E-sportowe komiksy - tak było na 26 Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier

E-sportowe komiksy - tak było na 26 Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier

Igor Chrzanowski | 10.10.2015, 22:54

Po wielkim kryzysie jaki dopadł Łódź, w tym wyjątkowym mieście zaczęło upadać dosłownie wszystko - od przemysłu, aż po drużyny sportowe. Jednakże w przeciągu paru ostatnich lat, postapokaliptyczne centrum Polski podnosi się z kolan i próbuje sił w nowych dziedzinach. Jak się zapewne domyślacie, jedną z nich jest rosnąca w siłę kultura geeków i graczy.

Gdy ponad 20 lat temu paru zapaleńców postanowiło zorganizować pierwszą edycję Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, dla lokalnych pasjonatów pojawiło się światełko nadziei, iż pewnego dnia, będzie to wielka impreza. I faktycznie od trzech lat Łodzianie mają własny, wysokobudżetowy konwent, dzięki któremu miasto ma szansę zabłysnąć pozytywnym strumieniem światła, przyciągającym młodych turystów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dwudziesta szósta odsłona zapowiadała się jako ta największa i najlepsza, w dotychczasowej historii rozwoju tego przedsięwzięcia. Po kilkutygodniowej kampanii marketingowej, gorączkowych przygotowaniach i intrygujących zapowiedziach, Festiwal wreszcie wystartował. Już od pierwszych chwil można była zauważyć, iż w tym roku jest jakoś inaczej. Dlaczego? Aby dostać swój bilet wstępu na jubileuszową 25 edycję, trzeba było odstać w długiej kolejce dobre 40-50 minut. Zaś tydzień temu przekonałem się, że ktoś tu w końcu poszedł po rozum do głowy i otworzył więcej niż jedno wejście. Dzięki czemu po 5 minutach już wparowałem na tak zwany „pierścień”.

Tradycyjnie moje oczy powitały pięknie wyeksponowane stoiska wystawców, którzy sprawiali, iż zapragnąłem zostawić im majątek swojego życia. Jak zwykle można tu było kupić dosłownie wszystko – figurki, komiksy ze stajni Marvela, DC, Dark Horse i wielu innych, a ponadto mangi i książki o najróżniejszej tematyce. Dodatkowo z każdego rogu wyskakiwały na nas pomniejsze gadżety w postaci koszulek, przypinek, plakatów, podkładek, zakładek i przeróżnych dupereli.

Oczywiście nie mogło zabraknąć i gier – a tych również było sporo. Dużym zainteresowaniem cieszyły się używane produkcje na konsole obecnej i poprzedniej generacji, zaś fani ciut starszych perełek mogli dorwać parę fajnych okazów na PS2 – w tym nieodpakowane, oryginalnie zafoliowane Silent Hill 3 bądź Haunting Ground.

Na niższym poziomie Atlas Areny – czyli na płycie głównej - odbywały się sztandarowe atrakcje 26 MFKiG. Jak co roku całość została podzielona na niekolidujące ze sobą strefy, w których każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Najbardziej eksponowanym miejscem była wielka scena wzniesiona przy trybunach, którą do podzielono na dwie strony. Po jednej odbywał się Finał 11 Sezonu ESL, w których to walczono o tytuł Mistrza Polski, po drugiej zaś zorganizowano miejsce na resztę konkursów.

Pozostałe sektory były niestety zrobione bez odpowiedniej uwagi i jakości. Zgodnie z planem jaki udostępniono gościom, gdzieś na tej płycie miała być strefa CDP Red – niestety, chodziłem tam aż 8 godzin i nadal nie wiem, która z nich nią była. Czy ta, gdzie bili się ludzie na miecze i uczyli wiedźmińskich pozycji tuż obok młodych adeptów sztuki Jedi? Możliwe. Ale pewności nie mam – a jak się domyśliliście, to nie za dobrze świadczy o organizacji. Tuż obok postawiono skromniutki kącik Gwiezdnych Wojen – mały, biedny i tak naprawdę mało kogo interesujący – nie ma przecież zbyt wielu pasjonatów biżuterii stylizowanych na sagę Lucasa.

Jednakże tym, co mnie jako konsolowca, a ponadto miłośnika bijatyk boli najbardziej, jest tragicznie potraktowany turnieju Fighting Games Challange. Dlaczego uważam, że pomimo radosnej i naprawdę świetnej atmosfery towarzyszącej temu wydarzeniu, było „tragicznie”? Ponieważ podczas gdy mecze w Counter-Strike: Global Offensive, bądź League of Legends pokazywano na wielkim ekranie w pełnej, profesjonalnej oprawie, to zmagania w Mortal Kombat X, Tekken Tag Tournament 2 i , rzucono w małym ciemnym kącie z zwykłego rzutnika obrazu, na średniej wielkości tablicę. Przez to wszystko na prowizorycznym ekranie mało co było widać, co z kolei spowodowało, iż takiego CS-a oglądało na trybunach kilkaset osób, zaś FGC w porywach ze 20. Mimo tego zabawa była przednia, a poziom zmagań wysoki. Zapisy z rozgrywek uczestników możecie obejrzeć na Hitboksie. Trochę szkoda, że starania Mariusza Dziarmagi i Bartłomieja Jakubczyka idą na marne, lecz dobrze, iż nadal ma jąochotę walczyć i promować konsolowy e-sport w naszym kraju.

Równie po macoszemu zorganizowano „konkurs przebieranek”, który w ostatniej chwili zdecydował się poprowadzić Łódzki Fanklub Star Wars. Jak to bywa przy robieniu czegoś na szybko, cały spektakl wyszedł co najmniej źle. Trójka jurorów nie mając chyba pomysłu na to jak ogarnąć dobre show postanowiła, iż całość odbędzie się w formie „przepytywanki”. Cosplayer wchodził na scenę i odpowiadał na proste pytania dotyczące stroju, postaci i uniwersum, z którego pochodzi. Niektórym zawodnikom udało się wydrzeć z tego kilka sekund na zaprezentowanie własnej koncepcji występu, lecz nie było ich zbyt wielu. Jedni trochę potańczyli, inni zaś odegrali scenę napadu z PayDay. Dosyć ciekawą koncepcję miał chłopak przebrany za Ojca Shiro Fujimoto z anime Ao no Exorcist, który wkroczył na scenę wyposażony w dzwoneczek, tacę oraz mały transparent z napisem „Zbieram na sprzęt dla egzorcystów”. Całość wypadła na tyle dobrze, że udało mu się nawet zebrać 2,50 od publiczności.

Niestety, nie każdy miał okazję się w pełni zaprezentować. Gdy po imprezie rozmawiałem z laureatką trzeciego miejsca, dowiedziałem się, że na przykład w jej przypadku „dźwiękowiec” kompletnie zignorował podkład jaki powinien puścić, aby młoda dziewczyna mogła odegrać swoją scenkę. Ponadto można zakwestionować niektóre decyzje sędziów. O ile wygrana naprawdę należała się Ashowi z Evil Dead (miał atrapę piły łańcuchowej, z wbudowanym głośnikiem z udającym ryk silnika), to inne typy już są dosyć krzywdzące. Jako przykład można przytoczyć bardzo słabo przedstawioną postać damskiego Jokera, która otrzymała wyróżnienie i upominek, zaś idealny cosplay Romantically Apocalyptic (można by rzec odwzorowany 1:1), nie doczekał się nawet pochwały. Chwilami miałem wrażenie, że jeśli „komisja” nie znała danego świata, nawet nie potrafiła docenić stopnia pracy, włożonego w realizację strojów.

W zakamarkach ukrytych pod poziomem widowni, na małych i dużych salach konferencyjnych odbywały się przeróżne panele. Tajniki swojej pracy zdradzali tam Redzi, ekipa fanów rozebrała na czynniki pierwsze gry z cyklu Batman Arkham, zaś miłośnicy Star Wars przedstawili swym słuchaczom nadchodzące komiksy sygnowane znaną marką. Ponadto Festiwal swoją obecnością zaszczycili między innymi Grzegorz Rosiński i Andrzej Sapkowski – jedni z najlepszych autorów dzieł fantasy w Polsce. Niestety, ciekawych wystąpień było jak na lekarstwo – zdecydowanie mniej niż chociażby w zeszłym roku.

Wszystkie wymienione do tej pory atrakcje, są jednak niczym przy takiej sile przebicia i takim rozmachu, jakie miało połączone stanowisko Intela oraz ESL. Główny sponsor imprez z cyklu Extreme Masters przeprowadził mały amatorski turniej w Counter-Strike: Global Offensive, w którym do wygrania był procesor szóstej generacji klasy i5. Aby go zdobyć uczestnicy musieli zmierzy się ze sobą w kilku rundach opartych o system eliminacyjny. Dodatkowo z tamtego regionu hali dobiegały regularne i donośne okrzyki „Intel”. Po co? Dlaczego? Otóż lider rynku procesorów rzucał w fanów małymi upominkami, a ten, kto wypruł się najgłośniej, miał największe szansę na dostanie w głowę nagrodą.

Na wspomnianej już wielkiej scenie 11 Finału Mistrzostw Polski Ligi ESL, zmagano się o najważniejszy krajowy tytuł w shooterze Valve oraz League of Legends. W sobotę odbył się pierwszy z nich, w niedzielę zaś kolejny. Miałem okazję przyjrzeć się tylko jednemu z nich, lecz i tak byłem zdumiony tym, jak wielkie jest to przedsięwzięcie. Cała ekipa telewizyjna – reżyser, dźwiękowcy, operatorzy kilku kamer, stanowisko komentatorskie, stolik ekspertów oraz oczywiście kabiny zawodników. Walkę o zgarnięcie puli ponad 30 tysięcy złotych, w typowym dla siebie stylu, poprowadził znany i lubiany Tadeusz „Zooltar” Zieliński. Jak już napomknąłem parę akapitów wcześniej, te rozgrywki przyciągnęły do siebie największą ilość gości MFKiG, którzy z zapartym tchem śledzili poczynania topowych polskich zespołów. Szkoda tylko, że Fighting Games Challange nie otrzymało tak dobrze przygotowanego stanowiska – były na to przecież zarówno środki finansowe jak i możliwości techniczne.

Po zeszłorocznej, jubileuszowej edycji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, byłem bardzo pozytywnie nastawiony do tego, co miało odbyć się w zeszły weekend. Niestety, teraz mam już co do tego wszystkiego nieco mieszane uczucia. Widać, że organizatorzy nie za bardzo wiedzą, w którą stronę ma pójść MFKiG. Czy pozostać imprezą dla komiksiarzy, stać się drugim IEM-em, czy też polskim odpowiednikiem słynnego Evolution. Z tego co mi wiadomo, w przyszłym roku część growa ma odbyć się w Atlas Arenie, zaś komiksowo-mangowa w znajdującym się bardzo blisko budynku, o trochę mniejszej powierzchni. Oby taki podział wyszedł zarówno organizatorom, jak i miłośnikom obydwu źródeł rozrywki na dobre.

Pod groźbą atomowej anihilacji zdjęcia robił Rafał Kawiorski.

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper