Heartworm - hołd dla klasycznych survival horrorów z ery PSX

Heartworm to survival horror – gra, która próbuje być duchowym spadkobiercą klasyków z ery PlayStation 1 i przy okazji udawać psychologiczny horror na miarę głębi Silent Hilla. Ale czy naprawdę tak jest?
[Fabuła]
W Heartworm wcielamy się w młodą dziewczynę o imieniu Sam. Sam jest osobą zmagającą się ze stratą i własnymi demonami – od początku czujemy, że kieruje nią tęsknota i chęć odnalezienia odpowiedzi na temat życia i śmierci. To właśnie przez nią trafia do opuszczonego domu na odludziu – w którym rzekomo można rozmawiać z zmarłymi,staje się głównym miejscem akcji gry.
Ten dom nie jest jednak zwyczajny (a własciwie jej podziemie – To hub do świata wspomnień. fabuła ma ukryte, psychologiczne dno, w rzeczywistości okazuje się dosyć prosta. To bardziej historia o przepracowywaniu żałoby( w tym przypadku po śmierci dziadka) niż głęboki horror egzystencjalny na miarę Silent Hilla. Ale klimat i atmosfera zdecydowanie robią robotę. Warto wsomnieć, że prawie całą fabułę odkrywamy przez czytanie notatek i wewnętrzne dialogi bohaterki.
[Rozgrywka]
Gameplay to wyraźny hołd dla starych survival horrorów. Na początku gry trafiamy do wspomnianego domu gdzie szwendamy po pokojach próbując otworzyć kolejne pomieszczenia,c czytając kolejne pamietniki nie walcząc zupełnie z nikim (tak przez pierwsze 20 minut) by potem trafić do kliku klasycznych lokacji gdzie już walczymy i rozwiązujemy zagadki. Mamy tu klasyczne zapisy stanu gry w wyznaczonych miejscach, skrzynie na przechowywanie przedmiotów, a także charakterystyczne, statyczne ujęcia kamer. Ciekawostką jest to, że możemy wybrać sposób sterowania i celowania. Osobiście polecam ten ze swobodnym celowaniem – dzięki niemu można lepiej się rozejrzeć i dostrzec więcej detali w otoczeniu, co dodaje klimatu.
[Zagadki]
Wielkim plusem są zagadki. Twórcy wrzucili tu zarówno klasyczne „znajdź odpowiedni klucz”, jak i ciekawsze, bardziej wymagające, np. zagraj na fortepianie odpowiednią melodię by otworzyć ukryte wejście. Przyznam, że na jednej zagadce zaciąłem się na dłużej, ale to akurat plus – bo rzadko w nowych survival horrorach trzeba naprawdę pomyśleć.
[Przeciwnicy i bossowie]
Walka jest bardzo prosta, naszym jedynym narzędziem walki jest jeden rodzaj aparatu i niczym w fatal frame służy do pokonywania wrogów, Jeśli chodzi o przeciwników – są to głównie różne zjawy, cienie i dziwne humanoidalne kreatury. Niestety, nie są szczególnie wymagający.
Bossowie również nie stanowią dużego wyzwania. Spotykamy m.in. ogromnego, przypominającego pająka potwora (który wcześniej mignął z daleka na moście), którego design wygląda świetnie, ale walka z nim jest dość prosta. W całej grze zginąłem tylko dwa razy – i to akurat nie podczas starć z bossami, ale w sekwencji ucieczki przed duchem w labiryncie. Stan zdrowia postaci po za klasycznym paskiem zdrowia w menu, widać po tym jak nasza postać chodzi (gdy jej stan zdrowia jest niski to kuleje)
[Zakończenia i podsumowanie rozgrywki]
Na końcu gry pojawia się tablica z podsumowaniem naszej rozgrywki, a w zależności od naszych działań możemy odblokować jedno z trzech zakończeń. Ja niestety trafiłem na to najgorsze, bo nie wiedziałem, że znalezione zdjęcia trzeba umieścić w odpowiednim miejscu.
[Grafika i nawiązania]
Od strony oprawy graficznej Heartworm jest perełką dla fanów retro. Pikselowa estetyka świetnie oddaje ducha survival horrorów z ery PS1, a lokacje są ciekawie zaprojektowane – od klimatycznych korytarzy, miasteczko, po mroczne piwnice i górski las w świetle dziennym. Widać tu masę nawiązań do klasyki gatunku, szczególnie do Resident Evil. Jeden z korytarzy wraz z układem pokoi został wręcz zerżnięty z pierwszego Residenta – i to akurat fajny smaczek. Da się też wychwycić subtelne mrugnięcia okiem do innych gier, co docenią fani starej szkoły horroru. Warto dodać, że muzyka w grze jest przyjemna i wpada w ucho
[Czas gry]
Całość można ukończyć w około 5–6 godzin. To krótko, ale tak naprawdę w pełni zgodne z tradycją survival horrorów z tamtej epoki, więc trudno to traktować jako wadę.
[Podsumowanie i ocena]
Podsumowując: Heartworm to gra, która próbuje udawać psychologiczny horror, ale w rzeczywistości serwuje dość prostą, lecz wciągającą historię. Rozgrywka jest solidnym ukłonem w stronę klasyków, zagadki potrafią wciągnąć, a oprawa graficzna i nawiązania do kultowych serii sprawiają, że czuć klimat lat 90. Niestety przeciwnicy i bossowie nie dostarczają większego wyzwania, a fabuła nie dorównuje głębią Silent Hillowi.
Moja końcowa ocena to 7,5 na 10 – tytuł zdecydowanie wart uwagi dla fanów retro horrorów, ale niekoniecznie dla kogoś, kto szuka głębokiej psychologicznej opowieści.
Dajcie znać w komentarzach, czy graliście już w Heartworm i jakie zakończenie udało się wam odblokować. Jeśl chcecie jak gra wygląda w ruchy to zapraszam do wersji wideo która jest powyżej.