Let it Die: Inferno - recenzja gry. Wujaszek Śmierć zaprasza na pokręcony sequel szalonego uniwersum

Let it Die: Inferno - recenzja i opinie o grze [PS5, PC]. Wujek Śmierć zaprasza na imprezę

Igor Chrzanowski | Dzisiaj, 13:00

Pierwsze Let it Die zachwyciło graczy na całym świecie, zgarniając miliony fanów. Czy jednak Let it Die: Inferno powtórzy ten sukces? Zapraszamy do dzisiejszej recenzji!

Suda51 i jego Grasshopper Manufacture ma w portfolio sporo naprawdę przekozackich tytułów, które swoją nietypową stylistyką oraz rozgrywką sprawiły, że poszukujący szalonej inności gracze pokochali jego gry. Nawet takie Let it Die, które w formie free to play pojawiło się ekskluzywnie na PlayStation 4 oraz PC, zgarnęło ponad 9 milionów zainteresowanych graczy, a to doskonała baza pod produkcję obiecującej kontynuacji, stworzonej już z myślą o PS5.

Dalsza część tekstu pod wideo

Tym razem Goichi Suda nie jest już zaangażowany w projekt, ale za tytuł odpowiada ekipa Supertrick Games, która współtworzyła pierwsze Let it Die oraz przejęła rozwój serii na życzenie wydawcy, czyli GungHo Online Entertainment. To dzięki nim dostaliśmy już Deathverse, ale czy Let it Die: Inferno spełnia jakkolwiek pokładane w grze nadzieje? Cóż, jak możecie się spodziewać, tak nie bardzo bym powiedział. Zapraszam do lektury.

Let it Die: Inferno - ładne to, ale bez charakteru

Let it Die: Inferno - walka
resize icon

Deweloperzy z Supertrick Games dostali bardzo ambitne zadanie przekucia marki z rodowodem free-to-play na grę-usługę dystrybuowaną w modelu premium, w ramach którego nie tylko musimy zapłacić za kupno tytułu, ale także borykać się z mikropłatnościami, blokującymi nam dostęp do najfajniejszych elementów kosmetycznych, a nawet i z takimi wspomagającymi szybsze oraz łatwiejsze przejście nowej przygody. Jak zatem widzicie, nie brzmi to zbytnio zachęcająco, ale no nie bądźmy takimi pesymistami i postarajmy się z czystą głową spojrzeć na recenzowane dziś Let it Die: Inferno.

Fabularnie twórcy znów postanowili poszaleć i oddać w nasze ręce coś, czego nawet nie ma co próbować zrozumieć, bo pojąć tego trzeźwym umysłem się po prostu nie da. Wiele lat po dobrze znanym nam wydarzeniu Earth Rage, pojawiamy się jako swego rodzaju najemnicy, którzy to w ramach pokręconych zasad schodzą do czegoś na wzór piekielnych kręgów. Po co to wszystko? A no po to, aby zdobyć tak zwane Oko Żniwiarza (Eye of the Reaper), czyli mityczny artefakt pozwalający zdobyć nieograniczoną siłę oraz władzę. Tak jak to często w uniwersach Sudy51 bywa, mało co ma tu jakikolwiek logiczny sens. Ale jest całkiem zabawne i pasuje do poprzednika, aczkolwiek jest znacznie mniej "soczyste", przez co ostatecznie po prostu nijakie. Uśmiechniesz się pod nosem z raz czy dwa, zdziwisz na widok potwornych przeciwników, ale nikt poza Śmiercią nie ma tu za grosz jakiegokolwiek charakteru.

Niby nie gra się w takie produkcje jak Let it Die dla historii, ale bądźmy szczerzy, cokolwiek interesującego w niej być powinno, bo przejście całości zajmuje kilkadziesiąt godzin, które to będą pełne bólu, cierpienia, zgonów, grindowania i innych średnio przyjemnych rzeczy. Recenzowane Let it Die: Inferno jest bowiem pod kątem rozgrywki najbardziej średnim ze średnich tytułów jakie można sobie wyobrazić.

Let it Die: Inferno - gdzie się podział Suda51?

Let it Die: Inferno - sklep
resize icon

Tak jak w przypadku pierwszego Let it Die z 2016 roku, mamy tutaj do czynienia z czymś co można śmiało nazwać grą typu souls-like, przynajmniej jeśli chodzi o konstrukcję systemu walki. Całościowo jednak Let it Die: Inferno jest reprezentantem gatunku Extraction RPG, a co za tym idzie z każdą naszą wyprawą w teren mamy pewien określony cel do wykonania i po jego zrobieniu możemy albo poszukać najbliższej kapsuły ratunkowej, która zabierze nas do bazy, albo spróbować wyśrubować nieco wynik, by zarobić więcej kasy. 

Schemat jest banalnie prosty i o ile na początku daje całkiem pozytywne pierwsze wrażenie, tak im dłużej grałem tym bardziej dochodziło do mnie, że deweloperzy nie mają najmniejszego pojęcia o tym, co sprawia, że takie produkcje są fajne i wciągające. Zamiast oferować nam jakieś naprawdę ciekawe zadania, wciągające systemy czy cokolwiek, co będzie nas zachęcało do głębszej eksploracji, dostajemy misje pokroju "Zejdź na głębokość X", "Zarób Y punktów". Sama konstrukcja tego świata też jakaś zachwycająca nie jest. Początkowo błąkamy się po nudnawych miejsko-zielonych terenach w stylu post-apo, by następnie ruszyć głębiej w piekło i odkryć już nieco bardziej interesujące miejsca, które i tak są mocno "sztampowe". 

Najbardziej do ekranu przyciąga system walki, który choć zrealizowany przyzwoicie, cierpi na pewien brak odważnych pomysłów, które nadążałyby za bardzo fajnie zaprojektowanymi przeciwnikami - przynajmniej od strony wizualnej. Od strony mechanicznej całość sprawia wrażenie obcowania z czymś mocno... przestarzałym. To, co było fajne te prawie dekadę temu, takie fajne dziś już nie jest, a my jako gracze przyzwyczailiśmy się do dobroci jaką zaoferował Elden Ring, Lords of the Fallen czy Black Myth: Wukong.

Wyprowadzane ataki często nie dosięgają tam gdzie byśmy sobie tego życzyli, co szybko buduje frustrację wynikającą a "chybiania", które z kolei wynika z tego, że instynktownie zostaliśmy już nauczeni chociażby tego, że nasi bohaterowie potrafią nieco doskoczyć do adwersarzy. Różnorodność w broniach, zwłaszcza na początku rozgrywki, praktycznie nie istnieje, a wybór ogranicza się jedynie do broni lekkiej lub ciężkiej, co jest mocno rozczarowujące. Ciosy są takie same, combosy także, a jakiekolwiek ruchy specjalne mało ekscytujące. Na plus są chociaż rywale, którzy potrafią mocno dać w kość i zmusić do kombinowania, a swoim wyglądem zachwycą niejednego miłośnika gore.

Let it Die: Inferno - czy warto zagrać?

Let it Die: Inferno nie zapisze się na kartach historii jako godny sequel, ale też nie jest to najgorsza gra z jaką miałem styczność w ostatnich latach. Ciężko jest mi ten tytuł jednak komukolwiek polecić, zwłaszcza że już teraz powstaje wersja Offline pierwszej części z 2016 roku. Może kiedyś, jak gra stanieje do tych 20-40 złotych, możecie dać jej szansę, ale raczej nie wcześniej. 

Ocena - recenzja gry LET IT DIE: INFERNO

Atuty

  • Oprawa wizualna może się podobać
  • Niektóre pomysły są nawet fajne, w tym stworki
  • Wujaszek Śmierć

Wady

  • Zbyt podobna do poprzednika
  • Brak jakichkolwiek innowacji
  • Walka bywa frustrująca i sztucznie utrudniana
  • Bez Sudy51, humor uleciał oknem i drzwiami
  • Monetyzacja rodem z gry free-to-play

Let it Die: Inferno chciało być aż tak "cool" sequelem, że przedobrzyło i zapomniało o tym, dlaczego gry Sudy 51 są jednak nie do podrobienia. Na dodatek twórcy naszpikowali całość psującymi zabawę mikropłatnościami, co jest skandaliczne w i tak już płatnej produkcji.
Graliśmy na: PS5

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper