Towa and the Guardians of the Sacred Tree - recenzja gry. Live, Die, Repeat

Towa and the Guardians of the Sacred Tree - recenzja gry. Live, Die, Repeat

Piotrek Kamiński | Dzisiaj, 16:00

Towa jest dzieckiem świętego drzewa, które chroni jej wioskę i zapewnia jej dobrobyt. Kiedy jej krainę napadają potwory pod dowództwem mrocznego Magatsu, Towa zbiera grupę swoich młodych przyjaciół, którzy pomogą jej odpędzić zło. 

Przyznam się na wstępie, że nie jestem fanem rogalików. Męczy mnie konieczność powtarzania dobrej godziny zabawy - albo i więcej - z minimalnym benefitem albo i w ogóle bez niego. Przeszedłem kilka razy "Dead Cells", ponieważ trzymał mnie żwawy gameplay i eksploracja, ale to właściwie tyle. Tak więc, kiedy Roger napisał mi, żebym zajął się "Tową", odparłem, że to chyba nie jest najlepszy pomysł. Ale hej, oto jesteśmy. Postarałem się i namęczyłem, bo każdej grze należy dać uczciwą szansę, ale dzielę się tym faktem przede wszystkim dlatego, aby każdy miał świadomość, że moja umiarkowanie ciepła opinia na temat niektórych mechanik gry nie oznacza, że fani gatunku nie uznają ich za absolutnie genialne. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Gameplay loop "Towy" przedstawia się tak, że idziemy w teren, szukać konkretnego potwora - nie jest to nasza decyzja, po prostu dostajemy informację, że tym razem naszym celem jest "przeciwnik A" - przebijamy się przez z góry ustaloną ilość terenów, z których każdy składa się z kilku pomieszczeń, po czym wracamy do wioski, gdzie możemy rozmawiać z ludźmi i podbijać nasze statystyki. Początek zabawy jest dosyć prostolinijny. Robimy level, kręcimy się po wiosce, gdzie nie bardzo jest jeszcze co robić i idziemy do kolejnego levelu. Szybko jednak zaczyna okazywać się, że jesteśmy zbyt ciency w uszach, aby w ten sposób przejść całą grę. Najlepszym rozwiązaniem tego problemu jest umiejętność Towy polegająca na cofaniu czasu. Możemy wrócić się do początku przygody, zostawiając przy tym wszystkie ulepszenia postaci i walutę, które udało nam się do tej pory zebrać. Fabuła, z tego co zauważyłem, nie zmienia się w żaden sposób po cofnięciu czasu, ale sama gra staje się dużo łatwiejsza. Jeśli chcemy, możemy tak cofać się nawet i przez kilkanaście godzin, każdorazowo stając się odrobinę silniejszym, aż uda się pokonać kolejnego bossa.

Towa and the Guardians of the Sacred Tree - recenzja gry. Kręcąc się po wiosce 

Rozmowa z wieśniakami
resize icon

Istotnym jest jednak, aby jakoś tam przebijać się przez kolejne poziomy, ponieważ pokonanie każdego bossa wiąże się z ruszeniem czasu naprzód, dzięki czemu w wiosce pojawiają się kolejne sklepy, budynki i możliwości. Z początku nie mamy zbyt wiele do roboty - można pogadać z paroma osobami, za co dostaniemy darmową walutę i spróbować wykuć miecz - lecz z czasem pojawia się sklep, w którym kupujemy różnego rodzaju rudę (tutejsza waluta, którą znajdujemy też w trakcie gry właściwej), inny sklep, gdzie kupimy podbijające statystyki kule, które następnie można dowolnie przypisywać poszczególnym postaciom, dojo, gdzie... Również podbijemy statystyki naszych postaci, takie jak szybkość ataku, ilość życia czy ilość zdobywanej poprzez bicie wrogów many. Możliwości jest bardzo dużo. Powiedziałbym wręcz, że za dużo, ponieważ na dobrą sprawę możemy nawet i pół godziny kręcić się po wiosce i kupować kolejne pierdoły, które następnie ręcznie ustawiamy każdej postaci z osobna. Co kto lubi, ale dla mnie skutecznie zabijało to tempo rozgrywki i zniechęcało do dalszej zabawy.

Entuzjaści mini-gier znajdą łowienie ryb, które jednak jest bardzo proste i niezbyt angażujące, oraz całkiem realistyczny proces tworzenia broni białej, który jednak został tak beznadziejnie wytłumaczony, że dopóki nie wykujesz na pamięć co i kiedy robić, to nie masz najmniejszych szans wykuć doskonałe ostrze. No bo powiedz, co mi po tym, że w opisie kolejnego procesu produkcji mam informację na czym on polega w prawdziwym życiu, skoro za chwilę pojawia mi się okienko, w którym nagle zaczynają migać numerki, a ja muszę jednym okiem je obserwować, a drugim czytać, że należy w określonym czasie wychylić odpowiedni kierunek lewą gałką i uderzyć za pomocą R1 w podanej przez migające numerki kolejności. UI gry zdecydowanie nadaje się do poprawy. 

Towa and the Guardians of the Sacred Tree - recenzja gry. Hokus pokus, czary mary...

Boss ośmiornica
resize icon

No dobrze, ale porozmawiajmy chwilę o grze właściwej. Każdy jeden poziom zaczynamy od wybrania którymi dwoma postaciami będziemy grać. Jedno z nich będzie naszym głównym atakującym, drugie natomiast wsparciem magicznym. Decyzja kto będzie kim jest istotna nie tylko dlatego, że każdą z postaci gra się trochę inaczej (powiedzmy), ale również z tego powodu, że mag na koniec musi poświęcić swoje życie, by cofnąć postępującą miazmę i tracimy możliwość grania nim do momentu cofnięcia czasu.

Magowie są zasadniczo "jedynie" wsparciem, więc ich gameplay polega wyłącznie na rzucaniu czarów i unikaniu obrażeń. Każda z postaci ma dwa czary, schowane pod L2 i R2 - różne postacie mają dostęp do różnych żywiołów, czy też szkół magii. Tak więc jedna postać może walić ogniem i nadawaniem kształtu czystej energii, formując na przykład pięści, a inna koncentrować będzie się na wodzie i buffach. Wydając walutę, możemy dokupywać kolejne czary tego samego typu, by bardziej dopasować rozgrywkę pod siebie, lub po prostu łatwiej poradzić sobie w upierdliwej sytuacji, która wiemy, że się zbliża. Deweloper oddał nam do dyspozycji aż cztery możliwości kontrolowania postaci wspierającej. Może robić to za nas konsola, zawsze starając się pozostawać tuż przy nas, tak żeby jedynym naszym zmartwieniem było rzucanie kolejnych czarów. Możemy jednak w każdej chwili wdusić R3 i zacząć samodzielnie poruszać się postacią za pomocą prawej gałki, co jednak wymaga niezłej koordynacji. Możemy też dać drugiego pada koledze i niech on się martwi aby pozostać przy życiu albo znaleźć sobie jakiegoś chętnego do tej roli online - do wyboru do koloru. Myślę, że optymalnym rozwiązaniem jest wspólna gra z kimś ogarniętym, ponieważ sama konsola często nie nadąża i zbiera niepotrzebne szlagi, podczas gdy sterowanie postacią samodzielnie i robienie zasadniczo czterech rzeczy na raz jest zwyczajnie uciążliwe i trudne. 

Towa and the Guardians of the Sacred Tree - recenzja gry. Idziemy ciąć demony 

Klasyczny poziom
resize icon

Gra główną postacią wygląda już znacznie bardziej jak klasyczny hack and slash. W zależności od tego, kogo sobie wybierzemy możemy ciąć szeroko mieczem (zdecydowanie mój ulubiony rodzaj ataku), bić lżej, ale za to na odległość, lub nawet robić długi wjazd we wroga, ryzykując obskoczenie bęcków w zamian za wyższe obrażenia. Co więcej, każda postać korzysta z dwóch mieczy - głównego honzashi oraz dodatkowego wakizashi. Możemy więc strategizować, na przykład dając sobie miecz o dużej wytrzymałości i solidnym ataku jako główną broń, i ostrze o minimalnej wytrzymałości, za to potężnym ataku specjalnym (ukrytym pod kwadratem, po napełnieniu specjalnego paska), którego używać będziemy tylko w tym celu, jako dodatkowa. Jego skandalicznie mały zasięg ataku i tak dyskwalifikuje go jako sensowną opcję klasycznego ataku. Kiedy wytrzymałość miecza zejdzie do zera, zacznie on zadawać znacznie mniejsze obrażenia. Należy wtedy wymienić go na drugi poprzez wciśnięcie trójkąta - można ten proces powtórzyć praktycznie natychmiast, aby wrócić do cięcia główną bronią.

Progres między kolejnymi planszami odczuwamy dzięki prezentom zdobywanym za wyczyszczenie każdej z nich. Najczęściej, przechodząc dalej, możemy wybrać, czy chcemy dostać w nagrodę którąś z walut czy może jedno z wielu błogosławieństw - tutaj w formie kart oznaczonych klasycznym zestawem kolorów w zależności od rzadkości występowania. Do wyboru mamy zawsze jedną z czterech losowych kart. Ich działanie może być bardzo różne - od wzmocnienia ataku podstawowego (lub dowolnego innego), przez przyspieszenie ruchów postaci, na dodaniu dodatkowych efektów po odniesieniu obrażeń czy zrobieniu uniku kończąc. Możliwości jest cała masa, i tylko od naszego stylu rozgrywki zależy zasadność wybrania jednej opcji nad drugą. 

Towa and the Guardians of the Sacred Tree - recenzja gry. Niby uczciwa rozgrywka, ale jest z nią kłopot 

Sympatyczni bohaterowie
resize icon

Na ekranie zazwyczaj dzieje się raczej sporo, więc deweloper był na tyle miły, aby zawsze pokazać nam jakąś 1-2 sekundy wcześniej, gdzie dokładnie uderzy przeciwnik, co pozwala przebijać się przez kolejne plansze nawet i bez obrażeń, jeśli tylko się nie spieszymy. Oczywiście czasami zamęt jest na tyle duży, że nawet z tą dodatkową informacją nie sposób nie dać się uderzyć, ale trzeba przyznać twórcom, że podeszli do tematu poziomu trudności w bardzo uczciwy sposób - jeśli przegrałeś, to z całą pewnością była to twoja własna wina. Mało tego! Jeśli komuś i tak gra się zbyt trudno, można zawsze zmienić poziom trudności na tryb "story only", który wbrew nazwie wcale nie sprawia, że gra staje się trywialnie łatwa, a jedynie obniża siłę przeciwników za każdym razem, kiedy zobaczymy napis game over. Wciąż trochę upierdliwe, ale jednak jest to rozwiązanie pozwalające prędzej czy później zobaczyć napisy końcowe dosłownie każdemu.

Największym problemem - w moich oczach przynajmniej - jest fakt, że nie czerpałem z tej pętli rozgrywki radości. Siła ciosów nie jest odczuwalna, bo większość przeciwników jest na tyle duża, że ma w nosie to, czy ich bijemy czy nie. Kolejne poziomy, choć różnią się stylem w zależności od regionu, są z grubsza po prostu kolorowymi placami, na których nic się nie dzieje. Okazjonalnie znajdziemy gdzieś w rogu stos dzbanków, które można rozbić w nadziei znalezienia waluty lub dodatkowego zdrowia, a w jaskiniach czekają na nas wielkie, kwadratowe pułapki, od których wystarczy trzymać się z daleka, by zupełnie straciły na znaczeniu. Wykuwanie miecza, choć pozornie ciekawe, szybko staje się upierdliwe (na szczęście, można też zautomatyzować cały proces, choć poświęca się przy tym jakość), a oglądanie kolejny raz tych samych dialogów po cofnięciu czasu męczy, nawet mimo możliwości ich przewinięcia.

"Towa and the Guardians of the Sacred Tree" to gra bezapelacyjnie miła dla oka, pełna pięknych kolorów i barwnych postaci. Rozgrywka jest ekstremalnie płynna, a możliwości dostosowywania jej pod własne preferencje multum. Podejrzewam, że dla masochistów lubiących powtarzać ten sam, czterdziestominutowy etap po dziesięć razy, będzie to całkiem intrygująca propozycja, choć i oni odczują pewnie pewne znużenie elementami rozgrywki, na które narzekałem wyżej. Wydaje mi się, że ogrom możliwości przy tym stopniu losowości nie do końca jest zaletą, a sama różnorodność traci na znaczeniu, jeśli kolejne mechaniki nie zostały przygotowane z odpowiednim pietyzmem. To tylko i aż po prostu kolejny solidny roguelike. 

Ocena - recenzja gry Towa and the Guardians of the Sacred Tree

Atuty

  • Towa i jej przyjaciele są całkiem sympatyczni i chce się ich lepiej poznawać;
  • Miła dla oka grafika;
  • Bardzo płynna rozgrywka;
  • Informacja o zbliżającym się ataku oznacza, że tylko od ciebie zależy, jak dobrze lub źle ci pójdzie;
  • Ograniczony, ale jednak obecny kanapowy multiplayer;
  • Olbrzymia ilość opcji customizacji postaci...

Wady

  • ...a i tak ma się wrażenie, że są one do siebie podobne;
  • Nijakie plansze, na których toczy się walka;
  • Konieczność cofania czasu i przebijania się kolejny raz przez te same dialogi i poziomy męczy;
  • Konsola często nie radzi sobie ze sterowaniem dodatkową postacią;
  • Natłok sklepów, kart, kul i innych opcji mocno spowalnia rozgrywkę;
  • W paru miejscach niedopracowany UI.

"Towa and the Guardians of the Sacred Tree" przyciąga kolorową grafiką i uroczymi postaciami, choć sama rozgrywka mi osobiście wydaje się być mało satysfakcjonująca. Fani rogalików docenią ją jednak zapewne dużo bardziej niż ja.

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper