DriveClub - krwawy diament, który umarł przedwcześnie

DriveClub - krwawy diament, który umarł przedwcześnie

Krzysztof Grabarczyk | 09.05.2021, 15:00

W dotychczasowej historii marki PlayStation, nie sposób nie wspomnieć o różnorakich seriach wyścigów. Oprócz wiecznych obietnic Yamauchiego, w międzyczasie uraczano nas buńczucznymi zapowiedziami chociażby Ridge Racer (Kaz Hirai wspiął się wtedy na własne kabaretowe wyżyny, sprawdźcie). 

Zdawałoby się, że gatunek na konsolach Sony przynależy do japońskiej braci tworzącej gry, nie brakowało zachodnich przejawów motoryzacyjnej ambicji. Skoro już wchodzimy na ambicjonalną płaszczyznę dokonań, nieistniejące Evolution Studios stanowi tutaj początek ciekawej drogi, niestety już zakończonej, bezpowrotnie. Czy cel został mimo wszystko osiągnięty? O DriveClub można powiedzieć bardzo wiele. Taki krwawy diament na ostatecznej ścieżce zespołu, a także zmarnowana szansa przez właściciela marki - Sony. I wcale nie jest to kolejna zasługa Jima Ryana. Nikt jeszcze o nim nie słyszał. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Koszt ewolucji 

DriveClub - krwawy diament, który umarł przedwcześnie

Zanim kiedykolwiek usłyszeliśmy o Driveclub, Evolution Studio na dobre wryło się w świadomość posiadaczy konsol PlayStation dzięki MotoStorm. Pierwszy, next-genowy produkt towarzyszący startowi PS3. Nie postawiono już na żadnego premierowego Ridge Racera, lecz typowo amerykańską terenową balladę z udziałem motocrossów, monster trucków, z szalenie wygórowanych poziomem wyzwania. O MotorStorm nigdy nie powiem, że należał do ścigałek względnie prostych do okiełznania. Z uwagi na pustynno-kanionowy charakter tras, i ciekawy model jazdy, wyżyłowanie każdego wyścigu przypadało rdzennym hardkorowcom. Nie inaczej wyglądała kwestia z wydanym niespełna dwa lata później sequelem, Pacific Rift. W obu grach przywołujemy na myśl prawdziwie topową jakość prezentacji i dbałość o ponadprzeciętny poziom trudności. Tak zostało do końca życia, studia oczywiście. 

DriveClub był czymś w rodzaju krwawego diamentu. Nie mówimy o jakimś mobbingu wewnątrz struktur, ponieważ Sony wykazało się w tym konkretnym przypadku sporą dawką wydawniczej cierpliwości. Tytuł po drodze zaliczył kilka przesunięć terminu premiery, mocno niedomagał online i wsparciem graczy tuż po premierze na jesieni 2014 roku. PlayStation 4 zaczęło się już na dobre rozkręcać, więc pojawienie się tak przepięknie wyglądającej gry wyścigowej, w dodatku na wyłączność, miało stanowić poważnego konkurenta dla Forza Motosport. Czy tak się stało? Zwolennicy każdej ze stron mogą się spierać w nieskończoność, lecz wszyscy wiemy, że Forza trwa nadal, natomiast DriveClub w tej chwili zaczyna stawać się jedynie reliktem przeszłości. Na chwilę obecną, produkt jest niedostępny nawet w PlayStation Store, więc zainteresowani muszą buszować po aukcjach. 

Piękno wcielone 

DriveClub - krwawy diament, który umarł przedwcześnie

DriveClub można zarzucić niedostateczne przygotowanie do premiery, lecz produkcja miała w sobie rozrywkowy potencjał. Model jazdy robił i nadal robi niesamowitą robotę. Hybrydowe podejście twórców okazało się kluczem do sukcesu. Często w kategorii gier wyścigowych znawcy wskazują jednoznacznie kierunek w stronę arcade'u lub symulatora. Tym drugim zawsze określano Gran Turismo, chociaż może bardziej z uwagi na obecność motoryzacyjnych zagadnień i całej licencyjnej biblioteki. W DriveClub tego nie było, przynajmniej nie w tak znacznej ilości. Sam model jazdy zakrawał na złotym środek pomiędzy symulacyjną rywalizacją a beztroskim śmiganiem pomiędzy rywalami. Zadbano przy tym o realizm, ponieważ nie przypominam sobie drugiej tak wymagającej ścigałki. Ułamek sekundy zawsze decydował o zepchnięciu z pierwszego miejsca, nawet na ostatnie.

Czasami odnosiłem wrażenie, że Evolution celowo zawyżyło poziom jazdy przeciwników sterowanych AI, ponieważ często ich manewry były zbyt "idealne", pozbawione miejsca na jakikolwiek błąd, co wydaje się nierealne jeśli zaliczylibyśmy DriveClub wyłącznie do grona symulatorów. Owszem, gra wyglądała jak życie, w sumie nadal robi wrażenie. Docieramy do jednego z najmocniejszych i ponadczasowych atutów prawie sześcioletniej ścigałki. Gdyby ktoś zapytał mnie o najsubtelniej odwzorowane zjawisko deszczu w grach, bez sekundy zastanowienia wskazałbym ostatnie dokonanie Evolution. Sposób w jaki animowana jest każda pojedynczo spływająca kropla po szybie czy karoserii do dzisiaj prezentuje się obłędnie. Szkoda, że nie doczekaliśmy się nigdy stosownej aktualizacji gry chociażby do osiągów PS4 Pro. Tytuł pozostaje nadal w świetle natywnego 1080p i 30 klatek na sekundę.

Strach pomyśleć jak wpłynęłoby tak znaczne usprawnienie. Nawet przy nie działającym już serwisie online gry, wciąż grindowałbym kolejne punkty kierowcy. Menu DriveClub promowano jako bardzo szybkie i przystępne dla graczy. W zasadzie nie było w tym niczego przełomowego, ponieważ oprócz możliwości zakładania klubów w celu lepszej integracji społeczności, oferowało niewiele. Sony miało plany na stworzenie z DriveClub prawdziwej gry-usługi. Należy przyznać Evolution, że studio włożyło ogrom prac na celu przykładnego wsparcia graczy nieprzerwanie przez dwa lata, do momentu ostatecznego rozwiązania w 2016 roku. Ilość dodatków mogłaby stać się materiałem na sequel, który już nigdy nie powstanie. DriveClub to samotny, zjawiskowy twór, który nadal jest szalenie grywalny. 

Kres marki? 

Po zamknięciu przez Sony drzwi z logiem studia, jego pracownicy znaleźli nowy dom w Codemasters. Ich gra Onrush bardzo przypominała leciwego MotoStorm. DriveClub powstawał w bardzo przyjaznych warunkach, o czym wspominali sami członkowie byłego zespołu. Na tej samej zasadzie wyglądało zakończenie współpracy z Sony. Bez zbędnych afer i nieprzyjemności, a przynajmniej tak twierdziły obie strony. Pomimo rozpadu Evolution, DriveClub zaskarbił sobie sympatię setek tysięcy graczy, czego potwierdzeniem okazało się liczne oburzenie związane z ostatecznym zamknięciem serwerów gry.

Miło również wypadł debiut DriveClub Bikes oraz oczywiście wersji przygotowanej pod obsługę wirtualnej rzeczywistości. Ciężko stwierdzić, czy marka kiedykolwiek powróci. Obserwując mocną koncentrację na tych najbardziej lukratywnych seriach, raczej nie mamy na co liczyć. Pozostają miłe wspomnienia związane z opanowywaniem do pefekcji wchodzenia w każdy zakręt. A tras mieliśmy bardzo dużo, podobnie jak wyzwań związanych z driftowaniem. Ile ja na tym razy przekląłem, to wie już chyba tylko moje wysłużone PS4. Jak wspominacie DriveClub? Świeżość wśród wyścigówek czy tylko ładne, przereklamowane widowisko na kilka minut? 

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper