
Shantae Advance: Risky Revolution - recenzja i opinia o grze [PS5, XSX|S, PC, NS, PS4, XONE, GBA]. Taniec
Przygody znanej, seksownej młodej pół-dżinki z serii Shantae mają grubo ponad 20 lat, aczkolwiek pomysł na bohaterkę narodził się już w 1994 roku. Przez pięć pełnych humoru odsłon bohaterka raczyła nas swoim tańcem brzucha, a fani z wywieszonymi jęzorami ciągle czekają na nową odsłonę. Cóż na nią pewnie przyjdzie jeszcze poczekać, za to doczekaliśmy się publikacji zaginionego rozdziału – Shantae Advance: Risky Revolution, o którym opowie nasza recenzja.
Dlaczego to zaginiony rozdział? Ponieważ pierwotnie miał pojawić się na konsolce GameBoy Advance w czasach jego obecności na rynku. Niestety z różnych powodów wydawca wtedy porzucił tytuł. Ostatecznie na wspomnianego handhelda został on wreszcie wydany, ale dopiero niedawno, czyli po dwóch długich dekadach. Uznano ponadto, że Shantae Advance: Risky Revolution warto wypuścić też na obecną generację konsol, dzięki czemu pojawiło się między innymi na PlayStation 5.
Przemodelowanie Sequin Island w Shantae Advance: Risky Revolution





To właśnie recenzowane Shantae Advance: Risky Revolution powinno być pełnoprawnym sequelem, ponieważ opowiada o wydarzeniach pomiędzy częścią pierwszą a Shantae: Risky’s Revenge. Mimo wszystko założenia fabularne na tle serii wciąż pozostają podobne, więc ponownie wracamy na Sequin Island, by ratować miasteczko Scuttle Town (i nie tylko) przed zakusami piratki Risky Boots, arcywroga naszej ślicznotki Shantae. Risky postanowiła zniszczyć podziemne filary podtrzymujące Sequin Island, by miasta w głębi lądu znalazły się nad morzem i były łatwiejsze do splądrowania, a inne na odwrót, chociażby na pustyni. Misją pół-dżinnicy jest oczywiście odkręcenie całego zamieszania, ale będzie to oznaczało przetrzepanie całej krainy wzdłuż i wszerz, w celu odnalezienia odpowiednich map oraz tzw. Łowców Reliktów, którzy będą w stanie przywrócić mieściny na właściwe miejsce.
Oczywiście wszystko to w oparach charakterystycznego humoru, który tak jak wcześniej, tak i teraz przyciąga do gry, podobnie jak liczne grono starych znajomych, w tym dziewczyna-zombie – zielona Rottytops. W każdym razie twórcom udało się utrzymać klimat, tak kochany przez z nas w innych odsłonach i możemy być im wdzięczni za kolejny rozdział odsłaniający kolejne tajemnice wykreowanego uniwersum.
Warkocz jako bicz znowu w akcji

Podobnie jak poprzednio Shantae Advance: Risky Revolution łączy w sobie elementy platformówki akcji i metroidvanii. Shantae ponownie uczy się tańców transformacyjnych, które pozwalają jej przemienić się w stworzenia takie jak krab czy małpa. Dają one jej zdolności dostępu do różnych zakamarków planszy. Jako krab może zanurkować w wodne głębiny, aby dotrzeć do nowych miejsc lub skarbów, a małpa pozwala jej wspinać się po ścianach (i widzieć przez nie). Zwierzątek jest w sumie sześć. Zdobywa również różne rodzaje ataków związanych z żywiołami, takie jak Kula Ognia, czy Piorun Kulisty. Przemierzamy różne obszary lochów, poruszając się po platformach i eliminując wrogów za pomocą słynnego warkocza, by w końcu walczyć z bossami. Zdarzają się też, dla urozmaicenia, proste zagadki i dodatkowe zadania, aczkolwiek nic nadzwyczajnego.
Opisana mechanika nie oferuje wprawdzie nowości, ale zawsze miło wrócić na stare śmieci, a likwidacja przeciwników „włochatym biczem” wciąż niesie sporo radości. Wspomniani bossowie nadal są olbrzymimi przeciwnikami, do których pokonania wciąż należało będzie korzystać z elementów otoczenia bądź obracając ich własną broń przeciwko nim. Niemal od początku przygody można ptakiem Sky latać do różnorodnych miast i lokacji. Jak na metroidvanię przystało można wielokrotnie odwiedzać te miejsca z nowymi umiejętnościami i odblokowywać niedostępne wcześniej przedmioty pomagające nam przetrwać.
Piersi lepsze w stylu retro czy w HD?

Wprawdzie pisałem wyżej w recenzji o braku nowości, ale jest jeden wyjątek. Dzięki specjalnemu urządzeniu jesteśmy w stanie zmieniać położenie wspomnianych wcześniej obszarów, co zmienia ich układ. Pozwala to na eksplorację tych miejscówek, które nie były w inny sposób dostępne. Dodatkowo można przemierzać pierwszy plan, jak i działać w głębi tła, co też oferuje różnorodne możliwości eksploracji. Odkrywanie sekretów potrafi wciągnąć, niestety wadą jest wciąż brak jakiejkolwiek minimapy czy mapy poglądowej, więc nigdy do końca nie możemy być pewni, co już przeszukaliśmy na 100 procent, a co nie. Szkoda też, że Shantae Advance: Risky Revolution nawet na tle serii jest bardzo krótka i wprawny gracz ukończy ją w 5 godzin. Z drugiej strony zawsze zostaje tryb bitewny, gdzie wspólnie z przyjaciółmi możemy walczyć z wybranymi przeciwnikami z gry.
Przejdźmy do oprawy wizualnej, wobec której mam jednak ambiwalentne uczucia. Osobiście chciałbym pełnoprawnej grafiki HD, jaka była dostępna w Half-Genie Hero lub Seven Sirens. Wiem jednak, że miała ona dość sporo przeciwników w fandomie, ale ciężko powiedzieć czy to sprawy budżetowe, niechęć do tworzenia recenzowanej gry od podstaw, czy głosy krytyczne sprawiły, że postanowiono powrócić do tradycji. Ponownie dostaliśmy kolorową, unikatową i klimatyczną grafikę pixel-artową 2D, w stylu pseudo-anime co samo w sobie złe nie jest, ale trzeba wziąć pod uwagę, iż grałem w wersję na PlayStation 5 i pod tym względem zabawa na dużym ekranie wymagała dużego samozaparcia. Gdyby nie ciekawość nowych przygód Shantae oraz opcja ograniczenia rozmiaru obrazu mógłbym już nie podołać. Zawsze mnie zastanawiało dlaczego w tego typu grach nie można wrzucić nawet prostego filtru rozmywającego piksele, a te w Risky Revolution są niestety wielkie jak dom. Wprawdzie na poniższych obrazkach tego nie widać, ale rzeczywistość potrafi ostro zakłuć w oczy.
Shantae Advance: Risky Revolution – nostalgia kontra nowoczesność

O dziwo już dołączona wersja przeznaczona na GameBoy Advance prezentuje się nieco lepiej, a nawet ma pewną nutkę nostalgii. Na szczęście sytuację ratują śliczne portrety licznych postaci gry widziane podczas dialogów. Te są naprawdę duże, kolorowe a przy tym pełne życia i emocji. Podobnie jest z planszami, pojawiającymi się w kluczowych momentach fabularnych, na które chciałoby się patrzeć długie godziny. Jeśli chodzi o oprawę dźwiękową to dorównuje ona poziomem wykonania do wspomnianych portretów. Jest bardzo energiczna, tworzy oryginalny klimat nawiązujący do Baśni 1001 Nocy, a słuchanie jej nigdy się nie nudzi.
Shantae Advance: Risky Revolution to wciąż pozycja obowiązkowa dla fanów serii, ale raczej z zaleceniem ogrywania na przenośnym sprzęcie niż samym PlayStation 5. Owszem, jeśli nie mamy wyboru to nawet zabawa na sprzęcie stacjonarnym da nam sporo radości, jednak na pewne sprawy musimy spoglądać przez palce. Osobiście jednak wciąż z niecierpliwością czekam na oficjalną kontynuację, lecz raczej nie w pixel-artowej grafice.
Ocena - recenzja gry Shantae Advance: Risky Revolution
Atuty
- Charakterystyczny dla serii humor
- Śliczne portrety postaci
- Powrót starych znajomych
- Dorzucona wersja z konsolki GBA
- Wciąż spora grywalność
Wady
- Powrót do pixel-artowej grafiki potrafi zaboleć
- Brak nowych pomysłów (poza jednym wyjątkiem)
- Bardzo krótki czas zabawy
- Nadal brak minimapy
Piękna i seksowna pół-dżinnica powraca z nieznanymi nam wcześniej przygodami oraz kolejną dawką specyficznego humoru. Szkoda tylko, że ponowne postawienie na styl retro nie zawsze wychodzi grze na dobre, zwłaszcza gdy gramy na dużym TV.
Graliśmy na:
PS5
Galeria








Przeczytaj również






Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych