Oto trzy najgorsze gry, w jakie grałem w życiu i nikomu ich nie polecam

Oto trzy najgorsze gry, w jakie grałem w życiu i nikomu ich nie polecam

Kajetan Węsierski | 28.03.2021, 16:00

W życiu grałem w wiele gier, ale kilka szczególnie zapadło mi w pamięć. I to bynajmniej nie ze względu na to, jak niesamowite były. Przedstawię Wam dziś trzy tytuły, które były tak złe, że nie byłbym w stanie polecić ich absolutnie nikomu. Nawet w formie żartu!

Gram przez większość mojego stosunkowo krótkiego życia. Zresztą – lwia część z obecnych tu pasjonatów ma podobnie, a niektórzy prawdopodobnie przesiedzieli w wirtualnych świata nawet dwa razy więcej niż ja. Nic w tym dziwnego, ale nie potrzeba mieć takiego doświadczenia w grach, b zrozumieć, że jest z nimi, jak z każdym innym medium. Trafiają się bowiem produkcje niesamowite, przeciętne i koszmarnie słabe.

Dalsza część tekstu pod wideo

Choć jest to normalne, niekiedy bardzo łatwo wpaść w pułapkę hucznych zapowiedzi,  zamiłowania do danej marki, albo po prostu młodzieńczej głupoty. W moim przypadku kilka razy się to zdarzyło, a przy tym były momenty, gdzie na przykład projekt z recenzji okazywał się kompletnym niewypałem. Tak już bywa i z tych względów, choć staram się dość mocno przesiewać gry, na które poświęcam czas, zdarzały się błędy.

I dziś właśnie o nich – pozwólcie, że przedstawię Wam trzy tytuły, które były dla mnie ogromnymi niewypałami. Projekty, które śmiało mógłbym określić najgorszymi (albo przynajmniej jednymi z takich), w jakie miałem okazję grać w całym moich życiu. Pozycje, których nie poleciłbym zupełnie nikomu – nawet w formie ciekawostki. Czasem lepiej wyrzucić pieniążki, niż wpłacić je na kilkugodzinne poczucie irytacji. Zresztą – przejdźmy do sedna.

Rambo: The Video Game

Bardzo często wspominałem na łamach portalu, że jestem ogromnym fanem Sylvestra Stallone’a. Uwielbiam jego role – szczególnie te najgłośniejsze. Filmy o Rockym Balboa oraz Rambo oglądałem po kilka razy i zazwyczaj bawiłem się naprawdę dobrze. Nawet pomimo faktu, że znałem na pamięć ich przebieg oraz pewną sztampowość, która stanowiła nieodłączny element tego typu produkcji. Najważniejsza była akcja.

I byłem przekonany, że podobnie będzie w przypadku gry Rambo: The Video Game, która ukazała się na PC, PlayStation 3 oraz Xboksa 360. Ja miałem nieprzyjemność bawić się na tym ostatnim i... Damn, ależ mi to napsuło krwi. Liczyłem naprawdę na coś ciekawego, nawet pomimo tego, że sam zwiastun zapowiadał raczej kłopoty, aniżeli przyjemną rozwałkę jednym z najpopularniejszych żołnierzy na świecie.

Wszystko tam kulało – od sterowania, przez grafikę, aż po wydajność. Właściwie jestem w szoku, że gra ukazała się w 2014 roku i ktoś dał na to pozwolenie. Pełno błędów, masa niedociągnięć i kolejny pokaz tego, jak zmarnować głośną licencję w pogoni za pieniądzem. Ekipa z Teyon zdecydowanie powinna odpuścić sobie produkowanie gier na podstawie filmów, albowiem to nie jest łatwa sprawa, a oni mają do tego szczególnego pecha.

Fast & Furious Crossroads

Ta gra jest dowodem na dwie rzeczy. Pierwsza – warto słuchać swojego Szefa. Gdy Roger pisał w recenzji o tym, że to murowany kandydat do najgorszej gry roku (tekst możecie przeczytać w tym miejscu), nie chciało mi się wierzyć. Próbowałem wmówić sobie, że przecież nie może być tak źle! To jest Vin Disel, to moi ukochani Szybcy i Wściekli! Taaak... Jedyne, co mi po tym pozostało, to wpis do tego artykułu.

Drugą rzeczą, którą potwierdził ów tytuł, jest fakt, że nie zawsze zamysł, który ma ogromny potencjał i stanowi silną markę na jakiejś gałęzi popkultury, może być niezły również w świecie gier. Cóż, właściwie przykładów na to jest całe mnóstwo, a o jednym wspomniałem przecież kilka akapitów wyżej. Fast & Furious Crossroads raz jeszcze dobitnie to niestety potwierdziło, a ja musiałem pogodzić się z faktem, że na dobrą grę w tej licencji jeszcze poczekam.

Projekt zajmuje jakieś cztery godziny i choć przejście go powinno zaliczać się do krótkich doświadczeń, to ja zdążyłem się tam wynudzić! Brzmi to absurdalnie, ale tak właśnie było. Co więcej – oprawa nie przystoi na 2020 rok, a zamysł na misje oraz fabułę wołał o pomstę. Nie chcę wspominać przy tym modelu jazdy, bo byłaby to ujma dla tego określenia. Tu go kompletnie zabrakło. A szkoda, bo możliwości były naprawdę spore.

HBO Boxing

Kolejny raz projekt, który mocno zawiódł moje oczekiwania. Tym razem wiązało się to z nieco innym aspektem, a sama gra jest bez wątpienia znacznie mniej znana, niż dwie, o których wspomniałem wyżej. Nie mogę jednak o niej nie napisać, albowiem poczułem się przez nią bardzo skrzywdzony w dzieciństwie (źle to brzmi) i dopiero Fight Night przywrócił moją ochotę do sportowych bijatyk... Cóż, zacznijmy jednak od początku.

Już w dzieciństwie byłem bardzo zajarany boksem – uwielbiałem oglądać walki, a sam mam za sobą kilkuletnią przygodę z tym sportem (swoją drogą, polecam każdemu!). I gdy tylko mały Kajtek, jakoś na początku podstawówki, dowiedział się, że może pograć sobie w boks, był niesamowicie podekscytowany. Choć nie miałem wtedy żadnych oczekiwań, zero jakichkolwiek porównań oraz brak problemów z graniem w nawet największe crapy, to było nie do zniesienia.

HBO Boxing  nie dawał mi absolutnie żadnej frajdy – zupełnie nic. Mechanika walki była okropna, a siły ciosów nie dało się poczuć nawet przez moment. Właściwie można było odnieść wrażenie, że bokserzy w ringu robią swoje. I może chociaż z oglądania czerpałbym przyjemność, ale graficznie stało to na fatalnym poziomie. A dodając do tego liczne błędy, które zdarzały się ciągle, mogliśmy mówić o ogromnym zawodzie. No bo, kurczę, jak można stworzyć grę o boksie i nie zadbać o detekcję kolizji? Absurd.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper