![Tulsa King (2022) - recenzja 6 odcinków 3. sezonu serialu [SkyShowtime]. Whiskey time!](https://pliki.ppe.pl/storage/3e656914e45dfe76a1b3/3e656914e45dfe76a1b3.jpg)
Tulsa King (2022) - recenzja, opinia o 3. sezonie serialu [SkyShowtime]. Whiskey time!
Dwight musi pogodzić się z koniecznością nawiązania niełatwej współpracy i stanie przed wyborem - opuścić Tulsę i wrócić do swojego dawnego życia, czy może pozostać na miejscu i przejąć kolejny interes, jeszcze bardziej poszerzając swoje wpływy w Oklahomie. Na co by się nie zdecydował, będą z tego kłopoty.
Pierwszy sezon przygód Dwighta "Generała" Manfredi bardzo przypadł mi do gustu. Jasne, nie była to najbardziej ambitnie zrobiona telewizja wszech czasów, ale serial miał swój urok i ciekawie było zobaczyć Sly'a Stallone'a na małym ekranie. Widać było, co prawda, że mamy do czynienia z wehikułem, dzięki któremu Włoski Ogier mógł dopompować sobie jeszcze bardziej swoje i tak niemałe ego, ale fakt ten nie przeszkadzał. Rozgadany do granic możliwości Dwight, którego wszyscy się albo bali albo go kochali był całkiem zabawny.
Później nadszedł jednak drugi sezon i w sumie niewiele się zmieniło. Dwight był tak boski, że jego problemy rozwiązywały się praktycznie same. Ludzie nie chcą go zdradzić, wrogowie go przepraszają i sami usuwają się w cień. Wciąż można było się setnie pośmiać, ale tak jak z początku można było odnieść wrażenie, że fabuła serialu traktuje samą siebie dosyć poważnie, tak finalnie sezon ten rozwiał wszelkie wątpliwości - to jest cyrk, a mistrzem areny jest nie Taylor Sheridan, tylko sam Stallone.




Tulsa King (2022) - recenzja, opinia o 3. sezonie serialu [SkyShowtime]. Nowe kłopoty, stary schemat

Podchodząc do serialu z takim nastawieniem, wciąż można się dobrze bawić. Co prawda, nie uniknie się odrobiny dysonansu, ponieważ lwia część tego, co oglądamy próbuje udawać poważny dramat - tu coś wyleci w powietrze, tam jakaś nieistotna postać zostanie zamordowana, a Dwight raz za razem będzie znajdował się o krok od śmierci, ale to wszystko tylko pozory. Nigdy nie umiera nikt istotny, Manfrediemu tak naprawdę nic nie grozi, a na koniec sytuacja i tak rozwiąże się sama. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nawet zdając sobie z tego sprawę, i tak ciężko jest nie zastanawiać się nad tym jakie będzie rozwiązanie całego problemu.
A jest co rozwiązywać. Głównym antagonistą tego sezonu jest niejaki Jeremiah Dunmire (Robert Patrick) - zasadniczo bardziej kowbojska wersja taty Peacemakera. Facet bardzo chciał przejąć destylarnię taty byłej dziewczyny Mitcha (Garrett Hedlund), którą Dwight sprzątnął mu sprzed nosa. Bardzo niezadowolony, postanawia nie cofnąć się przed niczym, byle tylko położyć na niej swoje łapska. Patrick ma idealną facjatę do grania czarnych charakterów, więc i tym razem wypada, oczywiście, genialnie. Od pierwszej sekundy widać, że ma się do czynienia z człowiekiem, z którym lepiej nie mieć na pieńku, który bez zastanowienia poświęciłby własnego syna, gdyby ten go zawiódł lub stał na jego drodze do celu. Nie wygląda na faceta, który tak po prostu odpuści Dwightowi, więc ciekawi mnie, jak zakończy się jego wątek.
Tulsa King (2022) - recenzja, opinia o 3. sezonie serialu [SkyShowtime]. Mnogość wątków

Być może do upadku Dunmire'a rękę przyłoży agent Musso (Kevin Pollak), który w tym sezonie jest przedstawicielem prawa kontaktującym się z Dwightem - bo zawsze ktoś taki być musi? Osobiście tego nie widzę, jako że w jego przypadku scenarzyści nawet nie próbują kryć się z faktem, że jest on tu głównie po to, żeby można się było z niego czasami pośmiać, ale kto wie? Może taki to właśnie będzie zwrot akcji? Gdzie indziej mamy jeszcze Bodhiego (Martin Starr) mszczącego się w niecodzienny sposób na mordercy przyjaciela, coraz bardziej odklejonego, dającego robić się na szaro Tysona (Jay Will), non stop wkurzonego Bevilaquę (Frank Grillo) i powracającego w nowej roli Treshera (Neal McDonough). Wątków jest niemal dosłownie tyle samo, co postaci i już teraz jasnym jest, że część z nich to nic więcej, jak wata. Jasne, wata cukrowa i to całkiem przyjemnie podbijająca cukier ale wciąż, mimo wszystko, wata. Miejscami ma się dosłownie wrażenie, że dana historia pochodzi z jakiejś innej produkcji, bo ciężko jest zrozumieć, jak ma się ona niby łączyć z resztą tego, co oglądamy.
Oddając cesarzowi co cesarskie, przyznać muszę, że serial wciąż wygląda i brzmi naprawdę dobrze. Sheridan czuje kowbojski klimat, co widać praktycznie we wszystkich jego serialach - Tulsa jest piękna w swojej surowości, staromodnie przystojni faceci w dżinsach i kowbojskich kapeluszach nie są niczym nadzyczajnym, a kobiety eksponują biusty we flanelowych koszulach. Do tego ścieżka dźwiękowa, przepełniona starszymi i nowszymi hitami muzyki country - z paroma piosenkami wyśpiewanymi przez występującego w serialu Garretta Hedlunda - bardzo dobrze podbija klimat, często akcentując romantyczny charakter "dzikiego zachodu".
"Tulsa king" w swoim trzecim spotkaniu z widzami grubą kreską podkreśla swój charakter jako produkcja z pogranicza sensacji i farsy. Czy się to komuś podoba czy nie, zdaje się, że obsada bawi się ze swoimi postaciami raczej dobrze. Jest to zdecydowanie niecodzienny klimat, co sezon wzbogacany nowymi twarzami w obsadzie, dzięki czemu ogląda się go całkiem bezboleśnie, a wręcz nawet i przyjemnie. Tylko co z tego, skoro już teraz można mieć przypuszczenie graniczące z pewnością, że sytuacja eskalować będzie do ósmego odcinka, w którym wszystko zostanie elegancko posprzątane, a w finale zobaczymy tylko wiązanie niedokończonych spraw i zajawkę kolejnego sezonu? Obym się mylił. Generale, pokaż mi jak bardzo. Niech zaboli!
Przeczytaj również






Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych