Astro’s Playroom to tylko pokazówka? Być może, ale ja chcę sequel

Astro’s Playroom to tylko pokazówka? Być może, ale ja chcę sequel

Kajetan Węsierski | 08.12.2020, 22:00

Choć najnowszy tytuł od ASOBI Team miał być zaledwie pokazówką, to chyba nikt nie ma wątpliwości, iż bardzo szybko okazało się, że mamy do czynienia z czymś znacznie większym. Jeśli tylko jest szansa na ewentualną kontynuację, biorę ją w ciemno!

Od premiery PlayStation 5 minęły już prawie trzy tygodnie. Tyle samo dni, odkąd dostałem możliwość położenia moich rąk na nowych kontrolerach, włączenia konsoli i sprawdzenia, co tym razem przygotowało dla mnie Sony. Emocje zdążyły nieco opaść (choć wciąż są stosunkowo wysokie), a ja dalej nie do końca mogę wyjść z zaskoczenia tym, co mi zaoferowano. Nowy Spider-Man jest super, gry zaktualizowane do nowej generacji też są super, ale to wszystko już przetrawiłem...

Dalsza część tekstu pod wideo

Dalej siedzi we mnie jednak, jak znakomite okazało się Astro's Playroom. Gra niespodziewana, swego rodzaju czarny koń początku generacji i tytuł, do którego cały czas wracam w wolnych chwilach, by poprawiać czasy w internetowym rankingu. To, w jaki sposób przedstawiono tu działanie kontrolera DualSense, jest czymś wręcz podręcznikowym. I szczerze? Naprawdę ciężko doszukać mi się tu jakiegokolwiek błędu. Gra od ASOBI zdaje się dopieszczona niezwykle dokładnie.

Przyznam, aby podkreślić to już na wstępie, że nie spodziewałem się po tym tytule zupełnie niczego. Premierowo zakupiłem Spider-Mana i a uroczego robota odpaliłem w oczekiwaniu na zassanie wszystkich potrzebnych danych przez grę od Insomniac Games. Cóż, skończyło się na tym, że zanim przywitałem się z Milesem, splatynowałem Astro’s Playroom – a jestem jedną z tych osób, które nie mają w zwyczaju gonić za trofeami.

Astro’s Playroom to tylko pokazówka? Być może, ale ja chcę sequel

Gra dla każdego

Ogromną siłą startowego hitu od Sony jest jego uniwersalność. To, że zagrać może każdy, zdaje się naturalne. Ale to, że prawdopodobnie spodoba się każdemu – niezależnie od wieku, preferencji czy płci – jest czymś wyjątkowym. Na pewno doskonale zdajecie sobie sprawę, jako wieloletni gracze, jak ciężko jest ulepić projekt, który trafi do szerszego grona odbiorców. Twórcy skupiają się zazwyczaj na konkretnej grupie, tworząc prawdopodobnie jakąś personę. Tu zrobiono krok naprzód.

Ja bawiłem się świetnie, moja lepsza połówka też i podobnie moja siostra. Co więcej – jestem pewien, że także moi rodzice, którzy nie przepadają za grami, świetnie odnaleźliby się w tym świecie. Wszystko przez to, że poziom trudności jest zdecydowanie wyważony. Wcale nie trzeba wiele, by pokonywać kolejne plansze, a dzięki temu, że gra jest stosunkowo krótka, nie ma szans, by się nią znudzić. Wszystko jest wyważone i przemyślane. W żadnym wypadku nie jest to projekt zrobiony na kolanie, aby przedstawić możliwości pada.

Astro’s Playroom oferuje różnorodne przeżycia

I całość tego, do czego się odnoszę, nie byłaby możliwa, gdyby nie to, jak różne doświadczenia może oferować gra. Jeśli nawet nie mieliście okazji grać, ale czytaliście recenzje (wrócimy do nich), na pewno wiecie, że świat Astro’s Playroom dzieli się na cztery pomniejsze lokacje, spośród których każda rozgałęzia się na cztery plansze – dwie standardowe, platformówkowe i dwie bawiące się jakąś mechaniką (latanie statkiem kosmicznym, wspinaczka w stroju mechanicznej małpy i tak dalej). I nie liczę tu planszy finałowej, gdzie czeka nas walka z bossem – równie przemyślana.

Astro’s Playroom to tylko pokazówka? Być może, ale ja chcę sequel

Nie ciężko więc policzyć, że choć poziomów jest ponad szesnaście, to ani razu nie dostaniemy tych samych doznań dwa razy z rzędu. Prosty zabieg, ale sprawia, że rzeczywiście nie zdążymy znudzić się konkretnym elementem rozgrywki. Naprawdę brakowało mi czegoś takiego i prawdopodobnie właśnie tak pomysłowe przeplatanie różnych doznań sprawiło, że wbijanie Platynowego Trofeum było przyjemnością, a nie koniecznością.

Plany? Brak. Szanse? Tak!

W zeszły weekend pisałem o słowach Nicolasa Douceta, szefa japońskiego ASOBI Team, który w wywiadzie dla Magazynu EDGE, poruszył temat planów ewentualnej kontynuacji gry. Jak wspomniałem wtedy, rozmowa miała miejsce jeszcze przed globalną premierą PlayStation 5, więc w zasadzie znano jedynie oceny kilku redakcji – w żadnym wypadku wszystkich, a tym bardziej nie wiedziano jeszcze, jak tytuł zostanie przyjęty przez graczy.

Dziś, z perspektywy czasu, jesteśmy o te informacje mądrzejsi. Astro’s Playroom wypada w ocenach odbiorców nawet lepiej, niż w przypadku redakcji. Z 62 recenzji największych portali, które wzięto pod uwagę do średniej na MetaCritic, otrzymano 8.2 (jeśli przyjmiemy 10-stopniową skalę) – średnia z 471 ocen od „zwykłych” graczy dała aż 9.4. Wybitny wynik – nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

I biorąc pod uwagę, iż CEO studia zdradził, iż duże znaczenie w kontekście dostarczenia ewentualnej kontynuacji będzie miał odbiór właśnie przez ludzi, można być dobrej myśli. Powiedział przecież, że jest jeszcze masa pomysłów, które można wykorzystać i pełno światów, które nadają się do eksploracji. Cóż, ja mu wierzę, a po tym, co zaprezentowali, nie miałbym problemu, aby przy sequelu sięgnąć do portfela.

Astro’s Playroom to tylko pokazówka? Być może, ale ja chcę sequel

Wizja przyszłości

Niedawno zastanawiałem się, co właściwie ASOBI Team mogłoby jeszcze zrobić. Gdzie się udać, aby zaoferować podobne doznania. Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, choć spróbuję spekulować. Pewne jest bowiem na ten moment tylko jedno – raz jeszcze muszą sięgnąć po innowacyjność kontrolera DualSense. To on był tym elementem, który z „dobrej” gry zrobił wybitną. Takie pokazówki zawsze brałbym w ciemno.

Inną znaczącą siłą było żerowanie na nostalgii (i choć brzmi to negatywnie, nie mam nic złego na myśli). Przemierzanie krain, gdzie za każdym rogiem czaiło się nawiązanie do największych marek Sony, było cudowne. Wśród kilku artefaktów, które ukrywano na planszy, były płytki z tytułami klasyków, ale odpowiednio przerobione. Może pójść w tym kierunku? Gdyby tak stworzyć swoiste „parodie” tych gier i odtworzenie ich ważnych wydarzeń, ale w klimatach Astro?

Wiecie, lokacje w stylu „Astro of War”, „Astro Gone”, „Bot Stranding” itd. Klimat poziomów oczywiście odpowiednio nawiązujący do tytułów i ze wszystkimi dobrodziejstwami genialnego DualSense, w którym jestem wręcz zakochany (o czym więcej pisałem w tym miejscu). Z drugiej strony – wierzę, że jeśli już dostaniemy sequel, to ASOBI mocno nas zaskoczy. Zrobili to raz i jestem przekonany, że są w stanie to powtórzyć.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper