Nintendo i horror? Gracze do dziś mają koszmary
Jest taki rodzaj strachu, który potrafią wywołać tylko gry z dzieciństwa. Nie chodzi o realistyczne horrory, lecz o momenty, gdy niewinna przygoda nagle zmienia się w koszmar.
Dla tysięcy fanów Nintendo takim doświadczeniem było pierwsze spotkanie z Dead Handem w The Legend of Zelda: Ocarina of Time.

Ten przeciwnik pojawia się w mrocznych lokacjach studni i Świątyni Cienia, gdzie gra celowo porzuca baśniowy klimat. Najpierw z ziemi wyłaniają się blade dłonie, które unieruchamiają Linka, odbierając graczowi kontrolę. Chwilę później na arenę wypełza potworna istota z nienaturalnie wydłużoną szyją i pustym spojrzeniem. To nie była walka - to była próba przetrwania.
Dead Hand zapisał się w pamięci graczy nie tylko wyglądem, ale atmosferą bezradności. Brak muzyki, niepokojące dźwięki otoczenia i surowa grafika Nintendo 64 potęgowały strach. Wielu graczy wspomina, że wyciszało telewizor, odkładało pada albo robiło przerwy, aby zebrać się na odwagę.
Dziś Dead Hand uchodzi za jeden z najstraszniejszych momentów w historii Nintendo i dowód na to, że nawet w przygodowej grze można stworzyć czysty, psychologiczny horror. Ten koszmar sprzed dekad wciąż żyje w pamięci fanów - i wcale nie traci na swojej mocy.