Jak umarłem i mi się spodobało

BLOG
1862V
Jak umarłem i mi się spodobało
Rayos | 29.03.2016, 10:42
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dzięki Bogom za Xbox Gold. Dzięki tej usłudze po 20 latach obcowania z grami stałem się prawdziwym graczem. Zginąłem w Lords of the Fallen (a potem ginąłem dalej w Dark Souls 2 na PS3, tak było fajnie...). 
Brzmi znajomo? Devi_pl w praktycznie identyczny sposób zaczął swój wpis w blogu, na który postanowiłem, w poniższym tekście, odpowiedzieć.

Czuję się znacznie lepiej, niż przed zgonem. Znaczy, nie czuję się pełniejszym graczem, mojego EGO delikatnie podupadło, bo jak to tak - żeby mnie byle mobek zabił. Wydaje mi się, że zakochuję się w tej grze, ja, gracz, który gra prawie od kołyski i prawie spóźnił się na własną komunię bo grał w DuckTales 2 na pegasusie.

LotF zainstalowałem, bo wiedziałem, że mi się spodoba. Zawsze chciałem w niego zagrać, a gdzye dowiedziałem się, że będzie w GOLDzie to byłem przeszczęśliwy. Podobno niektórzy chcieli w niego zagrać, bo słyszeli, że to taki prostszy klon serii Souls, a jako prawdziwy gracz nie wypada nie zagrać chociaż raz w grę souls-like.Podobno. 

Modne w dzisiejszych czasach jest to, że gry są przeraźliwie łatwe. To nie jest moje wyobrażenie, to fakt. Na przestrzeni ostatnich paru lat dzisiejszy "normal" jest prostszy od dawniejszego "easy", a miliard tutorialy, strzałek, głośnych myśli bohatera nakierowujących nas na rozwiązanie problemu sprawiają, że przez większość czasu czuję zażenowanie grając w jakieś "dzisiejsze" gry. Może stąd u mnie taka miłość do indie i retro? Nie wiem, ale wiem, że ludzie, niedzielni gracze, którzy próbują swoich sił w np. takim Lords of the Fallen odbijają się od tego tytułu niczym kauczukowa piłka rzucona o ścianę. No bo jak to? Nie mam strzałki gdzie iść? Przeciwnicy mogą mnie zabić w parę sekund? Muszę ostrożnie grać, uważać, uczyć się ruchów przeciwników? I CO CHWILA GINĘ I TRACĘ SWOJE DOŚWIADCZENIE? Nope, nie, niet, nein, no, www.allegro.pl -> sprzedaj. Podobnie było z Bloodborne - czy muszę przypominać zalew tej gry na serwisach aukcyjnych tuż po premierze i gorzkie żale wylewane na fanpageu playstation polska, że czemu ta gra taka trudna? 

Trzeba się pogodzić z tym, że gry weszły już parę lat temu na salony, więc podobnie jak kino, czy muzyka czy nawet książki - trzeba tworzyć gry dla mas. Gry, które kupi nawet Twoja 70. letnia sąsiadka spod czwórki. Przez to gry stały się łatwiejsze, a gracze - rozleniwieni i marudni. Czy soulsy sprawdzają tylko poziom refleksu i wytrzymałości psychicznej? Na pewno sprawdzają obie te rzeczy, ale czy na tym się kończy? Takie gry uczą nas przede wszystkim samodzielności. Uczą nas, że musimy myślećobserwowaćuczyć się. Musimy się skupić na grze, musimy się jej oddać i pozwolić sobą zawładnąć. Nie mówię o stuprocentowym zapomnieniu o realnym świecie. Nie. Tylko na spokojnie przysiąść do danej gry na dwie, trzy godziny, w ciszy i spokoju. bez piwa, chipsów i cieknącej śliny na myśl o wieczornej imprezie. Zupełnie tak jak 20 lat temu, gdzie nikt by nie pomyślał, że te gry są jakoś przesadnie trudne czy nieuczciwe...

 

Czy pośród kiepskich gier, często samograjów i easy at hard, takie gry jak LotF i DS rzeczywiście odsiewają cieniasów od graczy?

Nie. Odsiewają graczy od... graczy. Nikt nie zaprzecza, że souls-like to "gatunek" wielce specyficzny, przeznaczony tylko dla fanów starej szkoły. Czy oni są lepsi? Jasne, że nie. Każdy gracz mimo wszystko jest sobie równy, nieważne, czy woli umierać w Demon's Souls, zbierać grzyby w Mario, śledzić strzałkę w Assassynie czy grać w PONGa na oryginalnym automacie z 1972 roku. W żadnym wypadku (przynajmniej według mnie) granie w "hardcorowe" gry nie czyni nikogo lepszym. Jasne, nabiera się lepszego doświadczenia w grach jako takich, ale na pewno nie czyni to nas lepszymi ludźmi czy lepszym gatunkiem gracza. Nawet jeśli wbiłeś platynę w DS (wbiłem) albo achiki w LotF (zostały mi 2 do calaka). Czy to, że poświęciłem trochę czasu na granie w te gry, sprawiło, że zatraciłem się w realnym świecie? Pożegnałem hobby, rodzinę, znajomych, pracę? Oczywiście, że nie. Brawo ja?

Są ludzie, którzy lubią sobie stawiać dodatkowe wyzwania do już trudnej gry. NUR (No Upgrade Run) w slasherach, 1 SL w soulsach, no armor, fist only i tak dalej. Ludziom najwidoczniej sprawia to przyjemność. Zapewne wielu pośród takich ludzi to są tzw. no lify, ale czy wszyscy? Wątpię. 

Nie da się ukryć, że każdy sukces, każdy pokonany boss w souls-like jest satysfakcjonujący. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie odczuł ulgi pokonując Ornsteina i smougha. Ja poczułem ogromną satysfakcję, poczułem się napompowany, gotowy do dalszego działania, czułem, że nic już mnie nie zatrzyma. I wtedy trafiłem na kolejnego bossa i znowu brutalnie się przekonałem, że to ja jestem tym małym pioneczkiem w tej grze, że to ja jestem tym popychadłem, że to ja będę ginął, nie oni. Czy mi to przeszkadzało? Czy się poddałem? Hell no! Pokazałem, że nawet pionek potrafi wyrosnąć na króla, jeśli tylko się nie podda i będzie szedł w zaparte. 

Tak jak wspomniałem wyżej, Souls-like nie traktują gracza jak kretyna. Traktują go jak istotę myślącą i wymagają trochę więcej od niego niż PRESS X TO JASON. Tak jak to rzewniej bywało. Nie wszystkim to odpowiada i potem widzimy, jak sfrustrowani niedzielniacy wyrzucają swoje żale, bo nie potrafią grać w grę. Powtarzam - nie czyni ich to gorszymi graczami. Po prostu takie gry nie są dla nich. To nie są gry dla tatusiów i mięczaków i nie wiem co za szajs trzeba palić, żeby twierdzić inaczej. 

Dark Souls to RPG. Mroczne, brutalne, z zawiłą historią nieopowiedzianą wprost, w której cieszy każdy sukces gracza. Ma milion statystyk, nad którymi trzeba sporo posiedzieć, żeby ogarnąć. Ma mnóstwo mechanik, które można odkrywać aż do końca gry. W końcu, nie ma praktycznie ani jednego tutoriala, pomagającemu graczu ogarnąć co i jak. Welcome. Prepare to die. 

Konkluzja: Miało być o tym, dlaczego JA lubię soulsy, a wyszło na to, że pisałem, dlaczego ludzie NIE LUBIĄ soulsów... Więc może na koniec, w skrócie, opowiem. Przede wszystkim, jak już wspomniałem, soulsy dały mi niezwykła satysfakcję z grania. Czułem, że gra czegoś ode mnie wymaga i wszelkie problemy wynikające z obcowania nad tym tytułem wynikały z mojego braku umiejętności. Dlatego cierpliwie, jak uczeń, siedziałem, uczyłem się i grałem. I osiągałem sukcesy. Nigdy nie stałem się w 100% pewny w tych grach, po dziś dzień nawet po znajomych lokacjach latam z uniesioną tarczą z obawą, czy mnie jakiś zabłąkany mob nie zabije. Lubię te gry za niezwykle bogaty Lore. Co przesiedziałem na różnorakich wiki, obejrzałem mnóstwo filmów w sieci to moje. Lubię soulsy za to, że są po prostu dobrymi grami. I tak, nawet mnie jednak czasem wkurza śmierć. Zwłaszcza jak długo się bez niej obyłem i nagle umieram w cholerę daleko od ogniska.

 Devi_pl - nie jesteś graczem gorszego sortu, nie jesteś podgraczem, nie jesteś kimś, kogo powinno się szykanować za to, że nie umie w soulsy. To nie są gry dla każdego. Ale Ty też to powinieneś zrozumieć. To, że ktoś umie w te gry grać i nie ma problemów z nimi, nie znaczy od razu, że ta osoba nie ma życia i poświęca wszystko, by tylko wbić pucharek w trudnej grze. Po prostu umie w nie lepiej grać i spędza nad nimi równie przyjemny czas, co Ty w fifie czy CoDzie. 

Aha - lubię też "normalne" gry :) Jakby ktoś miał co do tego wątpliwości. I niestety posiadam platynę tylko w Demon's Souls, nie potrafiłem znaleźć czasu na resztę. I czekam z wypiekami na twarzy na Dark Souls III, mój Xbox One pragnie tej gry mocniej ode mnie.

Powyższy wpis jest trochę chaotyczny, został napisany bez większego ładu i składu za co serdecznie przepraszam, ale po dwóch godzinach snu (od 4 do 6) ciężko u mnie o lepszy tekst... Minęło również już sporo czasu od mojego ostatniego "felietonu"... Hm.

Cheers,

Rayos

 

Oceń bloga:
8

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper