Fire Emblem: Three Houses – recenzja gry. Szkoła uczy najlepszych taktyk

Fire Emblem: Three Houses – recenzja gry. Szkoła uczy najlepszych taktyk

Wojciech Gruszczyk | 25.07.2019, 16:00

Nintendo systematycznie wrzuca na Nintendo Switcha swoje najmocniejsze marki. Gracze poznają wszystkie zakręty w Mario Kart, uczą się mocniejszych combosów w Super Smash Bros., zdobywają wszystkich przyjaciół Pikachu, a już wkrótce rozpoczną testowanie najmocniejszych taktyk. Po długim oczekiwaniu na nowej platformie Nintendo debiutuje Fire Emblem i produkcja Intelligent Systems pokazuje najwyższą jakość. Dla takich tytułów kupuje się platformy.

Na aktualnej generacji nie możemy narzekać na brak strategiczno-taktycznych RPG-ów, jednak nie bez powodu miłośnicy gatunku czekali na pojawienie się jednej marki: Fire Emblem. IP w swoich głównych seriach nie zawodzi wrzucając śmiałków w odmęty wielogodzinnych rozważań dotyczących jak najsprawniejszego ułożenia armii, wybrania odpowiednich ataków oraz zadbania o jak najlepsze relacje wśród członków zespołu. Na szczęście Japończycy nie zapomnieli o tym uniwersum i Fire Emblem: Three Houses jest jednym z tytułów, obok których fani gatunku nie przejdą obojętnie. To jest za wielka i zbyt dopracowana produkcja.

Dalsza część tekstu pod wideo

Fire Emblem: Three Houses – trzy rody, uczniowie i nauczyciel

Akcja Fire Emblem: Three Houses przenosi nas na kontynent nazwany Fódlan – jest to szczególne miejsce, bo właśnie na tych terenach rywalizują ze sobą trzy zwaśnione rody: na północy swoje mieściny posiada Holy Kingdom of Faerghus, na południowym zachodzie znajduje się Adrestian Empire, a na wschodzie mieszkają przedstawiciele Leicester Alliance. W samym środku sporu została wyszczególniona ziemia niczyja, gdzie na neutralnym terytorium znajduje się klasztor Garreg Mach. To właśnie w tym miejscu swoją siedzibę posiada także Oficerska Akademia, do której uczęszczają studenci z trzech królestw. Na początku ogromnej przygody mamy okazję obserwować krainę mlekiem i prosiakami płynącą, bo nikt nie myśli o walce. W tych pięknych czasach mamy okazję wskoczyć w buty Byletha, który dość niespodziewanie nie rozpoczyna gry jako dowódca wielkiej armii – a po prostu zostaje nauczycielem.

Już pewnie nie potrzebujecie encyklopedii świata i zwierząt, by łatwo zrozumieć, że na Oficerskiej Akademii znajdują się przedstawiciele trzech domów studenckich, którzy są jednocześnie członkami rodów. Po ekspresowym tempie i zapoznaniu się z podstawowymi mechanikami, otrzymujemy szansę wybrać, czy chcemy zostać Profesorem Black Eagles, Blue Lions czy Golden Deer – są to trzy domy studenckie posiadające zróżnicowanych bohaterów, dzierżących ulubione bronie. Twórcy spędzili sporo czasu, by dokładnie zarysować motywacje, pragnienia oraz oczekiwania poszczególnych rodzin, ale i w każdym zespole nie brakuje bardzo interesujących indywidualności – deweloperzy zdawali sobie sprawę, że trudno będzie pogodzić się z niektórymi stratami, więc podczas pierwszej części gry mamy jeszcze okazję przekonać do swoich nauk studentów z innych domów. Choć Intelligent Systems dość wyraźnie przedstawia poszczególne królestwa i pokazuje ich atuty czy głównych protagonistów, to jednak wśród postaci występuje różnorodność w klasach, umiejętnościach czy władanych orężach. Gracz od początku otrzymuje dostęp do zróżnicowanych bohaterów, których możemy oczywiście dowolnie rozwijać.

Fire Emblem Three Houses recenzja 02

To już w tym miejscu na pewno mogę zaznaczyć, że Intelligent Systems stworzyło prawdziwego kolosa, który porwie wielu graczy na długie miesiące, ponieważ gra dosłownie zachęca do ponownego rozpoczęcia historii – każdy dom studencki posiada inne postacie, więc w trakcie rozgrywki oglądamy nowe przerywniki filmowe oraz mamy okazję nawiązać inne przyjaźnie. Zmienia się nawet odrobinę system walki – gdybym musiał posilić się na wielkie uproszczenie, to powiedziałbym, że Black Eagles specjalizują się w magii, Golden Deer to urodzeni łucznicy, a w Blue Lions znajdziecie wielu fanów rywalizacji w bliskim kontakcie (lance).

Dawno nie spotkałem gry z tak ciekawie zarysowanymi bohaterami, dosłownie w każdej „klasie” można natrafić na kilka świetnych charakterów – liderką Black Eagles jest Edelgard, która jako przyszła cesarz Adrestrian Empire’s jest bardzo nieprzystępna, w chłodny sposób podchodzi do swoich kolegów ze szkolnej ławki, ale znowu potrafi się szeroko uśmiechnąć do Profesora. Wśród członków „Czarnych Orłów” znajdziecie sarkastycznego Huberta, zamkniętą w sobie Bernadettę, wiecznie znużoną życiem Linhardt czy też zadufanego w sobie Ferdinanda. Recenzja to nie miejsce na dokładne analizy każdego charakteru, ale grając w Fire Emblem: Three Houses z dużym niedowierzaniem obserwowałem, jak ciekawe i rozbudowane postacie zaoferowali deweloperzy. Na każdym kroku mamy okazję rozmawiać z bohaterami, budując z nimi relacje, pomagać w wykonywaniu pomniejszych zadań. Wszystko to jest niezwykle głębokie.

Autorzy mądrze budują relacje, pozwalają poznać także postacie z innych domów, a nawet miałem okazję polubić kilka osób, z którymi spotykałem się w wolnych chwilach – nie jest to przypadek, ponieważ w pewnym momencie mamy okazję uczestniczyć w drugiej części gry. Twórcy dość wyraźnie zarysowują podział, a pięcioletni przeskok pozwala nam poznać Fódlan z zupełnie nowej strony. Nie jest to już przyjemna kraina, gdzie ptaszki śpiewają, a młodzież zatraca się w harcach i chędożeniu. Poznajemy świat w trakcie wojny, podczas której studenci porzucają szkolne ławki na rzecz aren bitewnych. Uczniowie mogą wykorzystać swoją całą wiedzę i zebrane doświadczenie, by stanąć naprzeciwko... Swoich nie tak dawnych znajomych ze szkoły. Jest to bardzo przyjemne odświeżenie rozgrywki, które przypadnie do gustu szerokiemu gronu odbiorców – szkoda jedynie, że w całej fabule pojawia się kilka niepotrzebnych wątków, przez które akcja odrobinę zwalnia. Na szczęście nie psuje to wrażeń z całej przygody, która jest przeładowana polityczną intrygą. Co dla mnie najważniejsze – deweloperom udało się pokazać kapitalnych bohaterów, których chce się po prostu poznać.

Jednocześnie muszę to zaznaczyć – jeśli jest Wam trudno przełknąć najmniejszy spoiler, to do czasu ogrania Fire Emblem: Three Houses unikajcie wszystkich skupisk fanów Nintendo. Deweloperzy zadbali o kilka obłędnych zwrotów akcji, które po prostu chcecie poznać z kontrolerami w łapach i nosami na ekranie telewizorów. Tak jak wspomniałem – opowieść ma swoje gorsze momenty, ale obok tych kilku wpadek będziecie uczestniczyć w dojrzałej przygodzie ze świetnie wykreowanymi postaciami.

Fire Emblem Three Houses recenzja 03

Fire Emblem: Three Houses – nagradzaj, zabawiaj i atakuj

Podczas rozgrywki kilkukrotnie złapałem się na tym, że nawet w tych mniej ciekawych i przegadanych fragmentach historii, nie potrafiłem odejść od konsoli, bo za każdym razem chciałem wiedzieć, co tam się wydarzy u moich podopiecznych. Twórcy w bardzo bystry sposób budują relacje na linii gracz-studenci, są one po prostu ciekawe. Największą innowacją względem poprzednich odsłon jest podzielenie rozgrywki (tak, nie tylko historii) na dwa zupełnie oddzielne doświadczenia. Gdy akurat nie jesteśmy na arenie, mamy okazję swobodnie biegać po wspomnianym klasztorze, gdzie spotykamy studentów, rozmawiamy z innymi nauczycielami czy też wykonujemy małe zadania poboczne. Idź, przynieść, oddaj, podaj? Niestety, tak i zdecydowanie nie jest to najmocniejsza strona odsłony, ale daje pewien powiew świeżości. Ponadto, po odwiedzeniu kilku miejsc mamy okazję zatopić się właśnie w najważniejszym – budowaniu relacji ze studentami. Dyskusje, wspólne posiłki lub odpowiedzenie na kilka kluczowych pytań pozwala poprawić kontakty z uczniami i znacząco wpływa to na cały gameplay. W trakcie takich rozmów możemy przykładowo zostać zapytani o zmianę klasy – bohaterowie są w Fire Emblem: Three Houses przypisani do jednego systemu walki, ale bez problemu możemy „przeskoczyć” i przykładowo z maga zrobić łucznika.

Ta część produkcji opiera się na kalendarzu – w wyznaczone dni mamy odpowiednie spotkania, możemy wyruszyć i obić kilku rabusiów lub po prostu zamknąć się z podopiecznymi i rozwinąć ich umiejętności. Niestety, nasze działania są ograniczone przez punkty aktywności – im jesteśmy lepszym Profesorem i mamy wyższy poziom doświadczenia, tym możemy wykonywać więcej akcji. Na papierze nie wygląda to źle, ale gorzej prezentuje się w praktyce, bo mamy do dyspozycji wielu utalentowanych (podobno najlepszych w każdym państwie) uczniów, a nie możemy wszystkim poświęcić odpowiednio dużo uwagi. W trakcie lekcji wybieramy, którą dziedzinę chcemy rozwinąć, więc nawet w tym miejscu nie liczmy na poprawę wszystkich zdolności.

Z odpowiednim przystąpieniem do zajęć łączy się także element motywacji – to właśnie z tego powodu od czasu do czasu warto zdecydować się na spacer, połowić ryby lub odwiedzić okoliczne miejscówki. Dobre planowanie jest podstawą sukcesu, bo tylko w taki sposób możemy osiągnąć oczekiwane rezultaty- a i tak zawsze będzie brakować puntów, ponieważ nigdy nie zadbamy o całą armię.

W grze znalazło się ponad 30 różnorodnych klas (powracają przykładowo: żołnierz, wojownik, mnich, jeździec wyvern, rycerz, tancerz, łucznik, mag, kapłan, a wśród nowych można wyróżnić warlocka, brawlera, noble'a, grapplera) i dzięki zdanym egzaminom możemy wskoczyć na wyższy poziom klasy lub po prostu ją zmienić – studio umiejętnie wykorzystuje motyw nauki oraz szkoły.

Fire Emblem: Three Houses – sięgaj po broń i korzystaj z mocy partnerów

Po nauce, dyskusjach czy też wspólnym jedzeniu smakołyków, nadejdzie czas na walkę. Jak to mówią – to co tygrysy lubią najbardziej – jeszcze w szkole mamy okazję brać udział w wielu pobocznych pojedynkach wpływających na doświadczenie, ale również zgłębiamy się we wszystkich fabularnych bitwach. Akcja ponownie przenosi nas na duże lokacje, które są podzielone na pola, a podczas rundy kierujemy naszą armią.

Fire Emblem Three Houses recenzja 01

Twórcy nie zdecydowali się oprzeć rozgrywki na systemie „papier, kamień, nożyce”, bo choć nadal niektóre klasy lepiej reagują na inne, to niemal każda nasza decyzja na polu bitwy zwiększa doświadczenia bohaterów. W rezultacie systematycznie poprawiamy statystyki, mamy okazję zwiększyć moc i po prostu sytuacja wpływa na nasze kolejne możliwości. Autorzy powracają do systemu trwałości broni, więc często trzeba wpadać do sklepu, kupować nowe zabawki lub poprawiać te posiadane. Magia ma wyznaczoną liczbę aktywacji, regularnie podczas walk trzeba korzystać z leczenia, a zupełnie nową mechaniką są Battaliony, które możemy rekrutować dla wybranych postaci. W tej sytuacji obok naszej postaci pojawiają się NPC, bohater otrzymuje poprawione statystyki, a na deser możemy skorzystać z potężniejszego ataku (Gambit) – studio wykorzystało tutaj nową statystykę Charm, która umożliwia budowanie autorytetu wojaka i zwiększać jego możliwości w zakresie kreowania relacji z pomocnikami. W dodatku, Weapon Arts jest zastąpione Combat Arts, które również korzysta z wytrzymałości oręża – muszę na pewno nadmienić w tym miejscu, że same walki wyglądają wprost świetnie – szczególnie przy zbliżeniach i wykonywaniu ataków. Twórcy przeszli długą drogę dostarczając tytuł na aktualną generację... Ale z drugiej strony, nietrudno dotrzeć spartaczone tekstury, ząbki lub puste lokacje.

Studio podkreśla relacje postaci nawet na polu bitwy, więc dobre stosunki z partnerem pozwalają wykorzystywać nowe ataki lub po prostu mamy szansę na zadanie mocniejszych obrażeń. Nawet atakując obok naszego przyjaciela otrzymujemy bonusy, więc dobrze jest odpowiednio rozglądać się po arenie, by wykorzystać jej wszystkie atuty. Od czasu do czasu wydarzenia są upiększone przez mgłę wojny, ponownie korzystamy z możliwości koni, pegazów lub wywern. Małym urozmaiceniem rywalizacji jest Divine Pulse, który pozwala w ekstremalnych momentach naprawić swój błąd – przydaje się to szczególnie podczas długich i wymagających pojedynków, kiedy jedna decyzja może zaważyć o losach całego starcia. W grze nie brakuje trybu sieciowego, ale nie możecie liczyć na typowe walki PVP z rozbudowanymi turniejami. Autorzy stawiają na delikatne sieciowe elementy, więc w trakcie tygodniowych wydarzeń widzimy jakie opcje (przykładowo walka lub eksploracja) wybrali inni gracze. Pewną ciekawostką są także pozostawione na arenach przedmioty, które możemy podnieść.

Pojedynki w Fire Emblem: Three Houses z pozoru nie różnią się znacząco od innych przedstawicieli gatunku, ale Intelligent Systems odrobiło zadanie domowe oferując niezwykle dopieszczone pojedynki. Tutaj otrzymujemy wiele systemów, mnóstwo statystyk, a wszystko możemy wykorzystać na swoją korzyść, by zapewnić oczekiwaną przewagę. Rywalizacja jest interesująca i po prostu wciąga – uwierzcie mi na słowo, że z wielką radością będziecie wybierać się na kolejne bitwy, bo istnieje świadomość, że nie tylko czeka Was kilka pojedynków, ale także (a może przede wszystkim?) ponownie poprawicie osiągi swoich kompanów. System relacji oraz nastawienie opowieści na jednostki wpływa na całą świadomość – tutaj nie będziecie chcieli stracić swoich uczniów, którzy szybko stają się przyjaciółmi głównego bohatera.

Fire Emblem Three Houses recenzja 04

Fire Emblem: Three Houses – wielka opowieść trzech rodów 

Intelligent Systems oferuje przeładowany atrakcjami tytuł, który sprawi satysfakcję nawet najbardziej wymagającym fanom gatunku. To świetna gra dla osób nieznających serii, bo autorzy tłumaczą wszystkie systemy, a jednocześnie wielokrotnie puszczają zalotnie oko do fanów. Będziecie nauczać, walczyć i przeżywać historie – właśnie dla takich tytułów sięga się po konsolę. Świetna, wielowymiarowa produkcja z mnóstwem zwartości.

To kolejna pozycja utwierdzająca mnie w przekonaniu, że posiadacze Nintendo Switchów nie będą się do końca roku nudzić.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Fire Emblem: Three Houses

Atuty

  • Kapitalny i dopracowany system walki
  • Kilka mocnych zwrotów akcji
  • Wcielenie się w nauczyciela
  • Efektowne pojedynki
  • Historie trzech rodów

Wady

  • Czasami opowieść jest zbyt przegadana
  • Misje poboczne nie zawsze prezentują wysoki poziom

Fire Emblem Three Houses potwierdza kapitalną dyspozycję Nintendo Switcha. Obowiązek dla fanów gatunku... Reszta? Będzie się dobrze bawić!
Graliśmy na: NS

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper