Recenzja: Tales from the Borderlands (PS4)

Recenzja: Tales from the Borderlands (PS4)

Jaszczomb | 01.11.2015, 14:00

Grając w Borderlands, próbowaliście się wsłuchiwać w przezabawne dialogi, ale dziejąca się w tym samym czasie strzelanina każdorazowo pochłaniała Waszą uwagę? Przestańcie się oszukiwać, że kiedyś do tego wrócicie i wszystko na spokojnie odsłuchacie. Po prostu włączcie Tales from the Borderlands.

FPS-owa seria Borderlands to kopalnia absurdalnych sytuacji i rozbrajających żartów, tyle że gra nie chce nas odciągać od radosnego miksu strzelania i szukania przedmiotów, stawiając na niczym nieskrępowaną rozgrywkę. Z tego też powodu rozmowy między postaciami i monologi (szczególnie Handsome Jacka w BL2) mogą umknąć naszej uwadze. Telltale Games wzięło więc całe to uniwersum z masą wyrazistych postaci i stworzyło własną, wciągającą fabułę, nie odejmując niczego, co stanowi o sukcesie marki. No, może oprócz strzelania.

Dalsza część tekstu pod wideo


W Tales of the Borderlands dostajemy historię dwóch zupełnie nowych postaci – ambitnego pracownika megakorporacji Rhysa oraz sprytnej złodziejki Fiony. Fabularnie gra umiejscowiona jest po wydarzeniach z Borderlands 2, co oznacza wolne miejsce na stanowisku szefa Hyperionu  i nieustającą nienawiść na Pandorze do poszukiwaczy Krypt – Vault Hunterów. Przygoda naszej pary zaczyna się od próby opchnięcia fałszywego klucza do Krypty i szybko nabiera zupełnie nieprzewidywalnych obrotów, które nie zatrzymają się ani na moment aż do końca finałowego odcinka…


… bo z obowiązku wspomnieć muszę o podstawowych założeniach gier od Telltale. Są to opowieści podzielona na pięć-sześć odcinków, z czego każdy zaliczymy w około dwie godziny. Rozgrywka polega w dużej mierze na sekwencjach QTE i dialogach, w których często podejmujemy ważne decyzje wpływające na dalsze losy bohaterów. Pod koniec każdego odcinka dostajemy też wyrażone w procentach statystyki dotyczące wyborów reszty graczy w najistotniejszych momentach. Można więc nazwać te produkcje interaktywnymi filmami, aczkolwiek deweloper wielokrotnie udowodnił, że potrafi wrzucić wystarczająco dużo elementów odsuwających wrażenie samograja. Nie wspominając już o geniuszu scenarzystów studia.


Mając na koncie m. in. mocne The Walking Dead i szokujące Game of Thrones, twórcy wiedzą, jak sprawić, by zaczęło nam zależeć na postaciach… i nie boją się ich uśmiercać. Na pierwszym planie jest jednak sztandarowy dla oryginalnych Borderów, absurdalny humor, co w połączeniu z identycznym stylem graficznym sprawia wrażenie, jakoby zabrało się za to samo Gearbox Software (chociaż pomagali tu scenarzyści głównej serii, więc nie jest to wyłącznie zasługa Telltale). Efektowne intro muzyczne na początku każdego odcinka, implementacja menusów prosto z gry czy nawet  znane odgłosy otwierania skrzynek i podnoszenia przedmiotów – fan serii poczuje się jak w domu. A nie wspomniałem jeszcze o gościnnych występach znanych bohaterów!


Zer0, Mordecai, Athena i kilku innych Vault Hunterów z paroma postaciami pobocznymi rewelacyjnie uzupełniają zróżnicowany skład niecodziennych sprzymierzeńców. Nikt nie sprawia tu wrażenia wrzuconego na siłę – oto magia gier Telltale. Co więcej, są to bohaterowie dynamiczni, zmieniający się pod wpływem wydarzeń kolejnych części fabuły. Nie mamy tu do czynienia ze zwykłą zabawną opowiastką, rozciągniętą na dziesięć godzin. Każdy odcinek stanowi zamkniętą całość – fragment większej historii, lecz bez bezczelnych zagrań typu zatrzymywania akcji w połowie, by gracz nie mógł się doczekać kontynuacji. Twórcy podchodzą do odbiorców z szacunkiem.


Długo można wychwalać Telltale Games, ale są dwie rzeczy, które zawsze denerwują w ich pracy – wolne wypuszczanie kolejnych odcinków (około 3 miesięcy!) i niedoróbki techniczne. W tej chwili Tales from the Borderlands jest dostępne w całości, więc pierwsza sprawa nie ma znaczenia. A co do kwestii dopracowania… jest zaskakująco dobrze. Jedyny błąd, jaki napotkałem kilkukrotnie, to złe dostosowanie ostrości, co dało zupełnie niewyraźną postać na pierwszym planie i szczegółowe pokazane tło. Mało istotny, choć całkiem dziwaczny problem. Spotkałem się też z drobną wpadką, gdy mój bohater nie miał buta, chociaż scenę wcześniej go odzyskał. No i wszystkie „wielkie wybory” ostatecznie prowadzą do tego samego, ale to standard gier od tego studia – by nie niszczyć sobie dobrego wrażenia, przechodźcie je tylko raz!

 

Twierdzenie, że ekipa z Telltale wpasowuje się w wypożyczane realia niczym kameleon, to duże niedopowiedzenie. Mamy do czynienia z produkcją, która idealnie uchwyciła humor serii strzelanek i przedstawiła świetną samodzielną fabułę, która przy okazji mocno zamieszała w całym uniwersum. Otwarte zakończenie może być furtką dla drugiego sezonu Talesów, chociaż osobiście uważam (mam nadzieję), że to nawet lepsze podwaliny dla Borderlands 3. Pozostaje pytanie – czy osoba niezaznajomiona z serią FPS-ów powinna spróbować? Moja odpowiedź - zdecydowanie tak. Co prawda dostaniemy spoiler dotyczący końcówki BL2, lecz całość przystępnie wyjaśnia zasady tego świata i nikt nie powinien poczuć się zagubiony. Fan Borderlandsów zaś dostanie tu zabawne nawiązania dosłownie na każdym kroku i w żadnym przypadku nie powinien przejść obojętnie. Niech nawet doliczy sobie pół oczka do oceny końcowej. Albo całe oczko. Albo trzy, wszystko jedno. Po prostu w to zagrajcie. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tales from the Borderlands

Atuty

  • Narracja
  • Świetne postaci
  • Tony nawiązań do serii FPS-ów
  • Idealnie wychwycony humor serii
  • Potrafi rozbawić i wzruszyć
  • Satysfakcjonujący finał

Wady

  • Drobne błędy techniczne
  • Wybory tracą na znaczeniu po ponownym przejściu gry

Rewelacyjna historia w absurdalnym świecie Borderlandsów. I rozbawi, i wzruszy – ale przede wszystkim rozbawi. Dla fanów pozycja obowiązkowa, chociaż nowi w serii nie powinni poczuć się zagubieni.

Jaszczomb Strona autora
cropper