Gry które kochamy vs Gry w które gramy

BLOG
424V
Gry które kochamy vs Gry w które gramy
Crowley | 07.11.2020, 16:54
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Nie oczekujcie po tym tekście jednoznacznej odpowiedzi na cokolwiek. Ja wciąż jej nie znalazłem.

***Napisałem ten tekst z nadzieją, że burza myśli natchnie mnie do powrotu do gier które uwielbiam. Przerwie kryzys. Nie spodziewajcie się konkluzji. Jest to myślowy bełkot, który potrzebuję jakoś uporządkować. Miłej lektury.

Czy kiedykolwiek złapaliście się na tym, że oddalamy się od gier które uwielbiamy? Zdarzające się podczas dnia okienka natomiast wypełniamy zabijaczami czasu? Tak… Ja w tym ugrzęzłem. Bardziej jest to jak dołek z którego w końcu wyjdę, tylko po to by wpaść tam ponownie.
Oczywiście, nie tyczy się to każdego. Niektórzy z nas rozkochują się w niesamowicie szerokim spektrum gier i już nawet nie nadążają za wszystkim. Uważałem, że również należę do tych osób, jednak gdzieś po drodze wykoleiłem się z torów.


„Dlaczego ja w ogóle w to gram?”

Problem jest znany i był poruszany. Tak przynajmniej mi się wydaje. Widzicie, kiedyś za dzieciaka grałem we wszystko to, co mój stary PC pozwolił mi uruchomić. Nie było wybierania, przebierania, gdybania. Gry zawsze traktowałem jako przygody, przeżycia. Dawkę nowych ciekawych doświadczeń i historii. W końcu wybór się skończył, wyczerpałem studzienkę staroci i indyków które komputer akceptował i... zaczęło się trochę inne granie.
Mało wymagające gry MMO chociażby, z tych gier cieszyłem się głównie dlatego, że nie grałem w końcu sam, a z kolegami. Czy gry MMO w jakiś sposób zadowalały mnie jako gracza? Sprawiały że mój głód świetnych tytułów był zaspokajany? Gdzie tam… Momentami było zabawnie, czasem satysfakcjonująco ale to w zasadzie tyle (nabitych setki godzin).
Później natomiast zaczęła się era gier multiplayer. Dorastałem całkiem sportowo i zawsze lubiłem rywalizację, niestety wadą moją jest że mam bardzo kruchą cierpliwość i źle znoszę porażki. Niestety.
Dlaczego więc przepadłem w grach takich jak League of Legends (wtedy kiedy był największy boom na tą grę, byłem w pierwszej czy drugiej klasie gimnazjum) zostawiłem tam ~kilkaset godzin. Było też Team Fortress 2, tam z kolei wstyd przyznać ile steam wyliczył mi godzin. Wiecie, momentami było zabawnie, czasem satysfakcjonująco ale to w zasadzie tyle. Niewspółmiernie więcej było z tego wścieklizny.
Obie te gry, odebrały mi mnóstwo czasu, który mógłbym poświęcić na znacznie lepsze produkcje. Takie, dla których właściwie stałem się graczem. Miałem w tych czasach PS2 przez krótki moment.


„Powrót na właściwe tory”

Z tego transu zatracenia się w produkcjach wysysających ze mnie więcej czasu i energii niż generowały zadowolenia wybudziło mnie PS3, które sprawiłem sobie za jedną z pierwszych swoich wypłat, miałem wtedy 17 lat. Wiele zawdzięczam starej „trójce”. Jasne, mój budżet nie był nielimitowany i nie zagrałem w nie wiadomo ile gier, zagrałem natomiast w produkcje które sprawiły że przypomniałem sobie gdzie tak naprawdę sięgają moje korzenie i autentyczna pasja bycia graczem. Między innymi wszystkie trzy gry z serii Uncharted, Mass Effect 1 i 2, Dark Souls 1 i 2, Batman Arkham Asylum/City, Skyrim, no i rzecz jasna cudowne i oryginalne The Last of Us.
To były wspaniałe czasy, których zmierzch miał nadejść 2/3 lata później.


„Oh shit, here we go again!”

W końcu zrobiłem coś co marzyło mi się od lat, zbudowałem własnego PC’ta. Nigdy nie będę tego żałował, do dziś stoi i nawet pozwala mi grać chociażby w Warzone! *sigh*….
Dziwny to był czas. Jak każdy szanujący się posiadacz całkiem porządnego komputera, musiałem rzecz jasna utopić trochę pieniędzy na wyprzedażach steama. Co następuje i jest całkowicie naturalne, wielu z tych gier nigdy nie odpaliłem.
PC pozwolił mi chociażby na ogranie Wiedźmina 2 i oczywiście Dzikiego Gonu w 60 klatkach i najwyższych ustawieniach (z wyłączeniem oczywiście fizyki włosów od Nvidii). Świetne uczucie nowej jakości. Wiele starych produkcji ograłem powtórnie, oraz zamknąłem trylogię Dark Souls i Mass Effect. Brzmi dobrze, nie? Do czasu.

2017 rok. Miałem pewien wypadek, który spowodował że zmuszony byłem wziąć L4 i siedzieć 2 tygodnie w domu. Byłem też z tego tytułu w lekkim dołku emocjonalnym. Zapowiada się klasyczny życiowy „turnover” gdzie decyduję się wrócić do tego, co sprawia że jestem szczęśliwy i zrelaksowany? Być może tak by było, ale wiecie co jeszcze było? PUBG w promocji, a od początku byłem ciekawy tego całego Battle Royale.
~600 h utopione. 100/600h to była dobra zabawa. Mój problem z multikami jest taki, że bez względu na to ile zainwestuję godzin, zawsze jestem maksymalnie po prostu średni i lepszy nie będę.
W końcu walnąłem pięścią w stół. Nie mogłem już marnować czasu na coś co przysparza mi tyle nerwów, to nie o to chodzi w grach. Nigy nie chodziło o to. Potrzebowałem czegoś mniej rywalizacyjnego, bardziej śmieszkowego, czegoś co wygeneruje czystą frajdę bez efektów ubocznych.
Kupiłem więc Rocket League. ~600 h przepadło.


„PS4 na ratunek”

Pracowałem w pewnym miejscu, które mocno ożywiło i przypomniało mi o pasji do gier. Kupiłem więc PS4. To było kapitalne zagranie z mojej strony. 2019 rok był jednym z najlepszych w moim gamingowym życiu. Na konsoli Sony ograłem same świetne tytuły: Bloodborne (60h), Uncharted 4 (15h), Zaginione Dziedzictwo (15h), God of War 2018 (20h), Nier Automata (40h), DMC 5 (15h), RDR 2 (40h), Control (20h), Shadow of the Colossus, Hellblade, A Plague Tale, A Way Out itd.

Fantastyczny rok. Jak więc ma się do tego 2020? Utrzymałem formę? No cóż… W całym roku 2020 zagrałem tak naprawdę tylko w jedną wartościową grę, a więc blado. Było to rzecz jasna wyczekiwane całymi latami TLOU 2. Nie chcę się jednak tutaj wypowiadać na temat tej gry.
 
Co robię więc w wolnym czasie? Pandemia zamknęła w domu wiele osób. Przywróciło to coś, czego brakowało mi od lat, czyli granie z przyjaciółmi. Wszyscy razem gramy w Warzone i o ile było to rzeczywiście świetne jeszcze do niedawna, tak teraz mam ochotę wywalić sprzęt przez balkon. Super gra się z kumplami, jednak na ten moment w Warzone mam około 200h nabitych i nie mam już cierpliwości do tej gry. Tęskno mi do roku 2019…

W dorosłym życiu nie ma jednak często czasu na gry. Zawsze łatwiej odpalić meczyk w Rocket League czy Warzone i ewentualnie wyłączyć bez zastanowienia. Znacznie trudniejsze jest poświęcenie należytej ilości czasu, uwagi i skupienia dla gry, która na to zasługuje.
Zaangażowanie jest tym co zrodziło moją pasję do gier, a dziś trzyma mnie od nich na dystans.

Sprostowanie

Czy wymienione przeze mnie gry, które nazwałem zabijaczami czasu, to złe produkcje? Jak mogę z lekkim sercem powiedzieć że gra jest zła, kiedy wpakowałem w nią tyle godzin? Oczywiście że nie, ja po prostu się do nich nie nadaje.

Oceń bloga:
6

Macie problem ze znalezieniem czasu na gry, które są dla Was istotne?

Zawsze się jakoś ogarnę żeby ograć to na czym mi zależy
45%
Nie zawsze jest czas. Ogrywam to, co szybkie i pod ręką
45%
Pokaż wyniki Głosów: 45

Komentarze (7)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper