Dom pełen dynamitu (2025) - recenzja filmu [Netflix] Dzień próby
W zeszłym tygodniu do biblioteki Netflixa trafił wreszcie najnowszy film Kathryn Bigelow — “Dom pełen dynamitu”, ciepło przyjęty podczas ubiegłorocznego festiwalu w Wenecji. Znakomita amerykańska reżyserka kontynuuje w nim swoje zainteresowanie działaniem "głębokiego państwa", choć na szczęście - w przeciwieństwie do “Zero Dark Thirty”, traktującego o akcji mającej na celu odnalezienie i zabicie Osamy bin Ladena, tym razem tworzy historię całkowicie fikcyjną.
Opowiadanie memów to zawsze ryzykowna sprawa, ale cóż zrobić skoro ten pasuje tu idealnie. Na jednym z popularnych rysunków widzimy klauna z balonikiem, w typie całkiem popularnego ostatnio Pennywise'a, który podchodzi do grupki dzieci, deklarując: “Mogę stać się twoim najgorszym koszmarem!”. Tu jednak zaskoczenie, bo dzieciaki zaczynają mu się zwierzać z naprawdę poważnych spraw. “Boję się, że nigdy nie wykorzystam w pełni swojego potencjału”, “Najbardziej lękam się tego, że najpiękniejsze dni swojego życia mam już za sobą…”, “A wolna wola to iluzja!”. Na takie dictum klaun może już tylko usiąść cicho w kącie i zapłakać nad swym marnym żywotem… Trudno nie odnieść tego obrazka do ostatniej strategii programowej Netflixa, który w końcówce roku - okresie zwykle zarezerwowanym dla standardowych upiorów, strzyg, wampirów czy zombie - postanowił postraszyć widza czymś zupełnie innym. Globalnym konfliktem atomowym.
Ponure żarty jednak na bok, bo w tym wypadku mamy do czynienia z poważną sprawą. Takie bowiem było od początku kino Kathryn Bigelow, jednej z najwybitniejszych reżyserek w historii kina. Niezależnie od tego czy artystka brała się za wampiryczny horror (znakomite “Near Dark”), cyberpunkowy thriller z wyraźnym społecznym rysem (genialne “Dziwne dni”), historię żołnierzy zajmujących się rozbrajaniem ładunków wybuchowych w Iraku (nagrodzony Oscarem “The Hurt Locker”) czy też ostatnio zamieszki na tle rasowym w stanie Michigan (“Detroit”). Zapowiedzi, że Bigelow tym razem zrealizuje film o potencjalnym konflikcie nuklearnym brzmiały w tym kontekście zupełnie naturalnie, zwłaszcza po informacji, że skrypt do niego napisze były producent telewizji NBC Noah Oppenheim, a jednocześnie przypomniały o niezwykle interesującej książce Annie Jacobsen “Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz”, której adaptacją był swego czasu zainteresowany sam Denis Villeneuve.
Dom pełen dynamitu (2025) - recenzja i opinia o filmie [Netflix] Niezwykle sprawny thriller
Obserwujemy - z pozoru - zwykły dzień grupy urzędników amerykańskich, odpowiedzialnych za monitorowanie bezpieczeństwa kraju na różnych szczeblach. W pewnym momencie centrum dowodzenia w Waszyngtonie otrzymuje informację o tym, że w kierunku USA zmierza międzykontynentalny pocisk balistyczny (ICBM), który w ciągu zaledwie kilkunastu minut może trafić w Chicago. Rozpoczyna się konferencja pomiędzy dowództwami przeróżnych sił zbrojnych kraju, początkowo mająca na celu wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia, a następnie - po niepowodzeniu pocisku przechwytującego (GBI) - ustalenie w jaki sposób zareagować na ten atak. Twórcy filmu pokazują nam te same wydarzenia jeszcze dwa razy, tyle że z innej perspektywy, w końcówce skupiając się już na postaci prezydenta, zmuszonego do podjęcia niezwykle trudnej decyzji…
Dramatyzm sytuacji ukazanej w filmie został oparty na dwóch elementach scenariusza, które zresztą zgodnie z intencjami twórców wywołały spore poruszenie i reakcje ze strony odpowiednich urzędników. Pierwszym jest rzecz jasna filmowe “trafienie pociskiem w pocisk”, czyli nieudana próba zażegnania niebezpieczeństwa za sprawą rakiety GBI. Według przedstawicieli Pentagonu, wypowiadających się już po premierze filmu, system ten w dotychczasowych testach okazywał się skuteczny w 100%. Z kolei eksperci, na których powołują się Bigelow i Oppenheim, szacują jego skuteczność na mniej więcej połowę tej wartości. Drugim motywem - na który zwraca uwagę choćby Witold Jurasz w tekście dla Onetu - jest nie znajdujący pokrycia w rzeczywistych procedurach nacisk na natychmiastową odpowiedź, która w produkcji Netflixa uruchamia znany z wielu opracowań dotyczących polityki amerykańskiej podział na tzw. “jastrzębi” (których reprezentuje tu przede wszystkim generał grany przez Tracy Lettsa), domagających się błyskawicznej reakcji, a także "gołębi” (tu wyróżnia się przede wszystkim postać grana przez Gabriela Basso), chcących przed podjęciem ostatecznej decyzji zgromadzić więcej informacji.
Dom pełen dynamitu (2025) - recenzja i opinia o filmie [Netflix] Znakomicie dobrani aktorzy
Główne intencje filmu Kathryn Bigelow zdaje się wyrażać już jego struktura. Obraz został podzielony na trzy części, które jednak w dużej mierze opowiadają dokładnie tę samą historię, za każdym razem jednak z innej perspektywy. Inaczej niż w klasycznych thrillerach, w których każde kolejne zdarzenie powinno rozwijać fabułę filmu twórcy “Domu pełnego dynamitu” skupiają się tu przede wszystkim na ukazywaniu mechanizmów podejmowania ważnych decyzji, często opartych na fragmentarycznej wiedzy, zastanawiając się błędami, a nawet brakiem elementarnego rozpoznania przeciwnika. Dobrym przykładem jest tu choćby kompletne nieprzygotowanie do dyskusji nad kluczowym zagadnieniem, jakim jest w filmie rzeczywisty potencjał militarny Korei Północnej, czy też brak wypracowanych scenariuszy na wypadek zaistnienia zdarzeń ukazywanych w filmie.
Abstrahując jednak kompletnie od odniesień do realnych sytuacji i sporu w ramach amerykańskiej opinii publicznej “Dom pełen dynamitu” to przede wszystkim niezwykle sprawny thriller. O tyle oryginalny, że rozgrywający się niemal zupełnie w zamkniętych przestrzeniach, doskonale tu zresztą zaprojektowanych - o czym wspominał w wywiadach sam Noah Oppenheim - którego głównym atutem są świetne dialogi i niezwykle precyzyjnie budowana atmosfera zagrożenia. Umiejętności te Kathryn Bigelow zaprezentowała już choćby w swym wcześniejszym filmie “Detroit”, który także rozgrywał się w ciasnych przestrzeniach. Znakomicie sprawdzają się tu doskonale dobrani aktorzy, tacy jak choćby Rebecca Ferguson i Jason Clarke, idealnie pasujący do ról zimnych profesjonalistów, także jednak przeżywających osobiste dramaty w sytuacji kryzysowej. Ciekawie ze swymi poprzednimi kreacjami kontrastują tu role Idrisa Elby, niedawno w kompletnie niepoważnych “Sojusznikach” wcielający się w postać premiera Wielkiej Brytanii, a także Gabriel Basso, w netflixowym “Nocnym agencie”, grającego tu z kolei podobną postać.
Mimo wspomnianej już wcześniej mocnej odpowiedzi ze strony przedstawicieli Pentagonu nie wydaje się, by “Dom pełen dynamitu” mógł się okazać klasykiem na miarę choćby pamiętnego “Threads”, który rzeczywiście zmieni sposób w jaki w USA myśli się o ewentualnym konflikcie nuklearnym. Dużo ciekawszym materiałem na niezwykłe widowisko, daleko wykraczające poza samą kinematografię, jest z całą pewnością wspomniany już wcześniej reportaż Annie Jacobsen, która spogląda na podobną kwestię z dużo szerszej perspektywy. Najnowszy film Kathryn Bigelow to jednak udana, bo niezwykle wciągająca produkcja, przeznaczona głównie dla miłośników filmów opartych na dialogach, którą szczęśliwie można jeszcze potraktować z dużym przymrużeniem oka.
Atuty
- znakomicie budowana atmosfera zagrożenia
- bardzo dobre role umiejętnie dobranych aktorów
- duża dbałość o scenografię
- wiele interesujących mikro-wątków
Wady
- choć struktura filmu jest uzasadniona jego intencjami, niektórym może się wydać powtarzalna
- pozostawiające sporo do życzenia zakończenie
“Dom pełen dynamitu” to z jednej strony film wyraźnie pomyślany jako głos w ważnej, publicznej sprawie, ale z drugiej także niezwykle wciągający thriller polityczny, rozgrywający się na najwyższych szczeblach władzy w USA.
Przeczytaj również
Komentarze (10)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych