Odrzuceni (2025) - recenzja 1 sezonu serialu [Netflix]. Western z wielkim potencjałem, ale bez wizji

Odrzuceni (2025) - recenzja i opinia o 1 sezonie serialu [Netflix]. Western z potencjałem, ale bez wizji

Łukasz Musialik | Wczoraj, 21:00

Netflix nie ustaje w próbach stworzenia własnej odpowiedzi na fenomen „Yellowstone” Taylora Sheridana. „Odrzuceni” to kolejna próba oswojenia amerykańskiego westernu, tym razem z Lena Headey i Gillian Anderson na czele obsady. Serial Kurta Suttera (twórcy „Synów Anarchii”) miał być feministyczną sagą rodzinną osadzoną w realiach lat 50. XIX wieku, ale finalnie okazuje się produkcją, która ma wszystkie składniki sukcesu, lecz zapomina o najważniejszym - duszy.

Premiera, która miała miejsce 4 grudnia 2025 roku przyniosła więc siedem odcinków, które sprawiają wrażenie gwałtownie skróconych i niedokończonych, pozostawiając po sobie uczucie niewykorzystanego potencjału.

Dalsza część tekstu pod wideo

Odrzuceni / The Abandons / Netflix
resize icon

Odrzuceni (2025) - recenzja i opinia o 1 sezonie serialu [Netflix]. Matriarchalne starcie na Dzikim Zachodzie

Serial przenosi nas do 1854 roku, na tereny Oregonu, gdzie tytułowi odrzuceni - grupa adoptowanych sierot pod opieką gorliwej katoliczki Fiony Nolan (Lena Headey) - prowadzą ranczo na ziemi bogatej w srebro. Po drugiej stronie barykady stoi Constance Van Ness (Gillian Anderson), wdowa po potentacie górniczym, która za wszelką cenę pragnie przejąć ziemię, aby zaspokoić oczekiwania swojego inwestora - samego Corneliusa Vanderbilta. Konflikt eskaluje, gdy najstarszy syn Constance dopuszcza się napaści na Dahlie (Diana Silvers), jedną z adoptowanych córek Fiony, co ostatecznie kończy tragicznie.

To zderzenie dwóch światów. Z jednej strony matki adopcyjnej, która jest gotowa walczyć jak lwica o swoją „wybraną rodzinę”, z drugiej zaś elegancka i manipulująca ludźmi arystokratka pragnąca większej władzy. Brzmi fascynująco? Problem w tym, że serial nie potrafi wykorzystać potencjału, jaki drzemie w tej konfrontacji. Obie bohaterki zostają sprowadzone do dwuwymiarowych archetypów - Fiona to dzika, religijna, lecz sprawiedliwa wojowniczka, Constance zaś to chłodna, pozbawiona jakichkolwiek pozytywnych cech wdowa.

Gillian Anderson, mimo bezsprzecznego talentu widocznego w takich hitach, jak „Z Archiwum X” czy „Sex Education”, wydaje się obsadzona źle w roli XIX-wiecznej damy. Constance jest sztywna, pozbawiona niuansów, operująca wyuczonym grymasem znudzonej arystokratki -  podobnie jak wcześniej w „The Crown” czy „The First Lady”. Lena Headey radzi sobie znacznie lepiej, wnosząc ciepło i wiarygodność do postaci Fiony , lecz brak jej godnego partnera do pojedynku. Sceny konfrontacji obu aktorek, które powinny być punktami kulminacyjnymi serialu, wypadają płasko, ponieważ reżyseria nie potrafi zdecydować, czy chce być bardziej dynamiczny, czy może operą mydlaną na kształt „Dynastii”.

Odrzuceni / The Abandons / Netflix
resize icon

Odrzuceni (2025) - recenzja i opinia o 1 sezonie serialu [Netflix]. Western bez celu i wizji

Najbardziej frustrującym aspektem „Odrzuconych” jest chaos narracyjny i marnotrawstwo skróconego do siedmioodcinkowego formatu. Serial nie potrafi skupić się na głównym konflikcie między rodziną Van Ness’ów a Sierotami (jak nazywają się podopieczni Fiony), zamiast tego kieruje swoją uwagę na liczne wątki poboczne, co w konsekwencji rozmydla nieco główny wątek fabularny. Dostajemy kiepsko narysowany romans między Eliasem Tellerem (Nick Robinson) a Trisha Van Ness (Aisling Franciosi). To jakby Romeo i Julia w westernie, gdzie para nie ma czasu na rozwój prawdziwego uczucia. Albert (Lamar Johnson), czarnoskóry członek rodziny Fiony, nagle zostaje nauczycielem w miasteczku, co owocuje sztucznym i pośpiesznym wątkiem, gdzie wpleciono elementy rasizmu. Szkoda, że twórcy zmarnowali czas na jakieś polowanie, gdy w tle rozgrywa się znacznie ważniejszy wątek fabularny.

Dialog między postaciami serialu zasługuje na osobną krytykę. Kurt Sutter próbuje naśladować język przypominający „Deadwood” - kultowy western HBO - ale efekt jest żenująco niezdarny. Aktorzy potrafią gubić się w wypowiedzianych kwestiach, jakby brakowało im tchu, nawet gdy stoją w miejscu. Zamiast brzmieć, jak ktoś z połowy XIX wieku, bohaterowie wydają się mówić językiem z taniego serialu telenowelowego próbującego udawać historyczną sagę.

Co więcej, serial tylko powierzchownie dotyka złożonych kwestii społecznych tamtej epoki. Zróżnicowana rodzina Fiony - obejmująca białe rodzeństwo, czarnoskórego wolnego mężczyznę oraz rdzenną Amerykankę - powinna być źródłem wielu napięć i dylematów. Tymczasem wątek rasizmu potraktowano powierzownie, problemy lokalnego plemienia Cayuse są ledwo zarysowane, a status sierot - w XIX wieku uznawanych za istoty z natury wadliwe - sprowadza się do okazjonalnych obelg ze strony najstarszego syna Van Ness’ów. To marnotrawstwo potencjału.

Odrzuceni / The Abandons / Netflix
resize icon

Odrzuceni (2025) - recenzja i opinia o 1 sezonie serialu [Netflix]. Produkcja bez duszy

„Odrzuceni” to paradoks serialu, który posiada wszystkie elementy potencjalnego hitu, lecz przypomina raczej niedopracowaną produkcję, pełną luk i elementarnych błędów. Netflix wyposażył serial w znane gwiazdy, modny gatunek, twórcę z własnym gronem fanów oraz powierzchowne pomysły o macierzyństwie i rodzinie, licząc, że widzowie będą chcieli to oglądać. I rzeczywiście. Scenografia jest przekonująca, konie galopują, strzelanin nie brakuje i nie brakuje scen z krwią. Niestety, to wszystko nie wystarcza, gdy brakuje charakteru i swoistej oryginalności.

Finał nie rozstrzyga kluczowej kwestii. Brak satysfakcjonującego zakończenia sprawia, że całe to przedstawienie wydaje się być pozbawione sensu. Widać też wyraźnie, że produkcja przeszła przez turbulencje - sam Kurt Sutter opuścił serial tuż przed zakończeniem zdjęć w wyniku sporu z Netflixem. Skrócenie serialu o trzy odcinki wyraźnie odbija się na jakości serialu.

Odrzuceni (2025) - recenzja i opinia o 1 sezonie serialu [Netflix]. Podsumowanie

„Odrzuceni” to rozczarowujący western, który mógł być interesującą alternatywą dla „Yellowstone”, ale niestety jest kiepskim przykładem tego, jak nie powinno się tworzyć seriali. W obsadzie znajdują się dwie wybitne aktorki, ale scenariusz nie daje im szans na to, aby w pełni się rozwinąć. Dostajemy efektowną oprawę wizualną, lecz brak nam prawdziwych emocji i zaskakujących zwrotów akcji.

Owszem, są tu elementy godne uwagi - kreacja Leny Headey, ambitny zarys tematów społecznych - ale giną one w całym tym chaosie narracyjnym. Netflix znów próbował stworzyć własną wersję cudzego sukcesu, tym razem jednak zapomniał, że nawet w gatunku tak wyświechtanym jak western potrzeba czegoś więcej niż tylko słynnych nazwisk i świetnej scenerii. Potrzeba wizji, odwagi i duszy, czegoś co w „Odrzuconych” brakuje najbardziej.

Atuty

  • Mistrzowska kreacja Leny Headey
  • Scenografia - wierne odwzorowanie tamtejszej epoki
  • Ciekawa koncepcja fabuły

Wady

  • Nieco sztywna Gillian Anderson
  • Scenariusz pełen nieścisłości
  • Chaos narracyjny
  • Wątki poboczne rozmydlają główną oś fabuły
  • Wyczuwalne problemy w trakcie produkcji obniżyły jakość serialu

Oglądając serial, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że obcujemy z dziełem porzuconym przez swojego twórcę, który opuścił plan w atmosferze skandalu na trzy tygodnie przed końcem zdjęć. Western od Netflixa, który miał być odpowiedzią na Yellowstone jest tylko jego kiepską repliką.

5,0
Łukasz Musialik Strona autora
Pasjonat gier od samego dzieciństwa, kiedy to swoją pierwszą konsolę dostał od rodziców. Od tamtej pory zafascynowany grami i ich światem, ponieważ jako dorosły uważa, że to nie tylko rozrywka, ale także sztuka, która może nas uczyć, inspirować i poruszać emocje. Nieustannie poszerza swoją wiedzę i doświadczenie w dziedzinie gier i konsol, aby móc dostarczać innym jak najbardziej wartościowe treści.
cropper