
Little Nightmares 3 - recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, Switch 2, PS4, Switch, PC]. Co dwie głowy to...
Gatunek horrorów przeżywa prawdziwy renesans – zarówno na wielkim ekranie, jak i w świecie gier. Fani nie mogą narzekać na brak emocji, a teraz przyszedł czas na kolejną opowieść, która z jednej strony rozwija dobrze znane IP, a z drugiej na każdym kroku próbuje być nowym początkiem. Czy Little Nightmares 3 faktycznie potrafi przestraszyć i zachwycić? Przeczytajcie naszą recenzję.
W 2017 roku na rynku zadebiutowało Little Nightmares, które dla wielu graczy stało się jednym z największych pozytywnych zaskoczeń tamtego roku. Szwedzkie Tarsier Studios stworzyło unikalny, mroczny świat, w którym klimat i symbolika górowały nad słowem. Cztery lata później zespół zaproponował kontynuację (Little Nightmares II), która choć była bardziej dopracowana i potrafiła mocniej przerazić, to jednocześnie okazała się pożegnaniem deweloperów z serią. W międzyczasie studio zostało przejęte przez Embracer Group, a prawa do marki pozostały w rękach Bandai Namco, które postanowiło kontynuować IP we własnym zakresie.
Wydawca nie zamierzał odkładać marki do szuflady – najpierw zlecił Supermassive Games stworzenie odświeżonej wersji pierwszej odsłony, a następnie powierzył im opracowanie pełnoprawnej trzeciej części. Do zespołu dołączyło kilku twórców z oryginalnego Tarsiera, dzięki czemu Little Nightmares 3 zachowało tożsamość serii, ale jednocześnie otworzyło się na coś nowego: pełnoprawną kooperację. To największa zmiana w historii marki, która miała tchnąć świeżość w formułę... ale czy to się udało? Nie do końca.




Historia z drugim dnem

Little Nightmares 3 rozpoczyna się w sposób typowy dla tej serii i jednocześnie bardzo charakterystyczny dla horrorów psychologicznych. Jeden z bohaterów budzi się w nieznanym miejscu, drugi podaje mu rękę, a następnie duet bez słowa rusza przed siebie. Nie ma dialogów, nie ma wprowadzenia, nie ma żadnych wyjaśnień. Jest tylko cisza, niepokój i instynkt: idziesz, bo musisz iść. Supermassive Games konsekwentnie ograniczyło narrację do absolutnego minimum, by gracz sam odkrywał świat, analizował symbole i budował własne interpretacje. Twórcy nie tłumaczą - oni pokazują. I choć ta forma ma swój urok, to mam wrażenie, że zabrakło kilku mocniejszych akcentów fabularnych, które pozwoliłyby głębiej zrozumieć, o co tak naprawdę w tym koszmarze chodzi.
W głównym wątku przemierzamy z duetem bohaterów kolejne niepokojące, wręcz groteskowe lokacje. Unikamy potworów, rozwiązujemy proste zagadki środowiskowe, a w przerwach między rozdziałami oglądamy krótkie retrospekcje dotyczące pewnego chłopca. To interesujący zabieg, ale niedostatecznie wykorzystany - te fragmenty mogłyby być mocniejszym emocjonalnym łącznikiem całej opowieści. Niestety, Supermassive zbyt mocno postawiło na aspekt kooperacji, przez co fabuła miejscami schodzi na drugi plan. A szkoda, bo świat Little Nightmares 3 aż prosi się o więcej kontekstu i emocjonalnych punktów zaczepienia.
Pytanie, co właściwie chce nam przekazać Little Nightmares 3, pozostaje otwarte niemal do samego końca. Dopiero po 5-6 godzinach (bo tyle zajmuje ukończenie gry) zaczynamy rozumieć sens tej podróży. To nie jest długa opowieść, raczej intensywna wędrówka, która zostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Niektórzy pewnie wrócą, by odkryć ukryte szczegóły - choćby te porzucone po świecie pluszowe misie czy drobne symbole - inni przejdą ją tylko raz, traktując bardziej jako doświadczenie niż klasyczną historię. I choć Supermassive Games potrafi przestraszyć, potrafi zbudować napięcie i oddać klaustrofobiczny klimat, to jednak w kwestii narracji zabrakło odwagi. Fabuła jest poprawna, ale nie tak niepokojąca i wielowarstwowa, jak można by oczekiwać po serii, która kiedyś opowiadała o strachu bez słów – ale z emocjami, które zostawały na długo.
Znane schematy

Głównymi bohaterami Little Nightmares 3 są Low i Alone – duet, który od samego początku ma wspólny cel, ale różne narzędzia do jego realizacji. Low korzysta z łuku, natomiast Alone nosi na plecach klucz, który może pełnić funkcję zarówno broni, jak i narzędzia do otwierania kolejnych przejść. To właśnie te dwa atrybuty definiują ich role i symbolicznie odzwierciedlają współzależność - jeden działa na dystans, drugi z bliska, a razem tworzą dynamiczny duet. Czy to wystarczy, by zachęcić graczy do ponownego przejścia gry? Być może. Choć różnice między postaciami nie zmieniają diametralnie samego doświadczenia, każda z nich ma swoje momenty, w których staje się centralną postacią wydarzeń.
Na tej dwójce Supermassive Games oparło cały system zagadek i interakcji - w większości przypadków gracze muszą ze sobą współpracować, by przejść dalej. Strzelanie z łuku do lin, przykręcanie śrub, podnoszenie ciężkich skrzyń czy otwieranie włazów to powtarzalne czynności, w których kluczowe jest połączenie sił. Wszystko działa, ale trudno mówić o jakimkolwiek zaskoczeniu – jeśli graliście wcześniej w inne gry oparte na kooperacji (choćby It Takes Two), bez trudu przewidzicie każdy kolejny krok. Dopiero w czwartym rozdziale pojawia się bardziej rozbudowana sekwencja, wymagająca chwili namysłu, ale i ona nie jest bezpośrednio związana z narzędziami bohaterów, tylko z dodatkowym elementem środowiskowym.

Pod względem konstrukcji poziomów Little Nightmares 3 powiela znane schematy z poprzednich odsłon. Wspólne podnoszenie skrzyń, podtrzymywanie drzwi, wspinanie się i przeciskanie przez wąskie przejścia – to wszystko znamy aż za dobrze. Wcześniej podobne czynności wykonywała jedna postać, teraz po prostu robią to dwie. Supermassive Games nie próbuje nawet ukrywać inspiracji – wygląda to bardziej jak adaptacja znanych mechanik pod dwuosobową zabawę niż wprowadzenie czegoś naprawdę świeżego.
Jednak trzeba oddać twórcom jedno – zaryzykowali z wprowadzeniem walki, i to ryzyko się częściowo opłaciło. Dzięki obecności dwóch postaci studio mogło pokusić się o prosty, ale efektowny system starć. W jednej z lokacji walczymy z małymi stworzeniami przypominającymi skarabeusze – Low eliminuje je z dystansu łukiem, a Alone dobija przeciwników kluczem. Mechanika nie jest skomplikowana, ale została dobrze wkomponowana w rytm rozgrywki, wnosząc nieco świeżości. Widać, że Supermassive słuchało społeczności, która domagała się urozmaicenia względem poprzednich części. Szkoda tylko, że ten pomysł nie został rozwinięty. Potencjał był spory... zabrakło jednak odwagi, by zrobić z tego coś więcej niż pojedyncze, krótkie sekwencje.
Czy kooperacja w horrorze ma sens?

Każdy z rozdziałów Little Nightmares 3 wprowadza dodatkowy przedmiot, który w pewien sposób urozmaica rozgrywkę i rytm zabawy. Już na początku bohaterowie otrzymują parasolki, dzięki którym mogą unosić się w powietrzu i bezpiecznie skakać z dużych wysokości. W drugim rozdziale szukamy bezpieczników emitujących światło i to właśnie one pozwalają unikać potworów czających się w mroku. Światło pełni tu podwójną rolę: odstrasza małe, agresywne stworzenia, ale też aktywuje elementy otoczenia, jak windy czy przełączniki. To motyw dobrze znany z poprzednich części, jednak w kontekście kooperacji działa wyjątkowo dobrze – kontrast między światłem a ciemnością jeszcze mocniej podkreśla napięcie i klaustrofobiczny klimat, z którego słynie seria. Zdecydowanie najciekawszy „artefakt” pojawia się jednak dopiero w końcowych etapach gry – za jego sprawą możemy zobaczyć jednocześnie dwie wersje świata. Ten pomysł nie tylko urozmaica eksplorację, ale też wprowadza symboliczny wymiar całej przygody, pokazując, że granica między koszmarem a rzeczywistością jest w tym uniwersum wyjątkowo cienka.
Z początku obawiałem się, że kooperacja w Little Nightmares 3 może zepsuć tempo lub klimat. Na szczęście gra pozwala przejść kampanię wspólnie ze znajomym – i wtedy wszystko działa znacznie płynniej. Jeśli jednak zdecydujecie się grać solo, sterowanie drugą postacią przejmuje sztuczna inteligencja. I niestety, tutaj widać największe braki. Gdy wcielałem się w Alone, często musiałem liczyć na AI sterujące Lowem, i nie zawsze kończyło się to dobrze. Towarzysz potrafił nie dobiec na czas, zapomnieć o schowaniu się przed wrogiem albo zwyczajnie utknąć, zmuszając mnie do resetu poziomu. W jednej z końcowych sekwencji Low trzymał kluczowy przedmiot i nie chciał go oddać, przez co dosłownie nie mogłem kontynuować misji. To drobne błędy, ale pojawiają się zbyt często, by przejść obok nich obojętnie. Z drugiej strony – grając z żywym partnerem, wszystko nabiera sensu. Wspólne planowanie, asekuracja, ciche ucieczki... wtedy Little Nightmares 3 naprawdę pokazuje, o co chodziło twórcom.
Problem w tym, że ta współpraca... zabija horror. Niezależnie od tego, czy grałem sam, czy z kimś – Little Nightmares 3 po prostu nie straszy. W poprzednich odsłonach każde skrzypnięcie, każdy cień, każdy dźwięk budził napięcie i niepewność. Tutaj skupiam się raczej na tym, czy partner zdąży przeskoczyć, niż na tym, co czai się w mroku. Zamiast dreszczu grozy czuję raczej rytm wspólnej eksploracji. Supermassive Games chciało stworzyć coś emocjonalnego i „ludzkiego” – opowieść o więzi i zaufaniu – ale w tym procesie zaginęło coś, co zawsze stanowiło serce serii: strach przed samotnością. Kooperacja jest pomysłem ambitnym, ale odbiera tej marce to, co czyniło ją wyjątkową – uczucie, że jesteś sam w świecie, który chce cię połknąć.
Najmocniejszy element gry?

Jeśli nawet nastawienie na kooperację w Little Nightmares 3 nie wypadło najlepiej, to świat gry – jak zwykle w tej serii – broni się sam. Trudno napisać jedno złe słowo o tym, jak Supermassive Games potrafiło odtworzyć atmosferę niepokoju i monumentalnego przytłoczenia. To znowu opowieść o małych postaciach zagubionych w ogromnym, wrogim świecie, w którym każdy cień wydaje się mieć własną świadomość. Już pierwsze minuty gry robią wrażenie: budzimy się w nieznanym miejscu, wokół majaczą zarysy gigantycznych sylwetek, a z mroku wyłaniają się dłonie większe niż całe nasze ciało. Tym razem nie czuję jednak tego ciągłego napięcia znanego z poprzednich części. Ale mimo to... trudno mi choć przez chwilę narzekać na to, co widzę.
Każdy z rozdziałów Little Nightmares 3 ma swój motyw przewodni i własne, przerażająco piękne oblicze. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale już na początku trafiamy do świata zdominowanego przez postać ogromnego bobasa. To miejsce wygląda jak dziecięcy pokój, który stał się świątynią szaleństwa. Potem wędrujemy przez kolejne krainy, z których każda ma swojego prześladowcę – potwora, przed którym możemy tylko uciekać lub się ukrywać. To motyw typowy dla serii, jednak tym razem jego siła wyraźnie osłabła. Kooperacja sprawia, że zamiast czuć strach przed nieuchronnością porażki, częściej martwię się o to, czy mój towarzysz zdąży doskoczyć na drugą stronę. Little Nightmares 3 momentami przypomina więc bardziej przygodówkę o współpracy niż prawdziwy horror.

A jednak lokacje, który stworzyło Supermassive Games, potrafią oczarować. To właśnie ten unikalny „piękny mrok” – świat, w którym groteska miesza się z melancholią, a horror staje się formą sztuki. Każda miejscówka jest dopracowana w najmniejszych detalach. Oświetlając teren latarką, widzimy ciała kołyszące się w workach, potwory walczące w półmroku, zniekształcone twarze zastygłe w grymasach cierpienia. Wszystko to tworzy chore, ale fascynujące tło tej opowieści. Little Nightmares 3 jest w tych momentach wizualnie olśniewające – artystycznie dopracowane, pełne niuansów i symboli, które można interpretować godzinami.
Nie wszystko jednak działa tak, jak powinno. Czasami widać, że Supermassive Games nie dopracowało animacji i montażu niektórych scen. Szczególnie podczas ucieczek, gdy zostajemy złapani przez jedną z kreatur – zamiast mocnego finału dostajemy nagłe cięcie i czarny ekran. Brakuje tej sekundy napięcia, w której moglibyśmy poczuć konsekwencję błędu, strach przed „końcem”. Deweloperzy z jednej strony zapraszają nas do horroru, ale z drugiej… nie pozwalają go w pełni zobaczyć. I to chyba największy paradoks Little Nightmares 3 – świat jest przerażająco piękny, ale sam strach, gdzieś po drodze, wyparował.
Czy warto zagrać w Little Nightmares 3?
Od początku 2025 roku jesteśmy bombardowani kolejnymi hitami, które próbują przykuć naszą uwagę, i niestety Little Nightmares 3 nie należy do grona tych najmocniejszych. Supermassive Games, mimo ogromnego potencjału marki, podjęło w moim odczuciu złą decyzję, stawiając wszystko na kooperację. Nie dlatego, że sam pomysł jest zły, ale dlatego, że nie został obroniony ciekawymi zagadkami ani dobrze przemyślanym systemem współpracy. Zamiast napiętej, emocjonalnej podróży otrzymaliśmy pięciogodzinną opowieść, która opiera się na prostych i często powtarzalnych czynnościach. I choć świat wciąż potrafi zachwycić, to w całej tej przygodzie zabrakło tego, co najważniejsze: emocji.
Little Nightmares 3 to produkcja, którą można ukończyć w dwa wieczory. Historia ma swoje momenty, ale kończąc ją, trudno oprzeć się wrażeniu, że to raczej poboczny epizod niż pełnoprawna kontynuacja. Kooperacja mogła być świetnym pomysłem, ale zabrakło odwagi, by pójść o krok dalej. Zamiast niepokoju i poczucia zagrożenia, dostaliśmy poprawną przygodę z elementami horroru, która nie zostaje w głowie na dłużej.
Ostatecznie Little Nightmares 3 to ładna platformówka, ale też jedna z tych gier, które kończy się z poczuciem niedosytu. Supermassive Games stworzyło świat o ogromnym potencjale, lecz nie potrafiło go w pełni wykorzystać. Po napisach końcowych nie czułem strachu ani ekscytacji – raczej żal, że ta historia mogła być czymś więcej. Little Nightmares 3 nie jest złą grą, ale jest grą bez odwagi – poprawną, bezpieczną, zbyt zachowawczą jak na serię, która kiedyś potrafiła naprawdę niepokoić.
Ocena - recenzja gry Little Nightmares III
Atuty
- Niezwykle klimatyczny, dopracowany świat z unikalną stylistyką,
- Piękne projekty lokacji i potworów – „piękny mrok” w najlepszym wydaniu,
- Kilka mocnych momentów symbolicznych i ciekawy finał,
- Dobrze działająca mechanika światła i interakcji z otoczeniem.
Wady
- Krótka kampania (ok. 5 godzin) i mała różnorodność zagadek,
- Sztuczna inteligencja partnera potrafi frustrować,
- Brak napięcia i grozy,
- Niewykorzystany potencjał kooperacji,
- Momentami niedopracowane animacje i urwane sekwencje pościgów.
Little Nightmares 3 to powrót do świata pełnego mroku i symboli, który zachwyca wizualnie, ale nieco rozczarowuje pod względem emocji. Supermassive Games stworzyło przepiękną, nastrojową opowieść z genialnym stylem artystycznym, lecz zbyt prosta rozgrywka i niewykorzystany potencjał kooperacji sprawiają, że napięcie szybko znika. Zagadki są łatwe, a momenty grozy ustępują miejsca spokojnej wędrówce przez koszmar, który bardziej urzeka, niż straszy. To krótsza przygoda, która cieszy oko, ale nie zostaje w pamięci na długo – piękny sen zamiast prawdziwego koszmaru.
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (27)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych