Demon Slayer: Entertainment District Arc - Ara Ara

BLOG
1272V
Demon Slayer: Entertainment District Arc - Ara Ara
Kerrou | 08.04.2022, 23:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Demon Slayer jest jednym z największych fenomenów anime ostatnich lat. Wziął szturmem chyba nawet osoby na co dzień raczej stroniące od chińskich bajek. Zarówno film kinowy, jak i drugi sezon były niesamowicie wyczekiwanymi produkcjami. Już jakiś czas od premiery obu kontynuacji minął, zapowiedziano nawet trzeci sezon, a więc pora by napisać może kilka słów chociażby o czymkolwiek związanym z marką.
 
Na wstępie muszę zaznaczyć jedno. Nie będzie to recenzja wszystkiego, co zostało do tej pory zanimowane, a tylko i wyłącznie ostatniego arcu, wspomnianej w temacie Dzielnicy Rozkoszy. Jeżeli chcecie poczytać więcej o tym, co było wcześniej, zapraszam do recenzji Persefony. Nastawiajcie się więc w moim tekście na spoilery dotyczące tego, co mogliście zobaczyć zarówno w filmie kinowym, jak i pierwszym sezonie. Jeżeli więc jeszcze ich nie obejrzeliście, lepiej nie czytajcie tego, co mam do napisania. Nawiążę tutaj do zakończenia arcu Infinity Train, starając się jednak ograniczać inne spoilery do minimum. Tyle słowem wstępu. 
 
 
 
Teraz zaczynając "tekst właściwy": nie lubię Demon Slayera. Nie obejrzałem co prawda w życiu aż tak gigantycznej liczby anime, ale jednak trochę ich było i praktycznie "od strzała" przygody Tanjiro i Korpusu Łowców Demonów wydawały mi się pod praktycznie każdym względem nudne i nieciekawe, a pod wieloma względami wręcz kretyńsko głupie. Coś jednak musiał sprawić, że jesteśmy w tej chwili tutaj, a ja jestem już po seansie drugiego sezonu. Nie będę was dłużej trzymał w niepewności: "grafika" jednak czasami ma znaczenie. 
 
 
 
 
Demon Slayer wygląda po prostu bajecznie. Co prawda jest to taka dosyć "typowo" śliczna oprawa, a nie coś na zasadzie Ousama Ranking (soon...), czy z bardziej zachodnich produkcji takie Spider-man: Uniwersum. Ewidentnie nie szczędzono tutaj budżetu, a na każdą kolejną walkę czeka się z niecierpliwością. Wszystko jest dokładne, płynne i piekielnie widowiskowe. Same projekty postaci czy wrogów nie wydają się nigdy przesadnie nietypowe, ale przez dosyć specyficzną i "grubą" kreskę i tak lekko się wyróżniają. Sekwencje akcji przez całą tonę specyficznych efektów (nie tyle rozbłysków i iskier, ile raczej dosyć wyrazistych "fal") są niesamowicie dynamiczne i wiele odcinków pierwszego sezonu ogląda się niczym kinówkę z naprawdę dużym budżetem. O arcu Infinity Train chyba nawet wspominać nie muszę: końcówka to tam wizualnie poezja.

Gorzej niestety sprawa ma się ze...wszystkim innym. Fatalnie napisani i zachowujący się jak idioci bohaterowie, pokazywanie backgroundu postaci (głównie demonów) dopiero po ich śmierci, aby nagle widzowi zrobiło się smutno i standardowy format "monster of the week", na dodatek średnio wykonany. No absolutnie fatalnie się przez to brnęło, a od dialogów momentami zgrzytały zęby. Ale hej, macie słodką Nezuko, niech wam wystarczy! 
 
Wspomniana strona wizualna była jednak tak dobra, że brnąłem dalej, odmawiając sobie po prostu obejrzenia najlepszych momentów na YT/przeskipowania odcinka do nich. Albo wszystko, albo nic, tyle w temacie. Na drugi sezon więc nie czekałem, ale kiedy już był blisko końca (dosłownie kilka odcinków) i już wiedziałem, że pod tym względem "dowozi", odpaliłem całość od początku, omijając pierwszych 6 odcinków podsumowujących film kinowy. No i obecnie jestem...trochę rozdarty. Ale po kolei (matko, muszę się nauczyć pisać od początku na temat, na jaki ma być dany wpis...).
 


 
Akcja arcu Dzielnicy Rozkoszy (nie wiem, jak przetłumaczono to w polskim wydaniu mangi, nie czytałem, nie interesowałem się, wybaczcie) rozpoczyna się praktycznie zaraz po zakończeniu wydarzeń z filmu kinowego. Kyojurou nie żyje, Tanjirou jak zawsze ryczy, ale kolejne demony same się nie zabiją, a lekarstwo dla Nezuko nie znajdzie, a więc bohaterowie wyruszają do tytułowego miejsca, gdzie poznają nowego Hashirę, Tengena Uzuiego (jeżeli nie wiecie, kim jest Hashira, to musieliście nie widzieć pierwszego sezonu, a więc nie macie czego raczej w tym tekście szukać). Powoli gdzieś tam w tle lecą jeszcze stare wątki, ale w gruncie rzeczy jest to stojąca w pełni na własnych nogach historia, która nie wynika jakoś mocno z wcześniejszych wydarzeń, ani mocno nie zarysowuje kolejnych...i to jest właśnie jej, jak i całego Demon Slayera ogółem, największy problem. 

Entertainment District Arc uświadomił mi, jak bardzo nie lubię formatu, w jakim historia w Demon Slayer jest prezentowana. No dobra, nawet nie to, ale raczej fakt, jak praktycznie nic poszczególne fragmenty nie wnoszą do całości. Wcześniej jeszcze coś tam niby było, ale tutaj odnosiłem wrażenie oglądania praktycznie fillera i nie czułem, że gdybym drugi sezon ominął, straciłbym cokolwiek istotnego. Kiedy poprzednio chociaż wprowadzano nam konkretnych antagonistów na przyszłość (aka Akaza w Infinity Train) lub nowe postacie do ekipy, tutaj nie czułem nawet tego, a historia mogłaby się na dobrą sprawę spokojnie toczyć - po lekkiej modyfikacji - zaraz po zakończeniu kinówki, omijając ten arc całkowicie. Chciałbym się łudzić, że to do czegoś większego prowadzi, ale znający mangę znajomy całkowicie zniszczył mi i te oczekiwania, bo ponoć im dalej, tym gorzej. Znaczy się pod względem fabuły, bo walki dalej są piekielnie widowiskowe. Ba, nawet bardziej. 
 
 
 
Tym bardziej boli, że wprowadzona tutaj nowa postać, czyli wspomniany już wcześniej Tengen Uzui, jest chyba jedyną (obok może Inosuke) postacią, jaką udało mi się w tej serii jakkolwiek polubić. Jest wyrazisty, ciekawy, a jego styl bycia (wszystko i wszędzie ma być widowiskowe i szalone), po prostu "robi robotę" i aż chce się go śledzić na ekranie. Ten człowiek to istna potęga, a jeżeli rzeczywiście jest uznawany za jednego z najsłabszych Filarów...to klękajcie narody. To, co ten facet tutaj odwalał, to po prostu poezja.
 
Szkoda, że tyle samo dobrego nie mogę powiedzieć o antagonistach. W sumie już sam fakt, że mamy więcej niż jednego (czy raczej jedną) jest drobnym "psujem", ale mniejsza o to: nie jest to twist, jaki zepsułby komukolwiek zabawę. I znowu: bez wchodzenia w spoilery nie mogę za bardzo się rozgadać, ale mamy (znowu...) Demon Slayerowy standardzik. Przeciwnik jest zły, morduje, zabija i w ogóle olaboga. Koniec walki, smutny background, płacz widzu. Za pierwszym razem coś takiego jest spoko, ale tutaj (a wcale nie jesteśmy aż tak daleko w fabule!) już zaczyna męczyć. Był tutaj potencjał na coś lepszego, ale jednak niewykorzystany. Zresztą sam Michael Jackson też (bo pojawia się na kilka chwil na początku), nie jest kimś, kto budziłby we mnie jakąkolwiek grozę. Charyzmy mu po prostu na razie brakuje, nawet jeżeli co druga postać trąbi o tym, jaki to nie jest potężny. 
 
Wielu osobom historia przedstawiona w taki sposób, z raczej prostymi, spełniającymi swoje role postaciami wystarcza i ja to rozumiem. Problemem jest to, że dla mnie oni wszyscy, protagoniści i antagoniści, nie do końca swoje role spełniają i zwyczajnie ciężko mi się to ogląda. Czuję, że praktycznie nikt się tutaj nie rozwinął, a charaktery stoją im w miejscu. Że bitewniaki ogląda się dla widowiskowych walk, a nie wewnętrznych rozterek? Jasne, ale fajnie by było, gdyby wszystko wokół było wartością dodatnią, a nie ujemną, rzutującą na ocenę zdecydowanie negatywnie, przynajmniej w moim przypadku. I znowu: chyba jedyna postać, która wydała mi się, że wyszła z tego jakkolwiek odmieniona, a na końcu zdawała się nieco (troszeczkę!) inna niż na początku, to Tengen. Mam już po prostu dosyć ciągle płaczącego Tanjirou. 
 


 
 
Całość jednak będę oglądał, nawet jeżeli zgrzytając zębami na prawie każdym dialogu, dalej. Dlaczego? Odpowiedź już chyba wszyscy znacie: kurde, no ależ to jest piękne! Jeżeli dalej ma być pod tym względem jeszcze lepiej (a Ufotable nagle nie straci większości budżetu), to dla samych walk warto. To, co twórcy wyczarowali w najnowszym sezonie, to po prostu bajka, a kilka ostatnich odcinków z nawiązką wynagradza raczej nudny (przynajmniej dla mnie) początek. Końcówka to wizualna uczta dla oczu, a walka Tengena z pewną postacią-spoilerem, to jedno z najlepiej zanimowanych starć ostatnich lat. Przynajmniej pod względem czysto "technicznym", bo jeżeli chodzi o ciekawy kierunek artystyczny, to znalazłyby się lepsze, a przynajmniej takie, jakie osobiście bardziej lubię. Ale damn, no ciężko oderwać oczy. Nie sugerujcie się też przesadnie mocno statycznymi zdjęciami: Demon Slayer pokazuje pazur dopiero w ruchu.

Muzycznie nie jest jakoś wybitnie, ale ścieżka dźwiękowa bardzo dobrze podkreśla widzom kolejne wydarzenia i w swojej roli spisuje się lepiej niż dobrze. Nie jestem za to fanem openingu i endingu, ale już poprzednich nie byłem. Piosenka otwierająca brzmi dla mnie lepiej niż ta z pierwszego sezonu (tamtej zresztą strasznie nie lubię), ale już ending był nieco gorszy. Wizualnie z kolei oba są strasznie nijakie i stanowią raczej zlepek losowych scen, aniżeli coś z naprawdę fajnym pomysłem na siebie.



 
Podsumowując ten cały, nieco przydługi wywód. Już sam fabularny zamysł Demon Slayera nie wydawał mi się pasjonujący, a im dalej, tym bardziej się w tym przekonaniu utwierdzałem. Entertainment District Arc nie zmienił mojego zdania w tym względzie. Dalej więc będę ten serial oglądał, bo jednak oczy cieszy, ale szkoda, że "duszy" już nie jest w stanie. Jeżeli więc coś takiego wam wystarcza i dokładnie tego oczekujecie: śmiało, oglądajcie, nie zawiedziecie się ani trochę. Fani poprzedniego sezonu i filmu kinowego będą zachwyceni, a osób nieprzekonanych kontynuacja nie przekona i niech lepiej nawet na to nie liczą.

Tytuł angielski: Demon Slayer: Entertainment District Arc
Tytuł oryginalny: Kimetsu no Yaiba: Yuukaku-hen
Lata produkcji: 2021-2022
Typ: seria TV
Gatunek: akcja, fantasy, shonen
Ilość odcinków: 11
Czas trwania odcinka: 25 minut
Studio odpowiedzialne za produkcję: Ufotable
Gdzie obejrzeć: wbijam (wersja polska)/gogoanime (wersja angielska)/Crunchyroll (wersja angielska)
Oceń bloga:
8

Komentarze (27)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper