Nintendo - gdy dwóch się bije, trzeci korzysta

Nintendo - gdy dwóch się bije, trzeci korzysta

Krzysztof Grabarczyk | 29.08.2021, 16:00

Konsolowy wyścig zbrojeń przybiera na sile co generację. Najstarsze z istniejących mocarstw, Nintendo kroczy trzecim szlakiem, tzw. indywidualnym. Sięgające końca XIX wieku, rodzinne przedsiębiorstwo Yamauchich stosuje się do totalnie odwrotnej polityki zdobywania rynku. Zupełnie jakby wstrzelając się w pewną "niszę", lecz niszowego nie ma tutaj kompletnie nic. Wizerunek legendarnych braci Mario ukształtował całe pokolenia zjadaczy popkulturowej waty. 

Kiedy do Stanów Zjednoczonych przybyły automaty z Donkey Kongiem, branża gier dopiero kształtowała kreatywne autorytety. Nieugięta komercjalizacja napędziła z upływem czasu korporacyjny tok myślenia. Hiroshi Yamauchi w końcu ustąpił, zmęczony wiekiem. Jego miejsce zajął ktoś spoza rodu ojców-założycieli firmy. Pierwszy raz w jej przeszło stu-letniej historii. Pisanej wzlotami i upadkami. Ostatecznie, wielkie Nintendo pozostaje jednym z ostatnich samurajów, który przetrwał nawet pamiętny krach 1983 roku, zabijający potęgę dawnego Atari. Dzisiaj, to synonim jakości. Nie znajdziemy w grach Ninny choćby krzty technicznych niedopracowań. Stąd uważam ten podmiot za mistrza kontroli jakości. I to bez czynnego udziału w technologicznej rywalizacji. W końcu gdy dwóch się bije, trzeci korzysta. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Łatwy kierunek

Nintendo - gdy dwóch się bije, trzeci korzysta

Nintendo od chwili wejścia na rynek z niezapomnianym Famicomem, kształtowało zręby segmentu konsol. We własnym, cukierkowym stylu. Próżno było szukać tutaj pikselowej, umoczonej czerwienią brutalności, restrykcyjne wymogi nie stanowiły żadnej przeszkody w masowej popularyzacji systemu. Nasze rodzime podwórko dopiero lata później skosztowało pierwszego, jeszcze nieoficjalnego dorobku wschodu, Pegasusa. Historia stara jak świat, lecz wywołująca do tablicy postaci niedostatecznie znane w naszym skromnym kraju. Ale to materiał znacznie szerszej dywagacji, tradycyjnie na inny wpis. Tymczasem pierwszym znakiem nowych czasów dla firmy stało się podniesienie rękawicy rzuconej przez Sony, w ramach odwetu niepowodzenia współpracy. PlayStation wprowadziło miliony graczy w erę 3D, zarezerwowaną jedynie dla kultury PC. 

Nintendo 64 poniosło kleskę, może nie tylko druzgocącą, co znaczącą. Do dzisiaj, wielu entuzjastów retro-grania marzy o mini-konsolce hołdującej pierwsze, bryłowate osiągnięcia Nintendo w 64-bitowym środowisku. Marzyć zawsze warto, podobno. Przyszedł czas na rozpoczęcie prezesury nieodżałowanego Satoru Iwaty, wzoru do naśladowania dla reszty CEO dużych firm. Poczucia przyznania się do błędu, wyciągania z finansowego dołka, szukania inspiracji w nowych rozwiązaniach, sięgania dalej niż reszta. Przy jego wizerunku, pojęcie imperatywu instytucjonalnego nabiera barwnego znaczenia. Poważną próbą nadążania za rywalami okazała się szósta generacja konsol. To jest właśnie moment kulminacyjny w całej historii potrójnej rywalizacji. PlayStation 2 zdominowało domowe salony dzięki wielkiemu poprzednikowi. Xbox stanowił totalną nowinkę techniczną, promowaną nazwiskiem Billa Gatesa, z najlepszym tytułem startowym w całej historii konsol, Halo: Combat Evolved. Odpowiedź Iwaty była skromna, lecz zdecydowanie najbardziej konsolowa charakterem - GameCube. Legendarną kostkę wspominam jako zalatujący sucharem "sprzęt z duszą". Kto się nie zgadza, zapraszam do komentowania. 

Dla Nintendo, to pole nowych doznań w temacie współpracy z zewnętrznymi wydawcami. Słynny kolektyw "Capcom 5" opiewający przede wszystkim na cykl Resident Evil czy fantastyczne Viewtiful Joe. Mimo ciekawej oferty w katalogu, Nintendo przegrywa już drugi raz z rzędu. Trzecia runda z negatywnym wynikiem oznaczałaby techniczny nokaut finansowy. Microsoft czy Sony - to producenci wielowymiarowi, rynek gier stanowił jedną z gałęzi działalności. Tymczasem Nintendo skupiło się wyłącznie na branży interaktywnej rozrywki. Nie przypadkiem wywołuje osobę zmarłego CEO Nintendo, który podjął decyzję brzemienną w skutkach, niedosłownie przyczyniającą się do ogólnoświatowego, gamingowego boomu, jaki nawiedził świat po 2008 roku. Wystarczyło obrać łatwy, lecz kompletnie ryzykowny i nieznany kierunek. Wszystko uzyskane na drodze prostoty oprawy, lecz z siłą przebicia wynikającą z odpowiedniego marketingu oraz iluzorycznej rewolucji gdy ta wyszła spoza ramki prototypu (Revolution, anyone?). Przed Państwem, Nintendo Wii - najważniejsza konsola w nowoczesnej historii rodziny Mario. 

Jabłkowy posmak 

Nintendo - gdy dwóch się bije, trzeci korzysta

Wysokie ceny, limitowane nakłady, szeroko pojęta ekstrawagancja marki wewnątrz marketingowej koncepcji. Te wszystkie zależności tworzą obraz firmy podobnej Apple. Klamrą spinającą niechaj stanie się fakt wejścia Nintendo w sektor mobilny, z pierwszeństwem dla urządzeń wspierających iOS. Czy to dzieło przypadku? Absolutnie. Wiele osób zarzuca koncernowi z nadgryzionym jabłuszkiem zbytnie nadużywanie pułapu cenowego. W gruncie rzeczy na tym się kończy, ponieważ firma zdaje się konsekwentnie powtarzać tę samą taktykę. Siła marki jest dla wielu klientów niczym racja stanu, po prostu musi być. Czy to samo rzeknę o przedmiocie dzisiejszego wpisu, Nintendo? Po śmierci Satoru Iwaty, wschodni potentat znalazł się na rozdrożu. Rozwidlonym bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nintendo całkowicie odcięło się od konsolowych wojenek. 

Retoryka tego zjawiska polega zawsze na tym samym, rację mają jedynie ci, którzy nie wychodzą poza obszar swojego obozu. Od zarania dziejów. Marzeniem Satoru Iwaty jeszcze za życia stało się usposobienie wizerunku firmy hydraulika niczym "lifestyle". Sam powszechnie szanowny CEO nie doczekał już tych dni. Choć był z nami w momencie historycznego triumfu, kiedy Wii wytyczało szlaki dla niedzielnej publiki, kompletnie niezaznajomionej z grami. Wierzył, że nasz przemysł został stworzony dla wspólnej rozrywki, nie dochodzenia słuszności posiadanej platformy. Nastał moment, w którym Nintendo wróciło do dawnej filozofii, jeszcze sprzed rywalizacji z wielką Segą, gdy rządził MegaDrive. Opuszczenie raz na zawsze niekończącej się odysei "Console Wars" stworzyło dzisiejsze Nintendo. Iwata je zapoczątkował. Kiełkujące pomysły w głowach następców wielkiego sternika japońskiego potentata do dzisiaj sukcesywnie podążają drogą zmarłego mistrza. Sukces Nintendo Switch, konsoli na swój sposób kompletnie elitarnej, z kosztownymi akcesoriami oraz wariantami, trwa w najlepsze. Sprzęt liczy już ponad cztery lata, lecz nie zwalnia tempa, czego dowodem jest zapowiedź OLEDowego modelu. 

Mocne wejście Pokemon Go, linie odzieży. Sukces goni sukces. Nintendo Lifestyle nabiera barw. Firma adaptuje się do rozwiązań pozostałych graczy na rynku. Dawniej nie wierzylibyśmy w remastery największych hitów. Tymczasem Super Mario All Starz deklasuje listy sprzedaży, z limitowanym nakładem, po czym wartość znacznie wzrasta. Tendencja obecna podczas niemal każdej nowej premiery nintendowskich pozycji. W końcu zacznie być firmowym standardem. Nintendo jest chyba na najlepszej pozycji rynkowej. Totalna niezależność od technicznego wyścigu zbrojeń, wytyczanie autorskich szlaków przy jednoczesnej tradycji najwyższej jakości. Podobną drogą zaczyna kroczyć Microsoft, lecz do braci Mario jeszcze bardzo daleka droga. Dzisiejszy, rynkowy luksus Nintendo to wypadkowa ponad stuletniej ewolucji, pojawienia się wybitnych umysłów i zapewnienia wciąż tej samej, niezawodnej metody rozrywki kolejnym pokoleniom graczy. Nintendo, czyli Apple branży gier. Tak trochę. Zgadzacie się? 

Źródło: własne
Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper