Z dreszczykiem - "Livide" (2011)

BLOG
869V
Z dreszczykiem - "Livide" (2011)
dr Wujo | 19.12.2013, 13:19
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
W 2007 roku duet Julien Maury i Alexandre Bustillo wszedł z przytupem na scenę grozy, tworząc „Najście”, film przytłaczający widza ciężkim klimatem, chwytający za gardło i szarpiący struny ludzkiej wrażliwości. W 2011 roku wspomniani reżyserzy postanowili przypomnieć o sobie kolejnym filmem. „Livide” zabiera nas w podróż już mniej oczywistą i dosadną.

 

Już na początku poznajemy Lucie, studentkę rozpoczynającą praktykę jako pielęgniarka i opiekunka dojeżdżająca do pacjentów. Jej przełożoną jest pani Wilson, dość stanowcza i bezpośrednia persona. Kobiety odwiedzają starsze osoby, wykonując rutynowe dla zawodu czynności (dając zastrzyki etc.). Ostatnim pacjentem okazuje się być niegdysiejsza nauczycielka tańca – pani Jessel. Kobieta od jakiegoś czasu znajduje się w stanie śpiączki. Lucie jest pod wrażeniem ogromnej posiadłości należącej do baletmistrzyni. Pani Wilson opowiada dziewczynie o rzekomym skarbie ukrytym gdzieś w rezydencji. Sama przyznaje się, że od dłuższego czasu bezskutecznie poszukuje kosztowności. W końcu kobiety opuszczają dom pani Jessel, a pierwszy dzień praktyki Lucie kończy się pochwałą z ust przełożonej. Wraz ze swoim chłopakiem Williamem studentka udaje się do pobliskiego baru, gdzie pracuje brat Willa – Ben. Lucie opowiada o pierwszym dniu pracy, o pani Jessel, o jej imponującej nieruchomości, a także o ukrytym skarbie, o którym z błyskiem w oku opowiadała pani Wilson. William szybko podłapuje temat, a w głowie rodzi się wizja lepszego życia, bez trosk i problemów finansowych. Dziewczyna, z początku sceptycznie nastawiona, w domu podejmuje decyzję. Trójka młodych przyjaciół pod przykryciem nocy udaje się do posiadłości, gdzie czeka na nich skarb. Muszą go tylko odszukać. Cała akcja wydaje się prosta i pozbawiona jakiegokolwiek ryzyka. Nic bardziej mylnego. Już sama próba dostania się do środka wywołuje u młodych niemałą irytację, jednak determinacja i wizja bogactwa nie pozwalają im zrezygnować. Jedynie w Lucie daje się zauważyć kiełkującą niepewność. Czy coś przeczuwa? Dalsze wydarzenia uświadomią całej trójce, że przekroczenie progu tego domu było największym błędem w ich życiu…

 

„Livide” to zupełnie inna półka niż „Najście”. Jakościowo, owszem, oba tytuły prezentują podobny poziom, jednak stylistyka, sposób pociągania za sznurki czy miejscami tempo różnią się w nich dość znacznie. Bustillo i Maury w drugim swym dziele prezentują nam zupełnie inną wizję koszmaru. Francuski nurt nazywany często „nową falą” przyzwyczaił nas do grozy stricte człowieczej, jednak tutaj mamy do czynienia ze skokiem w bok, bowiem „Livide” to opowiastka o zetknięciu się z naturą wampirzego jestestwa. Tego się chyba nikt nie spodziewał. Filmów podlanych tym sosem powstało przecież wiele, w różnych, mniej lub bardziej ciekawych, kombinacjach. Ryzykowny krok poczynili francuscy „przerażacze”, ale zapewniam Was, „Livide” to twór niezwykle ciekawy i udany (zarówno koncepcyjnie, jak i realizacyjnie), mimo że bazuje na wyświechtanej tematyce. Można? Można! Tutaj temat krwiopijczej rasy potraktowany został dość powierzchownie, bez charakterystyki, bez genezy, bez wdawania się w szczegóły. Twórcy nie zamierzali „lepić” tu nowej jakości, nowego spojrzenia na wampiryczny nurt. I bardzo dobrze. Wątek ten (choć bardzo ważny) stanowi w filmie jeden z elementów bardzo smacznej całości. Jeśli jednak miałbym wskazać na fundament filmu to jest nim z pewnością postać Lucie, która niczym Alicja z powieści Carolla wkracza do tajemniczej krainy. Z tym że tutaj groteska łączy się z horrorem w najczystszej postaci, tworząc przerażającą hybrydę. Błądzimy wyobraźnią i zmysłami po tym oceanie, co rusz zachłystując się strachem.

Wizualna otoczka również stanowi tu ważny element. Wszystko emanuje tu pewną złowrogością z domieszką sennego klimatu. Generalnie film pod tym względem prezentuje się bardzo dobrze, a miejscami nawet pięknie. Począwszy od ujęć z krzyżami nagrobnymi na wstępie, poprzez te ukazujące nadmorskie miasto, po rezydencję pani Jessel – wszystko to świadczy o pietyzmie, jakim wykazali się realizatorzy.

A czym tak naprawdę straszy nas „Livide”? Oczywiście wątek wampiryczny wydaje się być głównym źródłem definiującym film jako gatunek grozy. Ale to nie koniec. Cała otoczka, atmosfera gęsta niczym mgła zapewniają nam seans z dreszczykiem. Sama rezydencja wyciąga do nas pomarszczone łapska, chcąc chwycić nas za gardło. Groteskowo prezentujące się wypchane zwierzęta à la laleczki, stare fotografie, poroża, „żywa pozytywka”… to tylko część tego, co spotka Was w tym domu.

Jeśli wszystko to brzmi dla Was znajomo, uspokajam, film, choć oparty na pewnych utartych schematach, bogaty jest w innowacyjne chwyty. To także dzieło w pewnej mierze bazujące na kontrastach. Już sama postać Lucie skrywa w sobie podwójne „ja”, poczynając od heterochromii (dwa różne odcienie tęczówek), a na chwiejnej moralności skończywszy. Nawiązując do słów pani Wilson, zadajemy sobie pytanie, czy ludzie z heterochromią naprawdę posiadają dwie dusze? Może…

„Livide” to także kontrasty wizualne. Chociażby śnieżnobiały strój baletnicy (będący odzwierciedleniem niewinności i delikatności) ubroczony krwią robi naprawdę duże wrażenie. Takich wizualnych smaczków znajdziemy w filmie wiele.

 

Reasumując, Maury i Bustillo i tym razem pokazali klasę. „Najście” było kinem mocnym, stylistycznie dość surowym, ale bardzo sugestywnym, w wielu momentach dającym po gębie. „Livide” to większy nacisk na stronę wizualną, która tym razem w wielu momentach trąci artyzmem. Muzyka to nadal mocna strona francuskiego nurtu grozy w ogóle. Po raz kolejny należą się brawa za świetnie dobraną ścieżkę dźwiękową. Jeśli chodzi o aktorstwo, to należy ocenić je na plus. Szczególnie Chloé Coulloud stanęła tutaj na wysokości zadania. Na ekranie pojawia się także Béatrice Dalle, aktorka znana nam z „Najścia”.

Widać, że twórcom bardzo zależało na stworzeniu filmu nietuzinkowego, a zarazem zjadliwego i realizacyjnie nienagannego. Myślę, że w dużej mierze zrealizowali swoje zamierzenia. Na upartego można by wymienić kilka niedopowiedzeń i rzeczy, wydawać by się mogło, nielogicznych, jednak podejrzewam, że twórcy celowo pozostawili otwartą furtkę dla naszej wyobraźni, warto również i to docenić. Ja osobiście powoli staję się fanem tego duetu reżyserskiego. Mam wielka nadzieję, że nadal będą tworzyć razem, bo sztuka filmowej grozy w ich wykonaniu naprawdę trzyma poziom, wysoki poziom. Na tym zakończę.

 

Moja ocena: 8/10

 

Tytuł oryginalny: "Livide"

Kraj: Francja

Reżyseria: Alexandre Bustillo, Julien Maury

 

 

Źródło screenu: http://4.bp.blogspot.com/-ammceBFR-hg/UC1Dkin-vzI/AAAAAAAAAY4/0ACMMyY1ikI/s1600/2.jpg

Oceń bloga:
3

Lubisz filmy traktujące o wampirach?

Tak, oglądam wszystko, co z krwiopijcami związane, od "Nosferatu - symfonia grozy" po "Blade'a".
43%
Czasem coś tam obejrzę, ale nie jestem zagorzałym fanem tej tematyki.
43%
Nie, to nie dla mnie. Wolę inną grozę.
43%
Pokaż wyniki Głosów: 43

Komentarze (4)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper