Felieton: Ratunku, kupiłem PS4 i nie mam w co grać

Felieton: Ratunku, kupiłem PS4 i nie mam w co grać

Paweł Musiolik | 10.02.2014, 11:31

Zasadniczym problemem związanym z konsolami nowej generacji jest prosty fakt – według ogromnej rzeszy ludzi, którzy kupili konsolę Sony na premierę – nie ma w co grać. Z drugiej strony jest grupka ludzi, która twierdzi, że oni mają co włożyć w szczelinę konsoli i ostro działają z PS4. Najczęściej w takich przypadkach podawany jest przykład Battlefield 4, FIFA 14 lub w drodze desperacji – Call of Duty: Ghosts jako produkcji, w której tryb multiplayer wystarcza na kilka miesięcy. Oczywiście jest w tym dużo prawdy, ale potwierdza to też fakt growej pustyni, która potrwa jeszcze jakiś czas.

Pierwsze zapowiedzi Sony jasno mówiły o tym, że PlayStation 4 będzie miało najlepszy line-up startowy w całej historii konsol tworzonych przez firmę Kazuo Hirai. Ludzie byli tym zachwyceni nie znając jeszcze gier sprzedawanych w dzień premiery. Później także nie było źle. , , , , , , i inne, mniej popularne produkcje, które i tak znalazły sobie odpowiednią niszę. Faktycznie nie wyglądało to jako zestaw skazujący nas na cierpienie. W ostatecznym rozrachunku z zestawienia wyleciał Driveclub i wtedy zaczęły się głosy, że na PS4 tak faktycznie to nie ma w co grać, no bo co za głupek kupi BF4 czy CoDa na nową generację. Jak zawsze mądre głowy na forach decydowały co można kupić, w co można grać i jaki tytuł odpalony na PS4 nie jest obciachem. Gdyby zebrać wszystkie opinie wyszłoby na to, że obciachem była i jest każda gra. Ale zostawmy to, bo temat dyktatury mniejszości na forach był już poruszany.

Dalsza część tekstu pod wideo

Obiektywnie patrząc – nowych marek jest na lekarstwo i producenci postawili jeszcze bardziej na sprawdzone tytuły, których ryzyko słabej sprzedaży jest niskie. Skumulowanie wszystkich gier w dzień premiery powoduje, że kolejne miesiące naznaczone są pustkami. Podobną sprawę obserwowaliśmy przy premierze PS Vita. Na start rzucono nam absolutnie dobry zestaw gier, by czekać aż do czerwca na pierwsze konkrety. Najlepszym wyjściem w takim przypadku byłoby spokojne rozłożenie gier na kilka kolejnych miesięcy tak, by w każdym kolejnym dostępna była jedna premiera. Oczywiście jest to niewykonalne. Raz, że siły przerobowe ludzi są najzwyczajniej ograniczone, a dwa - wrzucenie mniejszej ilości gier, by zapełnić kolejne miesiące, spowodowałoby lawinę krytyki niecierpliwych, internetowych ludzi.

Sytuację starają się wykorzystać wydawcy 3rd party i na szybko klepią porty gier z PS3, by wydać je często w sposób dostępny już na PC-tach. jest tego najlepszym przykładem. Gra wygląda ciut gorzej aniżeli na PC-cie, a ma szansę doczłapać do 500 tysięcy sprzedanych sztuk, co przy łatwości w przenoszeniu kodu między PC a PS4 powinno szybko się zwrócić. Podobnie będzie z , które, mimo że jest świetną grą, sprzedało się po prostu źle. W kolejce stoi jeszcze , , mówi się o , i kilku innych produkcjach, które ograniczone były przez stare konsole. Oczywiście producenci z uwagą spoglądają na pioniera – Tomb Raidera. Jeśli sprzedaż będzie odpowiednio wysoka – lawina ruszy, by w pierwszym roku zalać nas „edycjami definitywnymi”. Nie ma się co oszukiwać – wygłodzeni gracze są w stanie kupić drugi raz tę samą grę, w którą już grali tylko po to, by doznać jej lepszej wersji. Może to być poniekąd spowodowane jakąś racjonalizacją premierowego zakupu. „Skoro mam PS4, a sprzedałem PS3, to w coś muszę grać”.

W podobnej sytuacji byłem przy premierze PlayStation 3. Sprzedałem PlayStation, które miałem od 1998 roku i działało bez problemu (mimo że grałem na nim po kilkanaście godzin dziennie, gdy tylko się dało), sprzedałem PS2 z kilkoma grami (zostawiłem sobie nieukończone God of War), by do 2499 złotych dołożyć tylko połowę. Na premierę wybór nie był oszałamiający. , którego nabyłem, , , , czy (pełna lista tutaj) i obfitował w ogromną ilość gier cross-gen. Do tego problemy producentów z tworzeniem gier na PS3 skutkowały ciągłymi obsuwami ( czy ). Na moją korzyść działał wtedy prosty fakt – nie było mnie stać na kolejne gry i dopiero 3 miesiące później kupiłem Resistance. Wtedy mocno korzystałem z gier na PSX i PS2, by wypełnić nudę po Motorstormie. Dlaczego o tym piszę?

Jak pokazuje historia, sprzedawanie poprzednich konsol z grami, by kupić jeden, nowy sprzęt na którym nowych produkcji jest mało przez kilka kolejnych miesięcy, nie jest najlepszym wyjściem. Premierowi nabywcy konsol często nazywani są testerami wadliwych partii konsol. Może i tak jest, aczkolwiek moja premierowa PS3 jak działała kilka lat, tak działa dalej. W przypadku tej generacji nie sprzedawałem już konsol, wiedząc z doświadczenia, że długo nie będzie na PS4 produkcji wartych 200 złotych. Dlatego, mimo że współczuję wszystkim, którzy kupili konsolę Sony, a nie mają w co grać, to jednak mówię otwarcie, że są sami sobie winni. I narzekanie, że japońska firma jest czemukolwiek winna, jest na wyrost. Winni mogą być jedynie za opóźnienie Driveclub, które tej produkcji wyjdzie wyłącznie na dobre. Po targach Gamescom mówiłem sobie, że gra bez dodatkowych miesięcy będzie średniakiem. Jak widać, ktoś myślał podobnie jak ja.

Pierwszy rok obecności nowych konsol na rynku zawsze jest okupiony szybkimi portami, robionymi po to, by zarobić, małą ilością gier dedykowanych PS4 i ogólną biedą w kwestii nowości. Nauczeni doświadczeniem, zapamiętajcie to sobie i gdy będziecie przymierzać się do kupna PS5 (oby fizyczna konsola powstała) – nie popełnijcie błędu i nie pozbywajcie się PS4 z grami. Bo znowu będzie identyczna sytuacja, a na Facebooku (o ile będzie istniał) znowu będziemy czytać wpisy rozgoryczonych fanów okraszone „oszukaliście mnie, już więcej nie kupię waszej konsoli”.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper