
Recenzja książki: „Wektor zagrożenia”
Na sklepowych półkach wylądowała niedawno książka „Wektor zagrożenia”, autorstwa Wiktora Noczkina. Pisarz do tej pory kojarzony był raczej ze S.T.A.L.K.E.R.em, ponieważ spod jego pióra wyszły dwie powieści dziejące się właśnie w tym postapokaliptycznym świecie, jednak tym razem wziął na warsztat uniwersum Survarium.
Gdy wybuchła Pandemia, świat zmienił się nie do poznania. Zginęli niemalże wszyscy ludzie, a ci, którzy przetrwali, stworzyli klany, walczące między sobą o żywność i broń. Upadły wszelkie wartości moralne, a ludzie spotykający się na drogach, zamiast się witać, patrzą, kto ma większą broń za pasem. Pojawiła się też potężna bioanomalia, którą nazwano Lasem. Na śmiałków, którzy odważą się wejść w jego mrok, czekają jedynie mutanty i anomalie.
Aleks jest młodym włóczęgą, radzącym sobie w trudnych czasach, które nastały po wybuchu Pandemii. Dorabia małymi zleceniami, poluje i poszukuje cennych rzeczy, które potem może wymienić na żywność i naboje. Jego największą pasją są książki. Nie przejdzie obojętnie obok żadnej, skrupulatnie układając ją w plecaku obok pozostałych. Jego jedynym przyjacielem jest Szwed – odludek mieszkający na skraju Lasu, do którego boi się zbliżyć większość ludzi. Samotnik ma problem z pamięcią, której odzyskanie jest dla niego sprawą priorytetową. Pewnego dnia nadarza się szansa, aby poznać swoją przeszłość. Oczywiście sprawy układają się tak, że to właśnie Aleks będzie musiał mu pomóc. W międzyczasie dołącza do nich Jana – sprytna włamywaczka, która podpadła wielu ludziom.
W trakcie odkrywania kolejnych faktów, składających się powoli w zgrabną całość i wyjaśniających, kim przed laty był Szwed, bohaterowie narażają się Armii Odrodzenia, Czarnemu Rynkowi i lokalnym bandom. Jak się okazuje, zarówno Odrodzeńczy, jak i Czarnorynkowcy, poszukują tajemniczego poligonu, na którym podobno ukryta jest potężna broń. To właśnie tam znajdują się odpowiedzi na wszystkie pytania dręczące odludka z amnezją, który im więcej się o sobie dowiaduje, tym bardziej boi się ostatecznej prawdy.
Jak przystało na Noczkina, książkę pochłania się szybciej, niż robi to Las z kolejnymi ludzkimi osadami. Autor mocno postawił na akcję, której tempo tylko chwilami zwalnia. Pościgi, ostra wymiana ognia i zadymy w knajpach to chleb powszedni Szweda i spółki. Opisy potyczek wypadają pierwszorzędnie, choć momentami zalatuje akcjami rodem z filmów z Jamesem Bondem (ucieczka motorem przez ugory przed ciężarówką, serio?). Szkoda też, że sami bohaterowie są mało interesujący. O ile sam pustelnik, wokół którego kręci się fabuła, wypada przyzwoicie, o tyle Aleks i Jana to mało wyraźne, wręcz płytkie osobowości.
Za tłumaczenie odpowiedzialny jest, tradycyjnie już, jeśli chodzi o Fabryczną Zonę, Michał Gołkowski, co niewątpliwie ma niebagatelny wpływ na jakość „Wektora”. W moje ręce wpadł egzemplarz recenzencki, przed ostateczną korektą i łamaniem, jednak miałem okazję wielokrotnie się przekonać, że Fabryka Słów, której nakładem ukazała się rzeczona książka, trzyma najwyższy możliwy poziom, zarówno jeśli chodzi o jakość papieru oraz okładki, jak i wspomniane literówki.
Po niezwykle udanym "Łowcy z Lasu", Noczkin miał trudne zadanie, któremu w moim odczuciu sprostał. Wprawdzie w „Wektorze zagrożenia” główne skrzypce gra wartka akcja i ścielący się gęsto trup, jednak duch postapokalipsy na szczęście nie ulotnił się wraz duszami nieszczęśników, którzy stanęli Szwedowi na drodze do prawdy. Jeśli jeszcze nie masz tej książki, a lubisz takie klimaty, koniecznie nadrób zaległości. Zanim to jedna zrobisz, polecam zapoznanie się ze wspomnianą wcześniej książką Andreieja Lewickiego. Survarium rośnie w siłę, co mnie osobiście bardzo cieszy. Czekam na kolejne publikacje!
Tytuł: Wektor zagrożenia
Autor: Wiktor Noczkin
Tłumaczenie: Michał Gołkowski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data premiery: 13 marca 2015 r.
Format: 125 x 195
Liczba stron: 440
Okładka: miękka




Przeczytaj również






Komentarze (16)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych