Kena: Bridge of Spirits. Dlaczego na nic innego nie czekam tak mocno

Kena: Bridge of Spirits. Dlaczego na nic innego nie czekam tak mocno

Kajetan Węsierski | 26.01.2021, 21:30

Choć rok 2021 może przynieść naprawdę sporo mocnych tytułów, które rozkręcą nam bieżącą generację konsol, to osobiście najbardziej czekam na tytuł, którego nie można zestawić z nimi w jednym szeregu. Pozwólcie, że wytłumaczę, skąd ta fascynacja!

Rok 2021 może przynieść sporo ciekawych tytułów – cóż, przynajmniej na to liczymy. Próżno bowiem mówić o pewności, zwłaszcza żyjąc w czasach globalnej pandemii i licznych opóźnień, które są jej skutkiem. Pozwolę sobie jednak spojrzeć przez różowe okulary i założyć, że w przeciągu najbliższych miesięcy rzeczywiście dostaniemy całą masę interesujących gier, które wytyczą ścieżkę rozwoju branży na najbliższe lata.

Dalsza część tekstu pod wideo

I choć wśród tych najbardziej wyczekiwanych są oczywiście i Horizon Forbidden West, a tuż zza nich wychylają się sequel do Dying Light i odświeżona trylogia kultowej serii Mass Effect, to na żaden z tych tytułów nie czekam najbardziej. W minionym tygodniu zdałem sobie sprawę, że projektem, który pociąga mnie najmocniej, jest ten nieco mniejszy, ale w pewien sposób wybijający się przed szereg jemu podobnych.

Mowa oczywiście o Kena: Bridge of Spirits, o czym zdążyłem wspomnieć już w tytule tekstu. Wciąż wiemy o nim stosunkowo niewiele i bez dwóch zdań dzieli go niemała przepaść od największych hitów AAA. Mimo wszystko nie mogę doczekać się, aż wreszcie załaduję dysk do napędu i wsiąknę w ten świat. Skąd tak duże nadzieje i brak cierpliwości w kwestii debiutu projektu? Postaram się to opisać jak najlepiej, ale...

Zacznijmy od początku

Kena: Bridge of Spirits to debiutancka pozycja małego studia z siedzibą w Los Angeles, które założone zostało w 2009 roku przez braci – Mike’a oraz Josha Grier. Zgodnie z dotychczasowymi informacjami, nad grą pracuje zaledwie 15 osób, które „napędza pasja do tworzenia cudownych historii”. Brzmi jak slogan z bajki, prawda? Prawda! I tę bajkowość widać w tytule, na którym skupia się tekst – zdaje się ona wręcz z niego wylewać.

Kena: Bridge of Spirits. Dlaczego na nic innego nie czekam tak mocno

Mam wrażenie, że pozycja ta czerpie całymi garściami z zalet największych tytułów, a jednocześnie puszcza oczko do czarujących elementów z produkcji niezależnych, które sprawiają, że tytuły bardzo często nie nadają się dla niedzielnych widzów i szerokiego grona odbiorców. Gdzie ostatecznie uda się znaleźć gamingowy aurea mediocritas? To okaże się prawdopodobnie już w marcu, albowiem właśnie na ten miesiąc planowana jest premiera.

Laurka dla Pixara i Ghibli

Jako wielki fan wszelakich animacji, nie mogę przemilczeć tego, jak pięknie prezentuje się gra od Ember Labs. Wizualnie to najwyższy możliwy poziom, a nieśmiali twórcy z Los Angeles pokazują, że nie trzeba zbliżać grafiki do realizmu, aby spowodować opad szczęki i zaserwować miód na oczy potencjalnych graczy. Co ważne, nie jest to bynajmniej zabieg przypadkowy! Jak zdradzają założyciele Ember Labs, ma to pomóc zrealizować pewien ciekawy cel:

Korzystanie z poklatkowej animacji umożliwia nam elastyczność w dodawaniu osobowości do stworzonej przez nas stylizowanej postaci. Inwestujemy więcej czasu w zestawy twarzy, abyśmy mogli dodać subtelności emocjom i ekspresji do ich występów.

[Taki rodzaj grafiki – przyp. red.] daje możliwość rozwijania dynamicznych animacji rozgrywki. Mimo że ruch Keny sam w sobie jest fantastyczny, staramy się nadać wszystkim jej akcjom i atakom dodatkową wagę.

Wspomniałem, że dla studia jest to debiutancki projekt w świecie gier. I jest to prawdą, wcześniej tworzyli bowiem animacje! I to widać. Kena: Bridge of Spirits wykonana jest z niesamowitą pieczołowitością i pełnym szacunkiem dla osiągów dzisiejszej sztuki animowania. Na zwiastunach oraz prezentowanych dotychczas zdjęciach czuć, jak bardzo inspirowano się osiągnięciami Pixara oraz legendarnego japońskiego Studia Ghibli.

Kena: Bridge of Spirits. Dlaczego na nic innego nie czekam tak mocno

Potencjał na ogromny hit

Jak więc widać, nadchodzący tytuł ma wszystko, aby stać się jedną z najlepszych gier tego roku. Jakby tego było mało, twórcy zamierzają skorzystać z możliwości konsol nowej generacji od Sony – wykorzystają moc dysku SSD, by zapewnić natychmiastowe wczytywanie oraz funkcje kontrolera DualSense, by pozwolić nam jeszcze lepiej poczuć tej zjawiskowy świat pełen niewyjaśnionych mocy i zdarzeń.

Ja czekam z wypiekami na twarzy i wiem, że mogę się zakochać. Liczę, że twórcy dowiozą, a gdy wejdę do tego świata, nie będę chciał już wyjść. Na ten moment zachwycają mnie obietnice autorów, zrzuty ekranu, grafiki koncepcyjne oraz same zwiastuny. Żaden inny tytuł nie przykuwa mojej uwagi tak mocno i nie sprawia, że wyczekuję go z takim zniecierpliwieniem. Czarny koń roku? Być może, ale taki, którego umaszczenia dopatrywali Shigeru Miyamoto oraz Hayao Miyazaki. Dajcie mi to!

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper