![NHL 26 - recenzja gry [PS5]. Rozbudowany tryb Be A Pro, ulepszenia w animacjach, więcej naturalności](https://pliki.ppe.pl/storage/f718a1b55f1f72f8a4cd/f718a1b55f1f72f8a4cd.webp)
NHL 26 - recenzja i opinia o grze. Rozbudowany tryb Be A Pro, ulepszenia w animacjach, więcej naturalności
EA Sports kontynuuje swoją wieloletnią tradycję wypuszczania corocznych odsłon serii NHL i tym razem próbuje jeszcze bardziej zbliżyć się do realiów lodowiska. NHL 26 na PlayStation 5 to gra, która z jednej strony rozwija świetne fundamenty położone przez ubiegłoroczną odsłonę, a z drugiej - nie wnosi takiego powiewu świeżości, jakiego wielu fanów mogłoby oczekiwać. To tytuł, który pokazuje, że seria zmierza w dobrym kierunku, ale jeszcze nie dotarła na szczyt.
Nie ma co ukrywać - hokej to sport specyficzny. W Ameryce Północnej jest niemal religią, szczególnie w Kanadzie, gdzie NHL jest wręcz symbolem narodowym, a każdy mecz to święto. W Europie najwięcej kibiców znajdziemy w Skandynawii, Rosji czy Czechach, ale nawet u nas zdarzają się fanatycy, którzy śledzą rozgrywki po nocach. Jednak to właśnie w grach wideo wielu z nas miało pierwszy, najbliższy kontakt z tą dyscypliną. Dla pokolenia wychowanego na PSX, PS2 czy starych pecetach, seria NHL to coś więcej niż tylko kolejny sportowy cykl od EA. To była brama do sportu, którego nigdy nie widziałem na żywo, co najwyżej gdzieś w telewizji w środku nocy. Sam pamiętam, jak za dzieciaka zagrywałem się w NHL 2002. To dla wielu do dziś jedna z najlepszych odsłon w historii. Tamta gra miała coś, co sprawiało, że nawet jeśli nie znałeś składów drużyn czy zasad hokeja, to po kilku minutach bawiłeś się świetnie. Ostre starcia przy bandach, bramki zdobyte po przypadkowych dobitkach, a nawet bijatyki na lodzie – wszystko to miało klimat, który zostaje w głowie na lata.
Od tamtego czasu seria przeszła długą drogę. Były lata świetności, gdy nowe odsłony naprawdę robiły wrażenie (NHL 04 czy NHL 14 to do dziś punkty odniesienia), ale były też okresy, kiedy stagnacja i brak świeżych pomysłów dawały się we znaki. W ostatnich latach, wraz z wejściem nowej generacji konsol, hokej od EA ponownie zaczął łapać wiatr w żagle - poprawiono fizykę, sztuczną inteligencję, dodano nowe ligi, w tym żeńską PWHL. I choć NHL 26 nie przynosi rewolucji, to widać, że EA Sports nie odpuszcza i wciąż stara się dopieszczać szczegóły.




Jak się w to gra? Jest tutaj trochę zmian i ulepszeń

Najgłośniej reklamowaną nowością NHL 26 jest system ICE-Q 2.0, czyli rozwinięcie technologii wprowadzonej rok temu, tym razem mocniej zintegrowanej z danymi statystycznymi NHL EDGE. W teorii brzmi to jak rewolucja, bo dostajemy jeszcze bardziej realistyczne odwzorowanie zachowań zawodników na lodzie. Niestety w praktyce efekt jest subtelniejszy, niż mogłoby się wydawać. Różnice objawiają się raczej w drobnych detalach, w niuansach, które docenią tylko ci, którzy naprawdę spędzają z serią długie godziny. Gwiazdy faktycznie mają swój charakter - Nathan MacKinnon potrafi posłać szybkie, absurdalnie precyzyjne podanie w tłoku, a Brad Marchand czuje się jak u siebie w kontakcie fizycznym, prowokując rywali nawet wtedy, gdy kontroluje krążek. Dla wyjadaczy to świetny dodatek, bo każdy zawodnik zaczyna nabierać własnego kolorytu, ale dla niedzielnego gracza zmiany mogą być niemal niezauważalne. Dla mnie cały ten system ICE-Q 2.0 nie stanowi przełomu, a jest raczej kolejną warstwą realizmu, która wzbogaca całość, zamiast ją definiować. No ale NHL 26 to gra stworzona głównie dla maniaków tego sportu, więc oni na pewno docenią tak subtelne, ale bardzo ważne, poprawki.
Zdjęcia z rozgrywki z konsoli PS5 Pro








Prawdziwy przełom przyszedł natomiast w grze bramkarzy. To właśnie tu widać największy skok jakościowy względem NHL 25. Poprzednia odsłona cierpiała na problem tzw. „robotycznych golkiperów” - powtarzalnych w animacjach, łatwych do oszukania kilkoma banalnymi zwodami. W NHL 26 sytuacja wygląda zupełnie inaczej. EA dodało ponad 80 nowych animacji, a samo AI bramkarzy zostało gruntownie przeprojektowane. Golkiperzy wreszcie zachowują się jak ludzie z krwi i kości - potrafią opuścić bramkę, by złapać lepszy kąt, reagują na zagęszczenie pola, częściej sięgają po kij, by wybić podanie czy odeprzeć próbę dobitki. To sprawia, że znika frustrująca powtarzalność, a schemat „pewnych goli” odchodzi do lamusa. Każda akcja ofensywna wymaga teraz większej kreatywności i wyczucia momentu, a to jest zawsze ukłon w dobrą stronę. Trudniej strzelić bramkę, ale sprawia ona zdecydowanie więcej satysfakcji.
Jest jednak pewien haczyk. Nowy system, choć imponujący, ma też swoją ciemniejszą stronę. Bramkarze stali się momentami zbyt samodzielni. AI potrafi wykonać efektowną interwencję niemal bez udziału gracza. Paradoksalnie więc w tej całej dynamice pojawia się element nadmiernej automatyzacji, który odbiera nieco satysfakcji z obrony. To wciąż znacząca poprawa w stosunku do ubiegłego roku, ale balans pomiędzy kontrolą gracza, a inteligencją systemu mógłby być lepiej wyważony. Chociaż przyznaje, niekiedy cieszyłem się, jak mój bramkarz wyczyniał cuda, nie pozwalając na utratę gola.
Odświeżone tryby gry i różne opcje, które dodano w najnowszej odsłonie

Jeśli miałbym wskazać ten element NHL 26, który faktycznie potrafi wciągnąć na dłużej, to bez dwóch zdań jest nim przebudowany tryb "Be a Pro". Doczekał się największego odświeżenia od lat i wreszcie zaczyna przypominać pełnoprawną karierę, a nie tylko długi tutorial do draftu. Tym razem zaczynamy od Mistrzostw Świata U20, później czeka na nas etap w jednej z kanadyjskich lig juniorskich, aż w końcu nadchodzi moment prawdy - wybór w drafcie NHL. Niby brzmi znajomo, ale diabeł tkwi w szczegółach. Po raz pierwszy naprawdę czuć, że ta droga do najlepszej ligi świata to nie tylko kilka meczów wprowadzających, ale faktyczna historia naszej postaci.
Pojawiło się więcej interakcji - z trenerami, menedżerami, dziennikarzami, a nawet kolegami z drużyny. Co ciekawe, część dialogów jest udźwiękowiona, co jak na EA Sports jest wręcz luksusem. Niby proste rzeczy, ale sprawiają, że kariera nabiera życia i realizmu. Do tego dochodzi funkcja "Form Score tracker", czyli system oceniania każdego występu. Teoretycznie świetny pomysł, bo wreszcie możemy widzieć, jak rośniemy albo pikujemy w formie mecz po meczu. W praktyce bywa różnie - gra potrafi wlepić karę za „źle oddany strzał”, mimo że ten prawie wpadł do siatki, albo wytknąć nam zbyt wolny powrót do obrony w sytuacji, kiedy po prostu byliśmy przy bramce rywali. Czasami to frustruje, ale nie zmienia faktu, że system oceny daje poczucie progresu i dodatkowej stawki w każdym meczu.
Tworzenie zawodnika w trybie Be A Pro, statystyki i wprowadzone zmiany








Bardzo przypadła mi do gustu nowa struktura rozdziałowa. Nie masz czasu na cały sezon? Nie szkodzi - możesz przeskoczyć tygodnie, a nawet miesiące i wskoczyć prosto do ważnych momentów, jak playoffy czy kluczowe spotkania. Świetne rozwiązanie dla tych, którzy lubią karierę, ale nie zawsze mają cierpliwość do żmudnego rozgrywania dziesiątek spotkań. Atmosferę dodatkowo podkręcają nowe przerywniki filmowe, bardziej rozbudowane celebracje trofeów czy reakcje kibiców. A kiedy komentatorzy wprost odnoszą się do naszych wcześniejszych dokonań, wspominając na przykład bramkę zdobytą w dogrywce kilka spotkań wcześniej, to od razu czuć, że świat gry reaguje na nasze poczynania. To właśnie takie małe detale sprawiają, że tryb Be a Pro nabiera autentyczności. To zdecydowanie najlepsze, co NHL 26 ma w tym roku do zaoferowania.
Nie zabrakło też zmian w HUT, czyli klasycznym trybie kart. Dodano Cup Chase dla osób, które wolą grać offline, co jest bardzo dobrą wiadomością. Wreszcie coś dla tych, którzy nie chcą żyć w wiecznym trybie online. Z kolei system kombinacji graczy zachęca do budowania składu wokół narodowości czy klubów, co potrafi być ciekawe, ale też prowadzi do typowego „maxowania”. Na szczęście urozmaicają to ikony i legendy - możliwość zagrania Fiodorowem czy innymi wielkimi nazwiskami to zawsze miły akcent i powiew nostalgii. No i na koniec muszę wspomnieć o PWHL. Kobieca liga, która do NHL 25 trafiła trochę na doczepkę, teraz jest bardziej dopracowana. Gra się w niej szybciej, luźniej, z mniejszym akcentem na przepychanki przy bandach. To fajne urozmaicenie, bo tempo spotkań jest inne niż w NHL, choć wciąż nie czuć, żeby EA traktowało tę ligę równie poważnie, jak np. 2K podeszło do WNBA w swojej koszykarskiej serii.
Grałem na PS5 Pro - jak wypada oprawa graficzna?

Pod względem oprawy wizualnej NHL 26 nie próbuje nikogo zwalić z nóg technologiczną rewolucją, ale za to konsekwentnie szlifuje detale. Widać to w animacjach, o czym zresztą wspominałem wyżej. Ruchy zawodników są płynniejsze, kontakt fizyczny bardziej naturalny, a pojedynki przy bandach zyskały trochę „masy”. Na trybunach także zaszły zmiany - tłum reaguje bardziej dynamicznie i potrafi naprawdę ponieść atmosferę spotkania. Gdy w końcówce trzeciej tercji na tablicy widnieje remis, szum kibiców przechodzi w ogłuszający ryk, a kiedy zdobywamy zwycięską bramkę w dogrywce, łatwo poczuć się jak na prawdziwej hali NHL. To takie momenty, które budują immersję bardziej niż sama liczba wierzchołków.
Na plus wypada też system ICE-Q 2.0 w warstwie prezentacyjnej. Dzięki niemu na lodzie pojawiają się dodatkowe informacje kontekstowe - statystyki strzałów, prędkości, procent skuteczności z danej strefy. To wygląda efektownie, a jednocześnie nie rozprasza, bo jest podane w estetyczny, sportowo-telewizyjny sposób. Dzięki temu gracz dostaje namiastkę tego, co ogląda w transmisjach NHL w realnym świecie - tylko tutaj dane stają się częścią zabawy. Nieco gorzej sprawa wygląda z muzyką. I tu dochodzimy do odwiecznego problemu serii, czyli braku klubowych hymnów i charakterystycznych przyśpiewek. W NHL atmosfera widowiska w dużej mierze buduje się właśnie przez dźwięk - od rozbrzmiewającego „Hells Bells” w New Jersey, po kultowe „Don’t Stop Believin’” w Detroit. Madden potrafił to oddać, a hokej niestety wciąż stoi w miejscu. Zamiast autentycznego klimatu hal, dostajemy generowany zestaw utworów, które nijak mają się do realnych tradycji klubowych. Szkoda, bo takie smaczki mogłyby dodać autentyzmu i podkręcić atmosferę rywalizacji.
Muszę jednak przyznać, że sama prezentacja meczowa jest w tym roku bardziej filmowa i spójna. Przerywniki w szatniach, celebracje trofeów czy ujęcia z trybun potrafią uatrakcyjnić dłuższe sesje i nadać rytm całej rozgrywce. Komentatorski duet w postaci Jamesa Cybulskiego i Cheryl Poundera może i nie jest nowy, ale w NHL 26 ich dialogi brzmią naturalniej - potrafią odwołać się do poprzednich meczów, do formy konkretnego zawodnika, a nawet do bramki, którą zdobyliśmy w dogrywce kilka spotkań wcześniej. Takie kontekstowe komentarze sprawiają, że czujemy się częścią sezonu, a takie rzeczy zawsze bardzo doceniam.
Czy warto zagrać w NHL 26? Jeśli lubisz hokeja, to lepszej gry i tak nie ma
NHL 26 nie wywraca serii do góry nogami, ale daje wystarczająco dużo powodów, by spędzić przy niej długie godziny - zwłaszcza jeśli odpuściliście poprzednią odsłonę. Poprawa gry bramkarzy, bardziej autentyczne zachowania zawodników i odświeżony tryb Be a Pro sprawiają, że na lodzie dzieje się więcej, a mecze nie są już tak schematyczne jak dawniej. Jasne, wciąż brakuje kilku elementów, które wyniosłyby tę serię na absolutny szczyt, jak chociażby porządna oprawa muzyczna czy większe zmiany w trybach pobocznych. Na szczęście całość to solidny, angażujący pakiet. Jeśli kochacie hokej albo po prostu szukacie sportowej gry, która wciąga w rywalizację i potrafi dostarczyć emocji, to NHL 26 zdecydowanie jest warte sprawdzenia. Zresztą i tak nie ma na rynku niczego lepszego.
Ocena - recenzja gry NHL 26
Atuty
- znacząca poprawa AI bramkarzy i szeroka paleta nowych animacji
- ICE-Q 2.0 z drobnymi, ale autentycznymi różnicami w stylu gry zawodników
- wyraźnie odświeżony tryb Be a Pro – od juniorskich mistrzostw, przez draft, po interakcje z otoczeniem
- lepsza prezentacja meczowa, żywsze reakcje trybun i bardziej kontekstowy komentarz
- nowe opcje w HUT, w tym Cup Chase, system kombinacji i powrót legend
- obecność PWHL jako stałego elementu gry
- możliwość pomijania fragmentów sezonu dzięki strukturze rozdziałowej w karierze
Wady
- ICE-Q 2.0 nie jest przełomem, a zmiany będą zauważalne głównie dla zapalonych fanów hokeja
- bramkarze momentami są zbyt automatyczni, co odbiera część satysfakcji z gry
- Form Score potrafi oceniać niesprawiedliwie i bywa źródłem frustracji
- brak licencjonowanej muzyki klubowej obniża klimat rozgrywek
- poza Be a Pro i HUT inne tryby praktycznie nie uległy zmianom
- PWHL wciąż sprawia wrażenie dodatku, a nie pełnoprawnego filaru rozgrywki
NHL 26 to solidna i dopracowana odsłona, która jednak nie wywołuje efektu „wow”. Widać wyraźny progres w pracy bramkarzy i odświeżeniu trybu Be a Pro, ale całość wciąż zbyt mocno przypomina patcha do NHL 25. Jeśli ktoś opuścił poprzednią część - będzie zachwycony. Jeśli jednak grywa w kolejne odsłony, poczuje niedosyt. Seria jest coraz bliżej złotego standardu, ale ma jeszcze daleką drogę do celu.
Przeczytaj również






Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych