Silent Hill 3 nie jest ostatnią dobrą odsłoną serii

Silent Hill 3 nie jest ostatnią dobrą odsłoną serii

kalwa | 24.10.2021, 13:00

Silent Hill 3 często określane jest jako ostatnia dobra część tej kultowej serii. Silent Hill miało swoje wzloty i upadki i choć poziom ogólnie spadł, to po oryginalnej trylogii pojawiło się kilka dobrych odsłon.

Silent Hill jest z nami od 1999 roku, kiedy to miejsce miał debiut "jedynki" na pierwszym PlayStation. Historia tej produkcji jest nieco zawiła, bo w założeniu miała być czymś innym niż to, co ostatecznie zostało wydane. Wcale nie musi to dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, że zespół deweloperski, który pracował na pierwszym Silent Hill, składał się z ludzi, którzy nie sprawdzili się przy innych projektach Konami. Również tutaj nie szło im za dobrze, ale postanowili zrobić grę w dużej mierze zgodnie ze swoją wizją artystyczną, co okazało się słuszną decyzją. Więcej napisałem o tym w tym miejscu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pierwsza część okazała się na tyle dużym sukcesem, że postanowiono opracować kontynuację. Silent Hill 2 pojawiło się już na następnej generacji i niemal z miejsca stało się tytułem kultowym. Ten klasyk do dzisiaj jest pod wieloma względami niedościgniony. Zwłaszcza jeśli spojrzeć na to jak twórcy podeszli do budowania atmosfery, klimatu i samej fabuły, której już ogólny zarys może wydawać się wręcz surrealistyczny. Dla mnie (i zapewne wielu z Was) to najlepszy horror w historii branży, o czym wypowiedziałem się tutaj.

Pamiętacie mnie?

Silent Hill 3 nie jest ostatnią dobrą odsłoną serii

W 2003 roku pojawiło się Silent Hill 3. Początkowo miała to być "strzelanka na szynach", ale na szczęście porzucono ten pomysł. Opóźniło to niestety premierę i nieco nadwyrężyło budżet produkcji, ale twórcy na tyle dobrze wybrnęli ze swojego zadania, że w żaden sposób nie odbiło się to na jej jakości - a przynajmniej nie w oczach odbiorcy. W tym samym czasie mniejszy zespół pracował nad inną odsłoną, która ostatecznie stała się Silent Hill 4: The Room.

Silent Hill 3 to w zasadzie jedyna bezpośrednia kontynuacja. Wcielamy się w Heather, którą zastajemy podczas zakupów w galerii handlowej. Zanim jednak przejmujemy nad nią kontrolę, mamy okazję wziąć udział w jej koszmarze sennym rozgrywającym się w wesołym miasteczku. Po wybudzeniu się ze snu idzie zadzwonić do ojca, by chwilę później trafić na maszkary rodem z koszmaru, z którego niedawno się wybudziła. Wkrótce na jej drodze staje fanatyczka religijna o niepokojącej aurze - Claudia Wolf, która utrzymuje, że Heather to klucz do stworzenia nowego świata.

Fabuła, podobnie jak w pierwszej części, skupia się na kulcie religijnym. Osobiście wolę to, co przedstawia "dwójka" ze swoim bardziej psychologicznym i melancholijnym podejściem, ale i ten scenariusz robi swoje. Zwłaszcza, że nie brakuje tutaj ciekawych motywów, które pozwalają spojrzeć na protagonistkę jak na człowieka przytłoczonego przeciwnościami losu. W tym wszystkim nie brakuje ciekawych postaci towarzyszących, jak Douglasa i Vincenta.

Całość śledzi się z dużym zaciekawieniem. Nie brakuje tutaj obrzydliwych i wręcz chorych w swoim charakterze scen (zwłaszcza jedna z końcówki), czy notek, z którymi możemy się zetknąć - na wyróżnienie zasługuje tutaj Stanley Coleman. Sam koszmar z początku gry to coś, co sprawiło, że przy pierwszym kontakcie spanikowany wyłączyłem grę. Musiałem odpocząć i wrócić nieco później, aby poznać resztę opowieści. Dziwię się, że Heather nie zerwała się z wrzaskiem.

Czy to się dzieje naprawdę?

Silent Hill 3 nie jest ostatnią dobrą odsłoną serii

Silent Hill 3 podobnie jak poprzednie odsłony, garściami czerpie z popkultury czy różnego rodzaju sztuki. Najbardziej znaczącym jest (jak przyznają sami twórcy) film Drabina Jakubowa z 1990 roku. To opowieść o weteranie wojennym, który zmaga się z paranoją - a przynajmniej tak to wygląda na początku. Późniejsze twisty fabularne zmieniają ton opowieści. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji obejrzeć, gorąco polecam. Obraz Adriana Lyne'a to po prostu arcydzieło. Inną ważną inspiracją dla twórców jest proza Stephena Kinga, ale to żadna nowość w serii, bo nawiązania do jego książek (czy nawet aliasów) towarzyszą jej od początku.

Wspomniane nawiązania przekładają się w dużej mierze na lokacje, które zwiedzamy. Wystarczy choćby wspomnieć o wózkach inwalidzkich, które pojawiają się zarówno w filmie jak i grze. Nie wspominając o kolorystyce czy wyglądzie pomieszczeń. To drugie to coś co sprawia, że Silent Hill 3 do dzisiaj robi wrażenie. Efekty zastosowane przez twórców są jedyne w swoim rodzaju. Za przykład niech posłuży pomieszczenie z wielkim lustrem. Początkowo widzimy jak w odbiciu pokój pokrywają czarne mazaje, by następnie wydostać się z lustra i zacząć to samo robić z "rzeczywistym" pomieszczeniem i samą Heather. To jednak nie wszystko i więcej takich wizualnych niespodzianek uświadczymy pod koniec gry.

Mowa oczywiście o "koszmarnych" wersjach miejscówek, bo tak jak to miało miejsce w poprzednikach, do czynienia mamy z dwiema wersjami danych lokacji. Dzięki tym efektom twórcy mogli jeszcze lepiej zrealizować swoje nietuzinkowe wyobrażenia. Tworzy to niesamowity klimat, o który trudno w innych produkcjach. W połączeniu z udźwiękowieniem przygotowanym przez Akirę Yamaokę otrzymujemy jedyną w swoim rodzaju mieszankę, która ma potencjał na doprowadzanie do szaleństwa. Zwłaszcza podczas samotnych sesji nocą ze słuchawkami na uszach.

Nieskończony zgrzyt

Silent Hill 3 nie jest ostatnią dobrą odsłoną serii

Zgrzytem może się okazać większe nastawienie na walkę. Likwidujemy tu naprawdę spore ilości przeciwników, począwszy od maszkar o nazwie "Closer", "Double Head" (wyglądające jak obandażowane psy), czy "Numb Body", a na ciężko dyszących pielęgniarkach kończąc. Są miejsca, w których zmierzymy się jednocześnie nawet z sześcioma wrogami, co czasami okazywało się dla mnie męczące.

Jest też czym zabijać potwory, bo Heather znajduje sporo broni. Pod tym względem jest tradycyjnie, aczkolwiek to tutaj po raz pierwszy pojawia się szybkostrzelne SMG. Oprócz tego pojawiają się rurki, strzelby, a nawet katana. Przy tym wszystkim sterowanie zostało nieco rozbudowane i usprawnione, ale nie ma zbyt dużych innowacji - co też spotkało się z krytyką w swoim czasie.

Narzekać można też na krótszy czas zabawy i mniejszą ilość zakończeń. Do dyspozycji otrzymujemy jedynie Dobre i Złe zakończenie, z dodatkowym UFO o komicznym charakterze. Różnych epilogów było dotychczas co najmniej 4. Silent Hill 3 ukończyłem wiele razy i za każdym bawiłem się wyśmienicie. To gra, która do dzisiaj się dobrze broni - a może i lepiej niż kiedyś, bo trudno o coś podobnego, mimo iż upłynęło sporo czasu.

Pokój

Silent Hill 3 nie jest ostatnią dobrą odsłoną serii

Rok po premierze "trójki" pojawiła się czwarta odsłona. Silent Hill 4: The Room przez dłuższy czas uważałem za najgorszą odsłonę. Moim głównym zarzutem była sama rozgrywka, która zbudowana była z kilku nie do końca atrakcyjnych pomysłów. Psująca się broń, ograniczone miejsce w ekwipunku, czy nawet odejście od liniowej konstrukcji poprzedników.

Mimo teorii krążących wśród fanów, "czwórka" od początku powstawała jako część serii. Wprowadzone zmiany miały zapewnić powiew świeżości. To dlatego mamy tutaj swoisty hub (za który służy tytułowy pokój), z którego udajemy się do kolejnych lokacji, czy skrzynię na przedmioty.

W teorii rozgrywka nie prezentuje się źle, jednak kilka znaczących rozwiązań okazało się niepraktyczna. Niszczejąca broń i ograniczone miejsce w ekwipunku prowadziło czasem do tego, że musieliśmy wracać się do pokoju, by porzucić zniszczony kij golfowy, aby móc zwolnić miejsce na przedmiot fabularny. Zabrakło tu zwykłej opcji wyrzucenia zniszczonej broni.

Nigdy nie byłem fanem gier, w których nie sposób było na stałe zlikwidować przeciwników. To jeden z powodów, dla których nieco ciężko było mi na poważnie przysiąść do serii Siren. Tutaj niestety mamy do czynienia z czymś podobnym, choć nie na taką skalę. Podobnego adwersarza można też unieruchomić i o nim zapomnieć, ale jednak niesmak pozostaje - tym bardziej, że przedmiot do tego służący nie starczy na wszystkich. Zabrakło też zagadek, z których przecież seria również była znana - tutaj jeśli jakieś się pojawiały, sprowadzały się do znalezienia odpowiedniego przedmiotu.

Czwarta odsłona nadrabia jednak te braki swoją fabułą i pozostałymi elementami, którymi seria stała od początku. Oprócz dobrze napisanego scenariusza, mamy sporo ciekawej symboliki, nietuzinkowy klimat i genialną ścieżkę dźwiękową. Twórcy zresztą sporo się też nauczyli co po prostu widać. "Czwórka" świetnie radzi sobie z budowaniem atmosfery i budzeniem lęku u odbiorcy. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę zmiany jakie zachodzą w pokoju, w którym uwięziony jest nasz protagonista. Choćby z uwagi na to warto sprawdzić Silent Hill 4: The Room.

Tutaj wszystko się zaczęło

Silent Hill 3 nie jest ostatnią dobrą odsłoną serii

Po czwartej odsłonie pojawiło się Silent Hill Origins, którego celem było opowiedzenie tego, co wydarzyło się przed "jedynką". Spośród wydanych poza oryginalną trylogią (którą Team Silent planowało zakończyć serię) prequel jest moją ulubioną. Deweloperzy z Climax pokazali, że świetnie rozumieją formułę serii, choć początkowo chcieli od niej odejść i mocno zainspirować się Resident Evil 4 (również jeśli chodzi o pracę kamery). Chciano też postawić większy nacisk na walkę, a bohaterowi dać możliwość barykadowania pomieszczeń.

Jednak problemy z silnikiem i niespójność wizji doprowadziły do zmiany konceptu. Zapadła więc decyzja o skupieniu się na stworzeniu gry, jakiej chcieliby fani. W efekcie dostaliśmy w zasadzie bezpieczny produkt, który jednak może z dumą stać obok innych najlepszych odsłon - mimo, iż zabrakło tu pierwiastka geniuszu jakim charakteryzowały się te najlepsze.

Nie zabrakło jednak dobrze napisanej opowieści, która stanowi świetny wstęp do "jedynki" Spotkamy tu znane postacie w młodszych wersjach oraz oczywiście sporo nawiązań do tego, co zaszło później. Rozgrywka to z kolei klasyczne Silent Hill z odpowiednim balansem pomiędzy eksploracją i walką. Wszystko to w niepokojącej atmosferze z jedną z najlepszych w serii ścieżek dźwiękowych opracowanej przez zasłużonego Yamaokę.

Do produkcji podchodziłem początkowo sceptycznie, ale kiedy pierwszy raz zagrałem zostałem miło zaskoczony. Na tyle, że miałem ochotę na więcej. Wskutek czego przeszedłem grę kolejne kilkanaście razy zdobywając wszystkie stroje. Bawiłem się świetnie i mógłbym powiedzieć, że to w tym miejscu kończy się "dobre Silent Hill".

Potrzaskane wspomnienia

Silent Hill 3 nie jest ostatnią dobrą odsłoną serii

Nie jest to jednak takie proste, bo każda z kolejnych odsłon ma w sobie coś dobrego. No, może oprócz Silent Hill: Downpour, bo ta jest porażką pod niemal każdym względem. Spośród pozostałych produkcji wybija się Silent Hill: Shattered Memories - kolejna przygotowana przez Climax. To nowa wersja "jedynki", ale nie jest to remake. Mamy tu bowiem z tą samą historią, choć opowiedzianą na nowo.

Motyw metalu, rdzy i krwi z "koszmarnej" wersji świata zastąpiony został zamrożonym, co sugeruje już sama okładka. Postacie też zostały inaczej zaprezentowane, niż miało to miejsce w oryginale - jak choćby Dahlia, która ze starszej, fanatycznej kobiety zamieniła się w zbuntowaną nastolatkę o ciemnym makijażu. Trzon fabuły pozostał jednak nietknięty, bo wciąż mamy do czynienia z historią ojca poszukującego swojej córki.

Silent Hill: Shattered Memories ma kilka rażących problemów - znów w temacie przede wszystkim rozgrywki. Nie możemy tu niestety walczyć. W normalnych warunkach nikt nas nie atakuje i możemy eksplorować do woli. Potwory pojawiają się jedynie w "koszmarnej" wersji świata i w takich momentach możemy przed nimi uciekać lub się chować. Problem polega jednak na tym, że chowanie się do kryjówki niewiele pomaga, skoro maszkary czekają aż wyjdziemy z ukrycia. Kolejnym problemem jest to, że w takich warunkach musimy rozwiązać zagadkę, która pozwoli popchnąć fabułę do przodu. Oczywiście z szalejącymi wszędzie maszkarami jest to uciążliwe.

Akira Yamaoka spisał się lepiej niż w Silent Hill Homecoming dostarczając znacznie lepszy soundtrack i udźwiękowienie, co pozytywnie wpłynęło na atmosferę. Fabuła też jest dobrze napisana i stanowi ciekawe spojrzenie na to, co widzieliśmy w oryginale. To co jednak spodobało mi się najbardziej to sesje u (jak mniemam) Kaufmanna.

Co jakiś czas trafiamy do gabinetu Dr. K, który przeprowadza z nami sesje psychoterapeutyczne. Odpowiadamy na kluczowe pytania, co wpływa na kolejne fragmenty gry. Ujawnienie naszych strachów wpłynie na formę przeciwników. Zdarzy się też wejść w interakcję z obrazkami, co wpłynie na otoczenie. Coś podobnego pojawiło się później w Until Dawn - jednej z najlepszych filmowych gier od Sony.

Gdyby twórcy lepiej przemyśleli kwestie związane z walką (tutaj akurat jej brakiem), to byłaby to naprawdę świetna gra. Zwłaszcza, że pozostałe elementy prezentują się naprawdę w porządku - jak choćby wielofunkcyjny telefon, który niejednokrotnie okaże się niezastąpiony. Mimo wszystkich wad uważam, że Silent Hill: Shattered Memories warto sprawdzić, bo takich rzeczy było i jest mało. Pozostałe odsłony pominę milczeniem, bo w moim odczuciu nie mają zbyt wiele do zaoferowania. Być może jednak zmienię zdanie przy ponownym podejściu.

cropper