wierność tradycji 

Resident Evil IX - Capcom nie ma pomysłów na nową część? Oto kilka naszych propozycji

Gdyby twórcy chcieli kontynuować dziedzictwo Ethana Wintersa, udział w kolejnej części przypadnie Rose. Od zawsze lubiliśmy w uniwersum obecność żeńskich postaci. Tutaj koncepcji scenariusza jest całe spektrum. Brakłoby dnia aby wypunktować choćby połowę z nich. Nadal mamy na przestrzeni lat bohaterów oczekujących na powrót. Wystarczy spojrzeć na historię Billy'ego Coena, jednego z dwojga protagonistów Resident Evil Zero (2003). Od tamtej pory twórcy milczeli na jego temat, natomiast fani wciąż liczą na jakąkolwiek wzmiankę. Niezależnie od podjętych decyzji co do ostatecznej obsady, ponowna obecność Chrisa przysporzy jedynie dodatkowej akcji. Wizerunek tej postać jest już na tyle znany, że ciężko będzie odczuwać strach mając świadomość rozgrywki niezniszczalnym bohaterem, jakim jest pan Redfield. Koniec końców, to ujęcie narracji zdecyduje o sukcesie gry. Czasem nie trzeba nad wyraz kombinować, przekształcać rozgrywki, czasem wystarczy powrót do rodzinnych korzeni. Coś co nadal porywa nostalgią i jest zjawiskowe nawet w obecnych czasach. Jeśli uważacie, że dawne survival-horrory nie straszą, polecamy Tormented Souls

To perełka ostatnich lat w gatunku. Kultywuje metody zapoczątkowane oraz rozwinięte przez Rezydujące Zło czy Ciche Wzgórze. Nie potrzebuje ku temu wielomilionowego budżetu. Liczy się ambicja oraz kreatywność. Tormented Souls jest kolejnym dowodem, że scena niezależna to ostatnie co hołduje dawnym tradycjom w grach. W tym przypadku, horrorach. Dość powiedzieć, że do dzisiaj najbardziej klimatyczną odsłoną jest w moich oczach Resident Evil (2002). Horror uderza z każdej strony. Spencerowskie włości po remoncie nadal powalają klimatem. Wystarczy więc sięgnąć do tej samej koncepcji. Podobały się nam perypetie na bagnistej Luizjanie czy wsi, lecz z tradycją się podobno nie dyskutuje. Morimasa Sato ma nieco racji co do konieczności ewolucji. Lecz istnieje jeszcze inny rodzaj strachu, ten pierwotny. Dla pewności, wydawca powinien zainwestować w zremasterowany pakiet klasycznej, statycznej trylogii. Modły wciąż pozostają niewysłuchane. Klasyczne dziedzictwo z roku na roku jest coraz słabiej dostępne na wyciągnięcie ręki. Pierwszą wycieczkę ku spencerowskim włościom zafunduje już tylko solidna emulacja. 

Chyba, że ktoś ceni stuprocentową zgodność z tradycją dzierżąc pada od kogokolwiek z rodziny PlayStation. Za wyjątkiem ostatniej dwójki (PS4/PS5). Dla kolekcjonerów prawilnym wyborem byłoby wydanie Deadly Silence, ale czy tradycjonalistów? Remake z 2002 otrzymał więcej portowych inkarnacji niż jego faktyczny precedesor. A podobno klasyka od zawsze była modna. Dzisiejsza techniczna kondycja Resident Evil (1996) to połączeniu trójwymiarowe pixel-artu (popatrzmy na "bryłowate" modele postaci) z prerenderowaną sterylnością.

Zanim w planach narodziła się część druga, oryginał charakteryzuje estetyka wnętrz. Z kilkoma wyjątkami. Ściany jeszcze nie obdrapane, jedynie gdzieniegdzie naznaczane grudką krwi, ku nastrojowi do maksimum kameralnego. Pod kątem środowiskowym, oryginał jest "czysty". Historycznie wynika to z pierwszych kroków artystów koncepcyjnych w raczkującym wówczas gatunku. Survival-horror dopiero zaczął się autodefiniować. Dzisiaj, coraz trudniej w niego zagrać, tak po staremu. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Resident Evil Village.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper