Ninja Gaiden: Ragebound – recenzja gry. Rok Ninja trwa w najlepsze

Ninja Gaiden: Ragebound – recenzja i opinia o grze [PS5, Xbox, Switch, PS4, PC]. Rok Ninja trwa w najlepsze

Wojciech Gruszczyk | Dzisiaj, 15:22

Na początku roku Koei Tecmo zapowiedziało „Rok Ninja” i wierni fani Ryu Hayabusy nie mogą narzekać. Seria powróciła w chwale, a Ninja Gaiden: Ragebound jest tego najlepszym potwierdzeniem. Przeczytajcie naszą recenzję ekscytującego spin-offu.

Na początku 2025 roku zagraliśmy w Ninja Gaiden 2 Black, który nie bez powodu został ciepło przyjęty przez wielu graczy, a pod koniec roku odbędzie się premiera Ninja Gaiden 4. Dwie mocne gry z jednego uniwersum w niespełna 12 miesięcy? Koei Tecmo rozpieszcza fanów i zaprasza jeszcze na Ninja Gaiden: Ragebound.

Dalsza część tekstu pod wideo

Spin-off serii opowiadający o nowym bohaterze i przywracający miłe wspomnienia z przeszłości nie został jednak przygotowany przez kolejne japońskie studio. Za Ninja Gaiden: Ragebound odpowiadają deweloperzy z The Game Kitchen i... to był prawdziwy strzał w dziesiątkę. Twórcy serii Blasphemous otrzymali w swoje ręce znakomite IP i wykorzystali swoją szansę.

Ryu wyjechał, więc nowi wkraczają do akcji

Ninja Gaiden: Ragebound - recenzja gry - walka i akcja
resize icon

Seria Ninja Gaiden od lat jest kojarzona z jedną postacią. Ryu Hayabusa jest prawdziwą ikoną uniwersum i w zasadzie gier z ninjami w rolach głównych, ale Ninja Gaiden 4 i właśnie recenzowany Ninja Gaiden: Ragebound potwierdza, że w tym świecie jest przestrzeń dla nowych bohaterów.

W Ninja Gaiden: Ragebound nie wcielamy się w Ryu i gracze przejmują kontrolę nad nowymi postaciami – Kenji Mozu to młody shinobi z wioski Hayabusy, a Kumori to kunochi i przedstawicielka Black Spider Ninja Clan. Nie mogę napisać, by te postacie otrzymały odpowiednie wprowadzenie czy też zostały dobrze przedstawione, ale bardzo szybko okazuje się, że w grze The Game Kitchen najważniejsza jest rozgrywka i to ona wychodzi na pierwszy plan.

Historia Ninja Gaiden: Ragebound jest bardzo typowa dla tego uniwersum. Kenji Mozu i zarazem gracz na początku otrzymują skromny trening od samego mistrza Hayabusy, by następnie Ryu zajął się ważnymi sprawami, a lokalna wioska głównego bohatera uniwersum została zaatakowana. Młody adept ninja nie zastanawia się dwa razy i wyrusza do walki.

Opowieść z Ninja Gaiden: Ragebound jest na swój sposób chaotyczna, często brakuje nam dodatkowych informacji, dialogów jest za mało, by wczuć się w wydarzenia, a my i tak po prostu zajmujemy się walką, po zakończonej misji sprawdzamy statystyki, widzimy ile ominęliśmy sekretów, by ostatecznie wskoczyć na mapę świata i wybrać kolejny cel. Spokojne ukończenie gry zajmuje około 6-7 godzin, ale jeśli jesteście wprawionymi w walkę i sekwencje platformowe wojownikami, to powinniście skończyć przygodę w mniej niż 6 godzin.

Ninja Gaiden: Ragebound - recenzja gry - eksploracja
resize icon

Pisząc te słowa wciąż się zastanawiam, czy regrywalność w Ninja Gaiden: Ragebound jest na wysokim poziomie i... w zasadzie tak. Wszystko przez wspomniane „sekrety” - w trakcie rozgrywki bohater może zbierać złote skarabeusze i kryształowe czaszki, by za ich sprawą ulepszać swoje zdolności. Pewnie część graczy chętnie będzie powtarzać etapy, szukać kolejnych ukrytych skarbów, a jednocześnie za wszystkie wykonane zadania otrzymujemy ocenę... i tutaj ponownie część osób może z dużą przyjemnością chcieć zaliczyć wszystkie etapy na najwyższą notę.

Ninja Gaiden: Ragebound ukończyłem na PS5, a teraz wyczekuję na przecenę wersji na Nintendo Switcha 2, by po prostu zabrać ten tytuł w teren i cieszyć się rozgrywką w każdym miejscu. Aktualnie gra działa na platformie Nintendo w zaledwie 30 klatkach, ale podejrzewam, że jest to tylko kwestia czasu i twórcy powinni przygotować stosowny patch – na PS5 jest bezproblemowe 60FPS.

Hołd dla klasyki

Ninja Gaiden: Ragebound - recenzja gry - akcja z każdej strony
resize icon

Od pierwszego włączenia i pojawienia się rozpikselowanego loga Koei Tecmo, Ninja Gaiden: Ragebound jest w zasadzie udanym hołdem dla serii, oferując doświadczenie, które nie bez powodu ma pobudzić wspomnienia. The Game Kitchen zapewne mogło postawić na bardziej współczesną oprawę, jednak w tym wypadku nawet grafika ma wprowadzić gracza w odpowiednią atmosferę – ten klimat klasycznych odsłon jest wyczuwalny i świetnie wprowadza do akcji. Gracz od pierwszej chwili ma świadomość, na co może liczyć i właśnie to otrzymujemy – oprawa audiowizualna w tym wypadku spełnia bardzo ważną rolę i jestem przekonany, że zróżnicowane lokacje wzbudzą wiele przyjemnych wspomnień.

To jednak nie grafika czy też banalna historia związana z powstrzymaniem Władcy Demonów jest najważniejsza. Recenzowany Ninja Gaiden: Ragebound to gra zbudowana na przyjemno-wymagającej rozgrywce, która z jednej strony na dosłownie każdej planszy rzuca pod nogi bohaterów kłody, ale poziom wyzwań został tak dobrze wyważony, że my po prostu chcemy uczestniczyć w tym szalonym biegu.

Ninja Gaiden: Ragebound - recenzja gry - uwaga na demony
resize icon

Gameplay w Ninja Gaiden: Ragebound nie jest specjalnie rewolucyjny, jednak umiejętności postaci zostały tak dobrze wdrożone w świat i wydarzenia, że całość jest niezwykle przyjemnym doświadczeniem. Kenji już na samym początku opowieści otrzymuje od swojego mentora kilka porad – to właśnie na wstępie uczymy się wykorzystania obrotowego ataku Guillotine Boost, dzięki któremu możemy omijać niebezpieczeństwo, ale czasami nawet wykorzystując ataki wrogów lub przeszkody, dosłownie przeskakujemy pomiędzy większymi przestrzeniami. Bohater szybko uczy się także płynnego uniku, który pozostawia po sobie charakterystyczną dla serii poświatę oraz niezwykle istotny okazuje się Hypercharge – po pokonaniu wrogów ze specjalną aurą lub za poświęcenie trochę swojego życia, protagonista może skorzystać z mocnego ataku. Doładowanie nie trwa wiecznie, wystarczy lekki cios wroga, by cały misterny plan przepadł, ale ostatecznie to właśnie ten ruch pozwala zniszczyć część przeszkód lub za sprawą jednego, precyzyjnego ciosu pokonać przeciwników.

Guillotine Boost i Hypercharge stają się głównymi sprzymierzeńcami gracza, ponieważ Kenji dynamicznie przedziera się przez kolejne areny, często jednym ruchem eliminuje wrogów, by następnie, płynnie korzystać z obrotowego kopa i przeskakiwać pomiędzy wrogami lub szybko się ładuje i następnym celnym ruchem katany ciąć nawet tych potencjalnie mocniejszych przeciwników. Recenzowany Ninja Gaiden: Ragebound właśnie w przypadku eksploracji połączonej z dynamiczną walką zapewnia niezwykle przyjemną rozgrywkę. I muszę to podkreślić: The Game Kitchen wywiązało się ze swojego zadania zapewniając naprawdę dobrze ułożony gameplay, bo nawet jak spadniemy w przepaść lub zginiemy za sprawą potężnego ciosu wroga, to zawsze mamy świadomość, że mogliśmy zrobić coś lepiej – w takich grach czasami jeden ruch niweczy plany, ale podczas rozgrywki w nową Ninja Gaiden nigdy nie czułem, że twórcy przesadzili.

Co dwie bronie to nie jedna

Ninja Gaiden: Ragebound - recenzja gry - boss
resize icon

Kenji to, Kenji tamto, a gdzie w tym całym szaleństwie wspomniana wcześniej Kumori? The Game Kitchen postawiło na klasyczny, ale (ponownie!) bardzo dobrze zrealizowany pomysł, by połączyć bohaterów – dusza wspomnianej kunochi łączy się z głównym bohaterem Ninja Gaiden: Ragebound, co nie tylko zapewnia graczowi dostęp do dodatkowych, dystansowych ataków, ale przede wszystkim odblokowuje Ragebound Arts. Specjalna, bardzo mocna umiejętność przydaje się w trakcie pojedynków z bossami lub podczas napiętych akcji – tych w grze nie brakuje, bo choć często biegamy obok posągów, które zapewniają checkpointy, to czasami etapy są zaskakująco rozbudowane. Ragebound Arts możemy od pewnego momentu zmieniać, co pozwala dostosować możliwości bohaterów do akcji.

Twórcy wpadli na jeszcze jeden bardzo ciekawy pomysł, bo choć Kenji i Kumori są ze sobą połączeni, więc przynajmniej na papierze nie możemy w każdym momencie wcielić się w kobietę, to jednak w grze znalazły się specjalne Demon Altary, które urozmaicają zabawę. Gdy uczeń Ryu nie może przedostać się do wyznaczonego miejsca, kunochi wkracza do gry, by przedostać się z punktu A do punktu B i otworzyć drogę swojemu towarzyszowi niedoli. The Game Kitchen w tym miejscu zdecydowało się na czasową rozgrywkę, ponieważ dziewczyna ma ograniczony czas na wykonanie zadania – dodaje to zabawie odpowiedniego rozmachu i dynamiki. W tych sekwencjach, podobnie jak w przypadku rozgrywki za sprawą Kenjiego, biegamy po naprawdę przemyślanych, ciekawie zrealizowanych lokacjach, które wymuszają na graczu idealne wykorzystanie posiadanych umiejętności postaci.

W całym tym szaleństwie dwóch postaci i ich umiejętności, w Ninja Gaiden: Ragebound nie zabrakło pojedynków z bossami. Potężni wrogowie mają jeszcze potężniejsze paski zdrowia i korzystają z... wyjątkowo potężnych kombinacji ataków – tak to wygląda na papierze, a w ostateczności uczymy się ruchów na pamięć, omijamy kolejne ciosy, korzystamy z uniku, podwójnego skoku-odbicia, a nie możemy zapomnieć o Ragebound Arts czy też wykorzystywaniu terenu, by ominąć ataki wrogów lub po prostu przeprowadzić potężną kontrę.

Świetny pomysł i niedosyt

Ninja Gaiden: Ragebound - recenzja gry - specjalna zdolnosc
resize icon

The Game Kitchen w bardzo prosty sposób połączyło zróżnicowane ataki dwóch postaci, oferując jednocześnie bardzo satysfakcjonujący system poruszania się i walki. Wiele pojedynków kończy się po jednym ciosie, czasami musimy zmierzyć się z mocniejszym rywalem, który może przykładowo unikać naszych ataków za sprawą tarczy, ale ostatecznie niemal nieustannie znajdujemy się w ciągłym biegu.

Rozwój postaci związany z kupowaniem kolejnych talizmanów i Ragebound Art nie jest specjalnie ciekawy. Dość szybko w Ninja Gaiden: Ragebound pojawia się poczucie, że gra tak naprawdę nie zaskakuje nowymi mechanikami i opiera się na jednym schemacie. To nie jest do końca zła wiadomość, ponieważ deweloperzy przygotowali naprawdę solidny gameplay, ale ostatecznie – już pod koniec drugiej części przygody, w tytule brakowało mi większych nowości.

I tutaj w zasadzie pojawia się mój największy problem z Ninja Gaiden: Ragebound. Z jednej strony po ukończeniu historii dosłownie chciałem więcej – odnoszę wrażenie, że gra mogłaby trwać jeszcze dobre 4-5 godzin, by zapewnić w pełni satysfakcjonujące doświadczenie, ale z drugiej strony... twórcy musieliby znacząco rozbudować gameplay. Zdaję sobie sprawę, jaki był zamysł zespołu, który już wcześniej oferował bardzo podobne tytuły, ale warto zwrócić uwagę, że Blasphemous i Blasphemous 2 są znacznie dłuższe (14-16 godzin).

Czy warto zagrać w Ninja Gaiden: Ragebound?

Rok Ninja trwa, ale wierzę, że Ninja Gaiden 4 nie zakończy przyjemności. Łatwo mi sobie wyobrazić, jak powstaje Ninja Gaiden: Ragebound 2, a jednocześnie większe i bardziej doświadczone studio będzie rozwijać kolejne większe, trójwymiarowe odsłony serii.

The Game Kitchen stworzyło świetny spin-off, który choć pozostawia niedosyt, to jednak gracze mogą liczyć na kilkugodzinny hołd dla uniwersum. Rozgrywka jest często ekstremalnie satysfakcjonująca – sekwencje platformowe nastawione na wykorzystanie skoku-odbicia i walki z nadciągającymi z każdej strony przeciwnikami zapewniają świetną frajdę.

Jeśli wychowaliście się na klasykach z gatunku, to Ninja Gaiden: Ragebound będzie dla Was świetną, nostalgiczną przyjemnością, która po prostu nie zawiedzie.

Ocena - recenzja gry Ninja Gaiden: Ragebound

Atuty

  • Świetne połączenie sekwencji platformowych z walką,
  • Wymagające wyzwania, ale... z umiarem!
  • Gra przywołuje miłe wspomnienia,
  • Połączenie nowoczesności z klasyką. The Game Kitchen nie zawiodło realizując gameplay,
  • Dobre zestawienie postaci. Niby prosty motyw, jednak bardzo skuteczny.

Wady

  • Jak przy wielu dobrych grach: kończysz i chcesz więcej,
  • Trochę za szybko gra pokazuje wszystkie atrakcje.

Ninja Gaiden: Ragebound to pozytywna niespodzianka. Świetny pokaz, jak deweloperzy mogą wykorzystać swoje umiejętności, by przywrócić ducha klasyki i zadbać o przyjemną rozgrywkę. Rok Ninja trwa!
Graliśmy na: PS5

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper