Ballada o drobnym karciarzu (2025) - recenzja filmu [Netflix] W szponach hazardu
Po wielkich sukcesach swych dwóch poprzednich filmów: nagrodzonego Oscarem za najlepszy film międzynarodowy “Na Zachodzie bez zmian”, a także wielokrotnie nominowanego “Konklawe” tym razem niemiecki reżyser Edward Berger zdecydował się na pracę nad ekranizacją innej powieści, napisanej już w XXI wieku. Książka Lawrence’a Osborne’a obraca się wokół wielkich pieniędzy, zarabianych jednak niemal wyłącznie przez właścicieli kasyn, bowiem głównym bohaterem jest nałogowy gracz hazardowy.
Choć w powszechnej opinii za światową stolicę hazardu uchodzi jeszcze Las Vegas - zmitologizowane w tysiącach filmowych fabuł umiejscowionych właśnie w tym osobliwym mieście w stanie Nevada - coraz częściej mówi się, że funkcję tę już dawno przejęło chińskie Makau. Dobrze o tym wie Lawrence Osborne, literat i dziennikarz, początkowo piszący głównie artykuły o alkoholach, drukowane w poczytnej prasie, którego jednak na pewnym etapie kariery zafascynował świat gier kasynowych. Rezultatem tego było nie tylko zamieszkanie w osławionym amerykańskim “mieście grzechu” (które w jednym z wywiadów nazwał “najbardziej depresyjnym miejscem na Ziemi”), ale również długi pobyt właśnie w Makau, którego bezpośrednim efektem okazała się wydana w 2014 roku powieść “Ballada o drobnym karciarzu”. Stosunkowo krótka, bardzo mocno chwalona za wiarygodne oddanie klimatu tego niezwykłego miejsca książka, która jednak zaskakująco rozczarowuje jako zapis hazardowego uzależnienia, nie mówiąc już o wyjątkowo wątłej fabule.
To co dla wielu czytelników okazało się idealną literaturą nasenną filmowym producentom posłużyło za podstawę scenariusza kolejnego obrazu, realizowanego przez firmę Good Chaos. I trudno się temu dziwić! Na papierze mamy tu bowiem wszystko: upadłego bohatera, poszukującego wyzwolenia lub choćby zapomnienia, obietnicę wielkiego romansu, który może być dla naszego herosa szansą na odkupienie, świat ogromnych pieniędzy, a także atrakcyjne - a jednocześnie dla zachodniego widza wciąż egzotyczne - miejsce rozgrywania akcji, barwnie opisywane przez samego Osborne’a w powieści. Dodajmy do tego reżysera oscarowego “Na Zachodzie bez zmian” i powszechnie chwalonego “Konklawe”, a także idealny wybór aktora do głównej roli, w osobie mającego ostatnio znakomitą passę Colina Farrella. Brzmi jak przepis na sukces.
Ballada o drobnym karciarzu (2025) - recenzja i opinia o filmie [Netflix] Opowieść o zdegenerowanym hazardziście
Irlandczyk wciela się w filmie Bergera w postać, każącą się do siebie zwracać per Lord Doyle. Lokatora ekskluzywnych hoteli w Makau, na co dzień zajmującego się przepuszczaniem swego ogromnego majątku w kasynach, który wyjątkowo upodobał sobie bodaj najprostszą grę karcianą - bakarat. Prawdziwą kopalnię złota, oczywiście wyłącznie dla właścicieli kasyn, ze względu na niezwykłą szybkość rozgrywki. Złoty okres naszego Lorda ma się jednak ku końcowi. Bardzo szybko okazuje się bowiem, że ma on ogromny dług w hotelu, w którym akurat mieszka, a w dodatku dowiadujemy się również, że na jego topniejące w zastraszającym wręcz tempie fundusze złożyła się pewna staruszka, którą Doyle - jeszcze jako brytyjski prawnik - zwyczajnie okradł, co oczywiście nie może ujść mu płazem. I gdy wszystko wydaje się zmierzać w jednym, dobrze znanym z wszystkich fabuł o zdegenerowanych hazardzistach, kierunku nasz bohater poznaje pracującą w kasynie kobietę, którą od początku jest zafascynowany.
Wspomnianą wcześniej grę w bakarata rozsławiły nie tylko pierwsze filmy o Jamesie Bondzie, ale również powieści Iana Flemminga, w których agent 007 często oddawał się tej grze. Rozgrywce, w której liczy się wyłącznie szczęście, wokół której jednak dość często tworzyły się kontrowersje. Ostatnia miała miejsce w 2012 roku, kiedy to w jednym z brytyjskich kasyn o oszustwo został oskarżony jeden z najwybitniejszych pokerzystów wszech czasów Phil Ivey, mający wykorzystywać - zaobserwowane wcześniej - różnice w wyglądzie kart, a dzięki temu potrafiąc przewidzieć czy kolejna karta będzie wysoka czy też niska. Przypadek ten przywodzi na myśl liczenia kart w blackjacku, będące sednem wielu innych amerykańskich filmów, o którym jednak zarówno z powieści Osborne’a, jak i filmu Bergera widz się nie dowie.
Ballada o drobnym karciarzu (2025) - recenzja i opinia o filmie [Netflix] Wątła fabuła i kiepsko napisane postacie
Już książkowy pierwowzór sprawiał bowiem wrażenie powieści napisanej wyłącznie przez obserwatora, który niezbyt dobrze zrozumiał skomplikowany świat rozgrywek hazardowych, ograniczając się jedynie do pojęcia “przewagi kasyna”. Ciężko mieć o to do Osborne’a wielkie pretensje; w końcu hazard jest niebezpieczny i łatwo może wciągnąć, ale od pisarza, który w centrum swego dzieła stawia człowieka zniewolonego przez gry karciane należałoby wymagać większego zrozumienia samego mechanizmu uzależnienia. Przekłada się to już na materię filmową, gdyż świat ten wydaje się niezrozumiały także dla scenarzysty Rowana Joffe, skąd bierze się kilka przedziwnych zabiegów. Ot, sam Doyle, cały czas znajdujący się na granicy bankructwa, po zainkasowaniu pieniędzy od Cynthii Blithe (Tilda Swinton) bardzo łatwo pomnaża je przy kasynowym stole. Skąd więc jego ogromne długi, skoro (rzekomo) posiada tak wielkie umiejętności i na czym one tak naprawdę polegają?!
Największym problemem filmu Bergera okazuje się jednak wyjątkowo wątła podbudowa fabularna i kiepsko napisane postacie. Colin Farrell robi co może, by uwiarygodnić postać Lorda Doyle’a, wraz z szerzej nieznaną jeszcze zachodniemu widzowi Falą Chen tworząc duet, który funkcjonowałby znacznie lepiej w dużo lepszym filmie. Trudno jednak wskazać choćby jedną cechę głównego bohatera, która sprawiłaby, że widz nie tyle nawet zacznie z nim sympatyzować, co raczej uzna go za postać interesującą. Konia z rzędem zaś temu, kto wyjaśni jaki pomysł przyświecał konstrukcji postaci granej przez Tildę Swinton. Nie dość, że pasuje ona do świata przedstawionego jak przysłowiowa pięść do nosa, to jeszcze jest kompletnie niewiarygodna jako prywatna detektyw, która zawędrowała aż do Makau. Pojawiające się gdzieniegdzie porównania do filmów Wesa Andersona brzmią jak ponury żart, mający przykryć wyraźne problemy z tonacją i wydźwiękiem samego filmu, który sam do końca nie wie czy chce być poważną rozprawą z nałogiem czy też efektowną rozrywkową błyskotką. Tą drugą być zresztą nie może ze względu na brak wciągającej intrygi, sprowadzającej się tu głównie do obserwacji końcowej rozgrywki w bakarata, w której ważą się losy głównego bohatera.
Na nic ofiarna rola, obficie pocącego się tu Colina Farrella. Na nic ciekawe zdjęcia, czyniące z Makau coś w rodzaju kiczowatego wesołego miasteczka, w którym - niczym w złotej klatce - zdaje się uwięziony nasz człowiek bez właściwości. “Ballada o drobnym karciarzu” to doskonała ilustracja znanego powiedzenia o tym, że z piasku bicza nie ukręcisz. Powieść Osborne’a stanowi świadectwo ogromnej fascynacji Chinami ludźmi Zachodu, podszytej także strachem przed rosnącą wschodnią potęgą, jednocześnie jednak pozbawiona jest ona interesującego kośćca fabularnego, a w dodatku wyraźnie czuć, że zarówno autor, jak i twórcy produkcji Netflixa - w przeciwieństwie choćby do Paula Schradera, rysującego go w ostatnich latach świetnie w filmie “The Card Counter” - nie są zainteresowani światem, o którym opowiadają. Otrzymujemy zatem produkt barwny, ale tylko na wierzchu; mocno powierzchownie traktujący samego bohatera i jego życiowe przypadki, a w związku z tym również zupełnie nieinteresujący, mimo znakomitego punktu wyjścia.
Atuty
- Ładne zdjęcia
- Colin Farrell i Fala Chen starają się jak mogą
Wady
- nudna fabuła
- kiepska podbudowa postaci
- brak dbałości o szczegóły
- przedziwna rola Tildy Swinton, zupełnie nie pasująca do charakteru filmu
“Ballada o drobnym karciarzu” to produkcja, która na papierze miała wszystko, by stać się wciągającym dramatem o uzależnieniu, ale niestety na tym polu kompletnie zawiodła.
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych