15 lat z serią Gran Turismo. Odcinek drugi - era PS2 i PSP

15 lat z serią Gran Turismo. Odcinek drugi - era PS2 i PSP

VergilDH | 12.05.2013, 12:00

Gran Turismo... dla wielu z nas te dwa słowa wystarczą, by na nowo rozbudzić miłe wspomnienia, związane z setkami godzin zabawy, które spędziliśmy na wirtualnych torach i wirtualnych garażach. Zwłaszcza jeśli mowa o wspomnieniach, jakie są stosunkowo świeże, bo dotyczą minionej dekady. Dzisiaj przypomnimy Wam o tym, jak to drzewiej bywało, kiedy na rynku pojawiały się takie hity, jak trzecia oraz czwarta odsłona serii, a także dwie produkcje, które co prawda nie otrzymały własnej „cyferki”, lecz także potrafiły namieszać całkiem sporo na poletku gier wyścigowych...

Gran Turismo... dla wielu z nas te dwa słowa wystarczą, by na nowo rozbudzić miłe wspomnienia, związane z setkami godzin zabawy, które spędziliśmy na wirtualnych torach i wirtualnych garażach. Zwłaszcza jeśli mowa o wspomnieniach, jakie są stosunkowo świeże, bo dotyczą minionej dekady. Dzisiaj przypomnimy Wam o tym, jak to drzewiej bywało, kiedy na rynku pojawiały się takie hity, jak trzecia oraz czwarta odsłona serii, a także dwie produkcje, które co prawda nie otrzymały własnej „cyferki”, lecz także potrafiły namieszać całkiem sporo na poletku gier wyścigowych...

Dalsza część tekstu pod wideo

Gran Turismo wkracza w drugą generację PlayStation

GT3

Jest rok 2001. PlayStation 2 zdążyło już zadomowić się na rynku i otrzymać pokaźną ilość doskonałych produkcji. Miłośnicy cyklu sygnowanego logo Polyphony Digital od dawna czekali jednak na najmocniejsze uderzenie, jakim miało okazać się Gran Turismo 3: A-Spec. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać – wszak była to już trzecia odsłona cyklu. Mimo wszystko chyba każdy, komu gry wyścigowe nie były obce, był wówczas zainteresowany tym, czy omawiany tytuł w istocie zaprezentuje nam prawdziwe możliwości drzemiące w stosunkowo młodej konsoli Sony. Wieści dochodzące do nas z Japonii jasno dawały nam do zrozumienia, że nasze oczekiwanie jest jak najbardziej uzasadnione. Na dziesięć dni przed europejską premierą, swoją szansę otrzymali amerykańscy gracze, których zachwytom nad najnowszym dziełem Kaza Yamauchiego nie było końca. 20 lipca produkcja dotarła na Stary Kontynent i... tak, zgadza się, błyskawicznie podbiła nasze serca.

Złożyło się na to kilka czynników, które jako całość stanowiły jednoznaczny dowód na to, że w istocie mamy do czynienia z grą wyścigową kolejnej generacji. Należy zacząć od oprawy, która wówczas robiła niesamowite wrażenie. Gran Turismo 3 wyglądało przecudnie, racząc nas niezwykle dopracowanymi modelami samochodów, fenomenalnym oświetleniem i niewiarygodnie dużą ilością detali, jakimi mogły pochwalić się oddane w nasze ręce trasy. Jakby tego było mało, gra działała super-płynnie, co jeszcze bardziej potęgowało wrażenia towarzyszące rozgrywce. Śmiało można stwierdzić, że przed premierą Gran Turismo 3 nie widzieliśmy żadnej gry wyścigowej, która wyglądałaby tak dobrze. Zresztą, produkcja potrafi doskonale obronić się nawet dzisiaj (oczywiście pewna doza wyrozumiałości jest mimo wszystko wymagana).

2

Wtedy jednak również nie żyliśmy wyłącznie grafiką. Doskonale zdawało sobie z tego sprawę Polyphony Digital, dzięki czemu powołano do życia istnego kolosa. Fakt, ilość samochodów nie powalała (dość powiedzieć, że było to mniej więcej 30% z tego, co można było znaleźć w Gran Turismo 2), jednak tę "niedogodność" wynagradzała nam cała reszta. Ot, choćby wyścigi. Tych było osiemdziesiąt, a zostały podzielone zarówno według poziomu trudności, jak i dyscypliny. Mogliśmy brać udział zarówno w zawodach przeznaczonych dla początkujących kierowców i amatorów ścigania, jak i absolutnych profesjonalistów - co więcej, na tych ostatnich czekały również wyścigi wytrzymałościowe, które stanowiły prawdziwy test umiejętności oraz, nomen omen, wytrzymałości. Oprócz tego, Polyphony Digital wprowadziło również dziesięć rajdów, które nie odstępowały wtedy jakością wykonania produkcjom, które skupiały się wyłącznie na jeździe w terenie. Należy wspomnieć również o tym, że Gran Turismo 3 nie było łatwą grą. Niemała w tym zasługa licencji, które należało pozyskać, by dostać się do poszczególnych kategorii, jakie potrafiły napsuć naprawdę sporo krwi. Wrażenia towarzyszące „wbiciu” złotego medalu dawały jednak gigantyczną satysfakcję, przez co zaliczało się je z niekłamaną przyjemnością. Czy to koniec? Absolutnie, gdyż ścigania było tu znacznie, znacznie więcej. Poszczególne mistrzostwa składały się z kilku wyścigów, a często byliśmy także zmuszani do ich powtarzania. Przez kogo? Ano, przez samych siebie, choćby po to, by „uciułać” nieco więcej gotówki i wymienić aktualne cztery kółka na coś przyjemniejszego.

A uwierzcie, że nawet pomimo mniejszej ilości „furek”, w Gran Turismo 3 i tak było na czym zawiesić oko. Do naszej dyspozycji oddano bowiem zarówno powszechnie znane marki, takie jak Aston Martin, BMW, Chevrolet, Honda, Chrysler, Ford, Nissan, Mitsubishi, czy choćby Toyota, jak i pojazdy, które przeciętny Kowalski uznałby za ciekawostki (Tommy Kaira, Tickford, Gillet). Oprócz tego, każdy z nich był podatny na modyfikacje – te nie ograniczały się jednak do instalowania nowych części, gdyż miłośnicy motoryzacji mogli tutaj zaglądnąć pod maskę i spędzić wiele godzin na ustawianiu rozmaitych parametrów, których wymienianie nie ma większego sensu. Dość powiedzieć, że grzebiąc w udostępnionych nam opcjach, można było znacznie usprawnić konkretne cztery kółka, jednak o ich zepsucie wcale nie było tutaj trudno.

3

Kończąc tę falę zachwytów nie mogę nie wspomnieć o jeszcze jednej zalecie, jaką bez wątpienia była warstwa dźwiękowa. Być może okażę się ignorantem, ale muszę powiedzieć, że w moim przypadku przygrywająca nam w tle muzyka schodziła na dalszy plan – pierwszeństwo zawsze miały samochody, które wówczas brzmiały doskonale (dzisiaj większość z nas patrzy na to z nieco innej perspektywy). Na uwagę zasługuje fakt, że wiele wprowadzanych przez nas modyfikacji miało odzwierciedlenie nie tylko w prowadzeniu, lecz również w wydawanych przez silnik odgłosach, co nawet obecnie wcale nie jest standardem. Nie znaczy to jednak, że soundtrack był w jakikolwiek sposób zły. Polyphony wrzuciło tutaj kawałki takich artystów, jak choćby Snoop Dogg, którym towarzyszyło kilka utworów z japońskiej wersji gry. Generalnie, piosenki były na tyle zróżnicowane, że wszyscy gracze bez problemu odnajdywali wśród nich "coś dla siebie". Trudno jednak o wskazanie hitu, jaki zdołałby podbić serca graczy.

Nie ma róży bez kolców, toteż Gran Turismo 3: A-Spec nie było ideałem. Już wtedy dało się bowiem zauważyć, że Kaz Yamauchi i jego świta najzwyczajniej w świecie nie do końca poradzili sobie z przeskokiem do kolejnej generacji. Owszem, gra wyglądała i brzmiała świetnie oraz potrafiła zachwycić stopniem rozbudowania. Można było jednak przyczepić się do Sztucznej Inteligencji zawodników sterowanych przez konsolę – Ci bowiem jeździli „jak po sznurku”, a kiedy na ich drodze znalazła się przeszkoda... nie, nie omijali jej, lecz próbowali ją staranować, by jechać dalej. Niestety, dotyczyło to zarówno niższych, jak i wyższych poziomów trudności, przez co rywalizacja na torze nie dawała nam wrażeń na takim poziomie, jakiego już wówczas sobie życzyliśmy. Oprócz tego, nie wszystkim musiał przypaść do gustu fakt, że samochody prowadziły się tutaj w zasadzie niemal tak samo, jak w poprzedniej odsłonie serii – model jazdy był jednak na tyle przyjemny i łatwy do „ogarnięcia”, że doskonale radzili tutaj sobie zarówno „ścigałkowi wymiatacze”, jak i nowe w temacie osoby.

Co by jednak nie mówić, Gran Turismo 3 było wspaniałą produkcją i jako takie broni się nawet dzisiaj. Kazunori Yamauchi jednak nie próżnował i dość szybko (można to tak ocenić z perspektywy czasu) dostarczył nam kolejny tytuł.

Zabawa w testera prototypów, czyli Gran Turismo Concept 2002 Tokyo-Geneva wjeżdża na salony

4

Wystarczy szybki rzut okiem na średnią ocen Gran Turismo Concept 2002 Tokyo-Geneva, by zauważyć wyraźny spadek formy. Co było powodem takiego stanu rzeczy? Przede wszystkim to, że gdyby dzisiaj miała ukazać się tego typu produkcja, najpewniej zostałaby wydana jako... rozbudowane DLC.

Gran Turismo Concept zadebiutowało w Japonii, jako "2001 Tokyo". Produkcja przyjęła się na tyle dobrze, że Sony postanowiło pójść za ciosem i w 2002 roku wydało w Korei Południowej Gran Turismo 2002 Tokyo-Seul. Zachodni gracze musieli poczekać na swoją kolej, ale w zamian dostali najbardziej rozbudowaną edycję, czyli "2002 Tokyo-Geneva".

W nasze ręce oddano tutaj sto samochodów, a znakomita większość z nich nie jeździła wówczas po prawdziwych drogach. Właśnie dlatego gra stanowiła twór, jaki miał przypaść do gustu głównie pasjonatom motoryzacji, dla których najważniejsze było wrażenie obcowania z samochodami, z jakimi zwykli „śmiertelnicy” przez dłuższy czas nie będą mieli do czynienia. Poważnym zmianom uległ model rozgrywki - zrezygnowano z trybu kariery, a zamiast niego oddano do naszej dyspozycji szereg licencji. Po zaliczeniu każdej z nich otrzymywaliśmy dostęp do dwóch świeżutkich "furek", jakimi mogliśmy się ścigać w trybie Arcade. Niestety całkowicie wyeliminowano opcje związane z modyfikacjami pojazdów. Mimo wszystko i tak było w czym wybierać, gdyż dostaliśmy samochody pokroju Mercedesa SL55AMG, czy choćby Audi TT, które bynajmniej nie były wtedy w zasięgu ręki.

Jeśli zaś chodzi o trasy... cóż, Polyphony się nie popisało i do pakietu torów z Gran Turismo 3: A-Spec dorzuciło jeszcze Tokyo R246 oraz Autumn Ring. Warto nadmienić, że ani grafika, ani mechanika, nie doczekały się praktycznie żadnych zmian. Na takowe musieliśmy jeszcze poczekać dobrych kilka lat...

 

Gran Turismo 4 punktem kulminacyjnym dla serii

5

W tym momencie pozwolę sobie na odrobinę prywaty i szczerze przyznam, że Gran Turismo 4 to według mnie zdecydowanie najlepsza z dotychczasowych odsłon serii. Efektem tego były długie miesiące, jakie spędziłem na grzebaniu przy samochodach i testowaniu ich osiągów, by doszlifować je do granic możliwości... w celu zarobienia łatwych pieniędzy na kolejne pojazdy... Polyphony Digital rozbudowało tutaj w zasadzie wszystko, co tylko się dało, a także dorzuciło kilka nowych rozwiązań. Efekt? Produkcja, która wówczas śmiało zasługiwała na miano „Gran Turismo ostatecznego” - mało kto chyba wierzył, że w tej serii da się osiągnąć jeszcze więcej.

Zacznijmy od najbardziej prozaicznej sprawy, jaką są menusy. Te stały się teraz o wiele bardziej przejrzyste, dzięki czemu przeglądanie wirtualnego garażu oraz wprowadzanie rozmaitych modyfikacji do naszych czterech kółek stało się nieporównywalnie przyjemniejsze. Główny ekran trybu kariery to dobrze znana nam wszystkim mapka, która także doczekała się kilku szlifów i stała się po prostu przyjemna dla oka. Warto nadmienić, że oprócz trybu kariery, mogliśmy się tutaj ścigać w pojedynkę w trybie Arcade oraz w trybach multiplayer. Niestety gra nie wspierała opcji zabawy przez Sieć, przez co byliśmy skazani na rozgrywkę z „kanapowym” znajomym lub... kumplami posiadającymi konsole, którzy byliby chętni na podłączenie ich do siebie i wspólne pyknięcie jednego, czy dwóch wyścigów.

Przestańmy jednak zanudzać i przejdźmy do tego, co lubimy najbardziej. Polyphony Digital przeszło samych siebie i oddało w nasze ręce ponad siedemset samochodów. Żeby jednak nie było zbyt łatwo, o jakimkolwiek podziale na „Standard” oraz „Premium” nikt wówczas nie śmiał wspomnieć, przez co wszystkie cechowały się taką samą dbałością o detale, które mogliśmy podziwiać przede wszystkim w specjalnie przygotowanym trybie "Photo Mode". Już teraz należy wspomnieć o tym, że Gran Turismo 4 zaoferowało nam prawdziwy przekrój przez historię motoryzacji. Oprócz samochodów z najwyższej półki, w nasze ręce oddano także auta dostępne dla średnio-zamożnych ludzi oraz... ano właśnie – pojazdy pokroju Subaru SUBARU 360 z 1958 roku, które z łatwością rozpędzało się do... kilkunastu kilometrów na godzinę. Oczywiście nie jest to najstarszy samochód z listy, o czym świadczy obecność choćby legendarnego Forda T. Nie mogło tu zabraknąć także wspomnianych powyżej modyfikacji, które, podobnie jak poprzednio, dawały nam olbrzymie pole do popisu. Najbardziej zapadł mi w pamięć moment, w którym posiadając samochód Pagani Zonda C12S, zostałem zmuszony do zakupu drugiego egzemplarza. Dlaczego? Ano dlatego, że wcześniejszy stał się najzwyczajniej w świecie... zbyt mocny, by dało się nim normalnie jeździć w wyścigach.

Gra wyglądała znacznie lepiej od poprzedniczki, racząc nas wspaniale wykonanymi samochodami, cudownym otoczeniem i jeszcze lepszym oświetleniem, aniżeli miało to miejsce w Gran Turismo 3. Co więcej, zgromadzeni na torach ludzie zyskali „trzeci wymiar”, co najbardziej rzucało się w oczy... w trakcie rajdów.

Deweloperzy o wiele bardziej się do nich przyłożyli i uczynili z nich pełnoprawny element rozgrywki, który egzystował obok standardowych „wyścigów płaskich”. Jakby tego było mało, nie byliśmy skazani wyłącznie na jazdę po szutrze, gdyż dorzucono tutaj trasy przyprószone śniegiem. Z tłumu gapiów nierzadko ktoś wybiegał nam przed maskę, by wykonać jak najlepsze zdjęcie, co nadawało tej dyscyplinie specyficznego smaczku, jakiego próżno szukać w innych wariantach rozgrywki. By jednak wziąć udział w jakichkolwiek zawodach, należało zdobyć stosowną licencję. System doczekał się gruntownych zmian – pogrupowano je bowiem według rodzaju wyzwania i trzeba przyznać, że tym razem wymagania, jakie należało spełnić, by otrzymać złoty medal, stały się o wiele bardziej wygórowane. Do tej pory nie mogę zapomnieć o testowym przejeździe po torze Nurburgring Nordschleife, na którym nawet najmniejsze wyjechanie poza krawędź toru kończyło się dyskwalifikacją – byłoby to do przełknięcia, gdyby nie fakt, że trasa liczy ponad... 170 zakrętów, toteż o pomyłkę wcale nie było trudno. Kluczem do sukcesu było oczywiście dogłębne poznanie wszystkich jej zakamarków...

Na osobny akapit jak najbardziej zasługuje tryb B-Spec, który co prawda nie mógłby stanowić odrębnej gry, jednak stanowił doskonałe urozmaicenie, a przy tym potrafił zapewnić zabawę na długie godziny. Umożliwiał on bowiem wynajęcie kierowcy, który zastąpi nas w roli uczestnika wyścigu – my natomiast mogliśmy brać w nim niejako bierny udział, udzielają wskazówek naszemu pomagierowi. Otrzymywaliśmy tu dostęp do specjalnego panelu, z którego mogliśmy wyznaczać mu konkretne wytyczne (zjedź do pit-stopu, wyprzedź, utrzymaj prędkość, etc.), a także przyjrzeć się z bliska jego osiągnięciom, sprawdzając nie tylko międzyczasy, lecz także dystans do oponentów oraz inne statystyki, tworzone na bieżąco w trakcie wyścigu.

6

Produkcja nie tylko wyglądała, ale i brzmiała niesamowicie. Ponownie dały o sobie znać doskonałe dźwięki samochodów, które teraz zostały wzbogacone o odgłos... szumu opon(!). W pamięć zapadał również soundtrack, na który składały się takie kawałki, jak "Let's Roll", "Summer Song", "Free Wheel Burning" oraz "Panama" - ten ostatni przygrywał nam w trakcie oglądania intra i powodował gęsią skórkę za każdym razem, gdy uruchamialiśmy grę.

W ten sposób przeminęła epoka PlayStation 2. Nim jednak na sklepowe półki wjechała piąta odsłona serii, Gran Turismo zaznaczyło swoją obecność również na PlayStation Portable.

Gran Turismo w kieszeni

7

Gran Turismo na PlayStation Portable trafiło do sprzedaży w 2009 roku, a zatem w momencie, w którym pierwsza, przenośna konsola Sony miała przed sobą jeszcze długi żywot. Niestety gra nie była tak dobra, jak można by się było tego spodziewać, przez co dzisiaj w zasadzie niewielu graczy o niej pamięta.

Gran Turismo oferowało ponad osiemset samochodów, wśród których znalazły się nie tylko znane nam marki, lecz również kilka zupełnie nowych. Twórcy nareszcie umożliwili nam zasiadnięcie za kierownicami aut ze stajni Lamborghini oraz Ferrari, co dawało mały przedsmak tego, czego mogliśmy oczekiwać od Gran Turismo 5. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że brak jakichkolwiek opcji związanych z tuningiem sprawił fanom serii gigantyczny zawód.

Jeszcze większą wadą tego tytułu był... brak trybu kariery. Twórcy oddali w nasze ręce 45 dobrze wykonanych tras (które znaliśmy z „dużych” części serii), po jakich mogliśmy się ścigać „na sucho” w trybach Arcade. Co jednak najważniejsze, również ilość dyscyplin nie powalała – z całej gamy dostępnych rodzajów wyścigów, ostały się bowiem jedynie trzy: Time Trial, Single Race, Drift Trial.

Co prawda pojawił się tutaj tryb multiplayer, jednak ograniczenie do czterech zawodników (obecne także w przypadku samotnej rozgrywki) potrafiło zaboleć. Na szczęście gra wyglądała i brzmiała bardzo dobrze (jak na możliwości PlayStation Portable).

8

Gran Turismo na PSP możecie sprawdzić również na PlayStation Vita. Produkcja jest tania (31 PLN), jednak obecnie potrafi przestraszyć przede wszystkim grafiką.

Tymczasem żegnam się z Wami i zapraszam do przeczytania ostatniego odcinka niniejszej serii, w którym przybliżymy Wam dzieje Gran Turismo w dobie obecnej generacji konsol.

VergilDH Strona autora
cropper