Na celowniku (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Walka o przetrwanie

Na celowniku (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Walka o przetrwanie

Iza Łęcka | 12.02.2021, 21:00

Produkcje skandynawskie z roku na rok cieszą się coraz większą popularnością wśród widzów. I trudno się dziwić, w końcu unikatowy klimat, ciekawie poprowadzona kamera oraz intrygujące historie to cechy serialów oraz filmów, które są szczególnie dobrze przyjmowane. Jaki natomiast jest najnowszy film Netflixa opowiadający o parze, która próbując ratować związek, przeżywa przerażające chwile w górach? Zapraszam do recenzji „Na celowniku”.

David i Nadja wyruszają na kilkudniową wycieczkę w góry, która oprócz odpoczynku ma spełnić znacznie ważniejszą rolę. Para od pewnego czasu przeżywa kryzys. Ją męczy los kury domowej, bowiem sprzątaniu i gotowaniu poświęca niezwykle dużo czasu, podczas gdy najważniejsza jest dla niej medycyna i przygotowywanie się do zawodu lekarza. On w godzinach wolnych od pracy woli relaksować się przy konsoli i na kanapie, niż skupiać na ognisku domowym. Po kolejnej scysji, która kończy się nieprzyjemnie, David wpada na pomysł na romantyczny wypad. A że najlepszą miejscówką na spędzenie czasu z ukochaną jest głusza wysoko w górach na północy Szwecji, gdzie noce uprzyjemnia widok zorzy polarnej, para wyrusza w podróż.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na celowniku (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Na dobre i złe

Na celowniku (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Walka o przetrwanie

Nie będzie jednak żadną niespodzianką, gdyż zdradzały to już zwiastuny produkcji Netflixa, że w trakcie podróży nie wszystko idzie zgodnie z planem bohaterów. W drodze do schroniska para natrafia na dwóch mężczyzn, którzy powracają z polowania – po szybkiej, niepokojącej wymianie zdań, błędzie Davida i pierwszej z jego niezrozumiałych decyzji, doświadczają oni ataków na tle rasistowskim. Gdy w końcu mogą cieszyć się sobą, w środku nocy odkrywają, że są czyimś celem – na ich namiocie pojawia się czerwona kropka, charakterystyczna dla celownika broni. Staje się dla nich jasne, że sytuacje sprzed kilkunastu godzin przynoszą przerażające konsekwencje.

Ucieczka przed nieznanym niebezpieczeństwem wymusza na Nadji i Davidzie starcie z dziką przyrodą – bez odpowiedniego przygotowania, uciekając w popłochu, młodzi nie są w ogóle zabezpieczeni. Skrajnie niska temperatura, która w ciągu kilkunastu minut może doprowadzić do wychłodzenia organizmu, wiatr oraz ogromne opady śniegu sprawiają, że szybko tracą orientację, doznają dodatkowych obrażeń. Scenarzyści recenzowanego „Na celowniku” przedstawili nie tylko fizyczną walkę o życie, ale również jej psychologiczny wymiar i całkiem przyzwoicie by im się to udało, gdyby nie fakt, że trochę odrealnili ten motyw. W prawdziwym świecie kobieta i mężczyzna narażeni na spędzenie bez dodatkowej ochrony nocy w górach niechybnie utraciliby życie. Dodawanie wątków tego typu do opowieści jest szczególnie interesujące, jeżeli dołożono wszelkich starań, by było jak najbardziej autentycznie, natomiast szwedzki obraz „stąpa po cienkim lodzie”, systematycznie przedstawiając coraz bardziej nieprawdopodobne sceny.

Prawda jest jednak taka, że recenzowany „Na celowniku” czerpie całkiem sporo z innych tytułów osadzonych w gatunku, gdzie walka o przetrwanie rozszerza się na konfrontację nie tylko z niebezpiecznym przeciwnikiem, ale i dziką naturą. Na myśl od razu przyszły mi takie obrazy jak „Przetrwanie”, netflixowy „Rytuał” czy „Zjawa” - scenerią do makabrycznych wydarzeń są tutaj Góry Skandynawskie i uwierzcie lub nie, ale sceny te są mocne i dosadne. Tak naprawdę zdjęcia natury w filmie Alaina Darborga są jednym z największych atutów produkcji. Tych inspiracji jest jednak znacznie więcej – czuje się, że twórcy sięgali po wątki, które mogliśmy już obserwować chociażby w takim klasyku jak „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, a ciężki klimat nieco przypomina „To przychodzi po zmroku” lub „Wind River. Na przeklętej ziemi”, choć fabuła w ogóle nie dotyka podobnych kwestii.

Na celowniku (2021) – recenzja filmu [Netflix]. „Powinniście cierpieć tak, jak ja cierpiałem!”

Na celowniku (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Walka o przetrwanie

Podczas seansu miałam nieodparte wrażenie, że „gdzieś to już widziałam”, co pokrywałoby się idealnie ze wspomnianymi we wcześniejszym akapicie inspiracjami. Film Netflixa wydaje się do bólu przewidywalny, w pewnym momencie aż nabiera się ochoty na przerwanie seansu, bo wydaje się, że zbyt ciekawych wydarzeń już nie zobaczymy – to mieszanka motywów z różnych produkcji w wersji szwedzkich twórców. I niczym królika z kapelusza scenarzyści wyciągają nagły zwrot akcji, który zmienia postrzeganie bohaterów, nadając historii i przewijającym się co jakiś czas niepasującym scenom, które gryzą się z głównym wątkiem, głębszego znaczenia. Przeszłość daje o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie... Szkoda, że wcześniej recenzowany „Na celowniku” był tak mało przekonywujący, bo plot twist miałby dzięki temu jeszcze silniejszy przekaz.

Przyznam się szczerze, że z thrillerem mam mały problem. Z jednej strony jest to produkcja, w której znacząca część fabuły wydaje się do bólu przewidywalna, działania głównych bohaterów są nieracjonalne, a scenariusz w znaczącej części jest niezwykle sztampowy. Jednocześnie lubię ten gatunek – recenzowany obraz jest jednak średniakiem, który raczej nie zrobi na Was zbyt mocnego wrażenia. Gra aktorska jest zadowalająca, bo Nanna Blondell wraz z Anastasiosem Soulisem są autentyczni i czerpią ze swojego doświadczenia, wcielając się w postacie o zupełnie różnych aparycjach, charakterach i temperamencie, a na ekranie się uzupełniają. Niestety, muszę przyznać, że postaci Davida zupełnie nie polubiłam, bowiem jego nastawienie do świata zwyczajnie mnie drażniło. Jednocześnie przez większość historii Nadja i David zachowują się niezwykle ryzykownie – nie zdradzając szczegółów, by nie zepsuć oglądania, wspomnę tylko, że momentami ciężko zrozumieć motywy ich działań, bo od pierwszych kilkunastu minut sami proszą się o kłopoty, robiąc głupotę za głupotą. To przekłada się na ogólny odbiór reszty zdarzeń.

„Na celowniku” to obraz, po którym spodziewałam się nieco więcej, otrzymałam jednak znośną historię, która nie zrobiła na mnie zbyt mocnego wrażenia. Ot, taki niewyróżniający się thriller z elementami survivalu, o którym już na następny dzień zbytnio nie będziecie rozmyślać. Dla fanów gatunku może jednak okazać się to propozycją godną poświęcenia niemal 90 minut.

Atuty

  • Przyzwoita gra aktorska
  • Piękne zdjęcia górskiego krajobrazu
  • Zwrot akcji, który wpływa na lepszy odbiór filmu
  • Zakończenie

Wady

  • Działania Nadji i Davida są często nieracjonalne
  • Nie szukajcie sensu w decyzjach bohaterów lub przedstawionych wydarzeniach
  • Stereotypowe ujęcie niektórych kwestii w scenariuszu
  • Produkcja jest całkiem przewidywalna (z jednym wyjątkiem)

„Na celowniku” to kolejny średniak Netflixa, przy którym nie spędzicie ekscytującego wieczoru. Odbioru produkcji reżyserowanej przez Alaina Darborga nie ratuje nawet plot twist, który zmienia obraz głównych bohaterów.

5,5
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper