Kiedy nikt nie patrzy (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Czy samo zakończenie może zepsuć cały film?

Kiedy nikt nie patrzy (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Czy samo zakończenie może zepsuć cały film?

Piotrek Kamiński | 22.09.2021, 21:00

Młoda para wprowadza się do pięknego apartamentu w Montrealu. Zauważają, że z ich okien doskonale widać sąsiadów z naprzeciwka, którym najwyraźniej nie przeszkadza uprawianie seksu przed publicznością. To, co z początku jest tylko niewinną ciekawością, szybko przeradza się w obsesję.

Uzewnętrzniam się na tym portalu już dobrych kilka lat. Właściwie odkąd tylko dodano możliwość pisania blogów. Od jakiegoś czasu piszę też (a właściwie to już tylko) oficjalne recenzje i jeśli komuś zdarzyło się kilka przeczytać, to pewnie zauważył, że niesamowicie istotnym, jeśli nie w ogóle najważniejszym elementem filmu jest dla mnie jego fabuła. Przeboleję wszelkie inne niedostatki, jeśli tylko historia jest dobrze skonstruowana (a jednak "Kotom" osiem dałem, więc zdarzają się i wyjątki).

Dalsza część tekstu pod wideo

Kiedy nikt nie patrzy (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Czy samo zakończenie może zepsuć cały film?

Tak więc, odpowiadając na pytanie, czy można zepsuć cały film źle przygotowanym zwrotem akcji, odpowiadam, że moim zdaniem można. Jeśli sam zwrot nie został dobrze przygotowany - w filmie brakuje wskazówek, które by go subtelnie zapowiadały - albo nie mieści się w ramach wiarygodności świata przedstawionego, co jasno wskazuje na to, że przygotowano go przede wszystkim po to aby zaskakiwał i szokował, a nie ponieważ jest naturalnym rozwinięciem fabuły filmu. Napisałem nawet kiedyś na ten temat bloga, którego znaleźć można pod tym linkiem. Jeśli spojrzałeś już na ocenę, to pewnie domyślasz się, że to co dzieje się w trzecim akcie nie zgrywa się za dobrze z resztą dzisiejszego filmu.

Kiedy nikt nie patrzy (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Niezdrowa fascynacja

Pippa (Sydney Sweeney) i Thomas (Justice Smith) postanawiają zamieszkać razem. Wynajmują więc piękne mieszkanie w Montrealu, gdzie już pierwszej nocy ich uwagę przykuwają sąsiedzi z bloku naprzeciwko. On (Ben Hardy) robi zdjęcia - zdaje się, że profesjonalnie - a ona (Natasha Liu Bordizzo) pozuje. Chwilę później zaczynają się całować. Później rozbierać. Ostatecznie on kładzie ją na kuchennym blacie, a sam kuca. Lekko przerażeni, ale i zaintrygowani Pippa i Thomas nie mogą oderwać wzroku. Następnego dnia próbują żyć swoim normalnym życiem, lecz ciągły ruch po drugiej stronie okna skutecznie ich rozprasza. Wkrótce ciekawość zwycięży, a nasi bohaterowie zaopatrzą się nawet w lornetkę, aby lepiej widzieć igraszki swoich sąsiadów. Gdyby tylko na tym poprzestali...

"Kiedy nikt nie patrzy" zapowiada się na całkiem udany thriller erotyczny. Sytuacja bardzo szybko zaczyna przypominać "Okno na Podwórze" Hitchcocka. Niewinna zabawa staje się coraz bardziej poważna, a napięcie z czasem tylko eskaluje. Szkoda więc, że tam, gdzie u mistrza suspensu dochodzimy do satysfakcjonującego punktu kulminacyjnego i mocnego finału, tutaj całe to zbudowane napięcie ulatuje gdzieś, a widz śmieje się, spowity oparami absurdu tak gęstymi, że aż oczy szczypią. Sytuacji nie ratują też, niestety, główni bohaterowie - przynajmniej z początku, bo później jest już lepiej. Ich dialogi to jakaś karykatura normalnej ludzkiej rozmowy. Składają się niemal wyłącznie z ekspozycji, tłumaczenia drugiej osobie, a więc także nam, co czują, co myślą; oznajmiania co dalej zamierzają. Sweeney przynajmniej jest przy tym sympatyczna, ale Smith postanowił, z jakiegoś kompletnie niezrozumiałego powodu, udawać, że ma odrobinę głębszy głos niż w rzeczywistości. Nie brzmi to ani wiarygodnie, ani dobrze. Z czasem jednak przestajemy zwracać na to uwagę, ponieważ skutecznie ściąga ją na siebie intryga . No dobra, nagość pewnie trochę też.

Kiedy nikt nie patrzy (2021) – recenzja filmu [Amazon]. Nigdy nie kończy się dobrze

Technicznie film Mohana prezentuje się bardzo porządnie. Subtelne oświetlenie, kilka (za mało!) interesująco pomyślanych ujęć, podczas których to my jesteśmy podglądaczami, obserwując bohaterów przez szpary, witryny, niedosunięte zasłony. Melodyjna, miejscami mocno melancholijna, w innych momentach zmysłowa, seksowna wręcz muzyka autorstwa Willa Batesa pięknie podkreśla klimat produkcji. Brniemy więc, zastanawiając się co dalej i biernie obserwując jak para głównych bohaterów przekracza kolejne granice. Tragedia wisi w powietrzu, a jeśli zdarzyło Ci się obejrzeć beznadziejnie zmontowany, zdradzający zdecydowanie za dużo zwiastun, to wiesz już nawet o jaką tragedię (a może "tragedie", w liczbie mnogiej?) chodzi. Generalnie nie polecam trailera, jeśli ktoś jest zainteresowany filmem.

"Kiedy nikt nie patrzy" nie jest stricte złym filmem i jestem pewien, że dla wielu widzów, tych których nie odepchnie kompletnie wykolejony trzeci akt, moja ocena będzie zbyt niska. Bo wiedz, że ten zwrot akcji nie jest zły ponieważ nic go nie zapowiada. Wręcz przeciwnie, właściwie od samego początku scenarzysta i reżyser w jednej osobie podrzucają nam co chwilę kolejne subtelne wskazówki na temat tego, co ma nadejść. Problemem jest sam fakt, że wydarzenia trzeciego aktu następują, ponieważ kompletnie przekreślają jakiekolwiek więzi z prawdziwym światem, jakimi fabuła do tej pory mogła się pochwalić. Na koniec można wręcz powiedzieć, że transformacji ulega cały gatunek, który "Kiedy nikt nie patrzy" reprezentuje. Mohan wspomniał w jednym wywiadzie, że pomysł na fabułę wpadł mu do głowy, kiedy odwiedzając przyjaciela w LA zauważył, że jego sąsiedzi paradują po swoim mieszkaniu na golasa. Problem w tym, że to ledwie zalążek całej historii, punkt wyjścia i po seansie jestem względnie pewien, że autor nie miał pojęcia co sensownego można z tą koncepcją zrobić. W rezultacie dostaliśmy wciągający i zdecydowanie miły dla oka thriller erotyczny, który na ostatniej prostej przewraca się, łamie nogi, płacze i sika w majtki. Po czym wstaje i udaje, że nic się nie stało. Nieudolnie.

Atuty

  • Większość scen doświetlono i zaplanowano bardzo klimatycznie;
  • Muzyka;
  • Konstrukcja pierwszych dwóch aktów trochę jak u Hitchcocka;
  • W większości porządne aktorstwo;
  • Sceny erotyczne nakręcone z odwagą, ale i wyczuciem.

Wady

  • Karykaturalny trzeci akt;
  • Dziwnie niepasujący do reszty Justice Smith;
  • Sztuczne dialogi (zwłaszcza na początku filmu).

"Kiedy nikt nie patrzy" to intrygujący thriller erotyczny, który w dół ciągnie niedorzeczne zakończenie. Mimo to, myślę, że warto sprawdzić.

5,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper