Obcy: Ziemia (2025) – recenzja premiery serialu [Disney]. Na ziemi, wszyscy usłyszą twój krzyk

Obcy: Ziemia (2025) – recenzja, opinia o premierze serialu [Disney]. Na ziemi, wszyscy usłyszą twój krzyk

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:00

Załoga statku kosmicznego USCSS Maginot wybudza się ze snu po raz ostatni przed powrotem do domu. Nie mają pojęcia, że ładunek, który przewożą, może zagrozić istnieniu całego rodzaju ludzkiego, a komuś zależy na tym, by dotarł on na ziemię. Tymczasem, na powierzchni planety, młoda, umierająca dziewczynka dostaje syntetyczne, dorosłe ciało, stając się pionierką nowego gatunku.

Jak to się stało, że przez tyle lat, jedynymi produkcjami, które jakkolwiek spróbowały przenieść Xenomorpha na naszą planetę były niewiele warte “AvP” i „AvP: Requiem”?! James Cameron podniósł poprzeczkę w swoim „Aliens”, dając nam znacznie większą ilość kosmitów, ludzi natomiast wyposażając w odpowiednio skuteczną przeciwko nim broń. Następnie część trzecia wróciła do podstaw, dając nam jednego kosmitę i zgraję ludzi nieprzygotowanych na stawienie mu czoła (Fincher próbował skupić uwagę widza na kompletnie innym motywie, ale nieufne studio skutecznie mu w tym przeszkodziło), po czym czwórka ponownie namnożyła kosmitów i postawiła ich naprzeciw grupy szybko umierających twardzieli. I niby ziemia była blisko, w zasięgu, lecz nigdy do niej nie dotarliśmy. A przecież już sam fakt, że Xenomorph ma na niej jakieś 8 miliardów potencjalnych ofiar działa na wyobraźnię. Nie wspominając nawet o fakcie, że wielkie, czarne cielsko ze szpiczastym ogonem skradające się między półkami sklepowymi to kompletnie nowe doznanie, które pozwoliłoby tchnąć w serię nowe życie, jako że od epizodu czwartego powtarzamy jedynie sprawdzone już tematy, ale w „nowy” sposób.

Dalsza część tekstu pod wideo

Co ciekawe, twórca serialu, Noah Hawley, nie zamierza posiłkować się stworzonymi przez Ridleya Scotta prequelami serii (całe szczęście, moim zdaniem, ponieważ osobiście uważam je za kompletne nieporozumienia,w bardzo sztuczny sposób próbujące stworzyć więź między starym a nowym). Jego, hmmm, zapładniacze (bo facehuggerami nazwać ich jeszcze nie można) są kompletnie nową formą życia, na pierwszy rzut oka przypominającą krzyżówkę wija i kleszcza, kręcącą się po ciele ofiary, zanim wbiją się w dogodny punkt, aby zostawić za klatką piersiową embrion Xenomorhpa. Ma to swoje plusy i potencjalne minusy – skąd ta zupełnie inna forma kosmity i dlaczego w ciągu dwóch lat (wtedy dzieje się oryginalny „Obcy”) ewoluuje w coś zupełnie innego, czego stadium końcowe wciąż wyglądać będzie dokładnie tak samo, jak kosmita, do którego jesteśmy przyzwyczajeni? Mam nadzieję, że twórca serialu ma na to jakiś plan, a patrząc na to, co oferuje nam w pierwszym odcinku, jestem w stanie udzielić mu kredytu zaufania.

Obcy: Ziemia (2025) – recenzja, opinia o premierze serialu [Disney]. Chłopcy zagubieni w kosmosie

Wendy
resize icon

Hawley doskonale rozumie dziedzictwo, z jakim pracuje. Już od pierwszych scen widać świadome nawiązania do klasycznych odsłon serii — zwłaszcza dwóch pierwszych filmów Ridleya Scotta i wspomnianego już Camerona. Zarówno stylistyka, jak i konkretne odniesienia wizualne czy dźwiękowe skutecznie budują nastrój nostalgii. W pierwszych minutach dostajemy nie tylko korytarze i panele sterowania znane z pierwszego „Obcego”, ale również kolorystykę i wyposażenie bardzo jednoznacznie utożsamiane z Colonial Marines znanymi z dwójki. Psia mać, nawet Jones – rudy kot znany z pierwszego filmu – zalicza gościnny występ. Nie mam pojęcia, czy to ma być ten sam kocur, ale zdecydowanie jest on bardzo wyraźnym odniesieniem do wydarzeń tamtego filmu. To swoiste mruganie okiem do fanów, którzy od razu czują się u siebie. Jednak to tylko pozory — Hawley umiejętnie podprowadza widza pod znane motywy, by następnie gwałtownie zmienić kierunek i zburzyć poczucie komfortu. Dzięki temu serial nie popada w powtórkę z rozrywki, ale podejmuje dialog z pierwowzorami, jednocześnie proponując coś nowego.

Niecodziennym, ale intrygującym zabiegiem są porównania do "Piotrusia Pana" J.M. Barriego (jedna z moich ulubionych książek i sztuk ever). Choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać dziwne, to w kontekście syntetyków i ich "wiecznego dzieciństwa" nabiera sensu. Te literackie odniesienia nie tylko nadają postaciom androidów głębi i symbolicznego ciężaru, ale też otwierają furtkę zaskakującym zwrotom akcji. Zamiast traktować syntetyki jako jednowymiarowe maszyny, Hawley ukazuje ich dylematy, pragnienia i ukryte motywacje, na razie w postaci najważniejszej dla tego wątku Wendy (Sydney Chandler), ale z potencjałem na dalszy rozwój — jakby chciał zapytać: co się dzieje, gdy "dziecko", które nigdy nie dorasta, zaczyna marzyć o byciu człowiekiem?

Obcy: Ziemia (2025) – recenzja, opinia o premierze serialu [Disney]. Znajomo to brzmi i wygląda

Timothy Olyphant
resize icon

Podobnie jak w oryginalnym "Obcym" z 1979 roku, tytułowego potwora w serialu początkowo niemal nie widać. Twórcy świadomie grają konwencją — wiedzą, że to, co niewidoczne, często przeraża najbardziej. Pierwszy odcinek to raczej preludium, delikatne zarysowanie zagrożenia niż pełnoprawna konfrontacja z nim. Widzowie mogą poczuć się nieco zniecierpliwieni, ale to właśnie ta narracyjna cierpliwość czyni nadchodzącą masakrę, której widz jest jak najbardziej świadomy, jeszcze bardziej skuteczną. Hawley nie chce pokazać wszystkich swoich kart na raz — najpierw wprowadza nas w klimat, by później puścić metaforycznego pokera z pełną mocą.

Choć serial ma wiele mocnych stron, trudno przejść obojętnie obok wyjątkowo topornej ekspozycji, szczególnie widoczne w pierwszych minutach pierwszego odcinka. Bohaterowie zasiadają przy stole i… zaczynają rozmawiać o świecie, w którym żyją, jakby recytowali notatki z briefingu. Nie ma w tym za grosz naturalności — wszystko jest podane widzowi na tacy, w sposób, w który nigdy nie rozmawiałyby ze sobą postacie zaprawione w bojach, zamieszkujące ten świat. Ten zabieg może irytować, szczególnie jeśli zestawić go z kunsztem, z jakim przygotowane są pozostałe elementy produkcji. Miejmy nadzieję, że to jednorazowy wpadek, a kolejne odcinki znajdą bardziej subtelny sposób na budowanie świata przedstawionego.

„Obcy: Ziemia” to produkcja pełna skrajności. Z jednej strony potrafiąca zidentyfikować najważniejsze klocki, składające się na sukces stojący za pierwszymi dwoma odsłonami serii, z drugiej kompletnie paralityczna w swoich próbach skopiowania ich dla dzisiejszego widza. Jestem zaintrygowany tym, co zobaczyłem i wydaje mi się, że Noah Hawley ma w sobie potencjał na wysterowanie tej jakże zmęczonej już marki na świeże, przyciągające widzów wody. Trzymam kciuki. Jest tu i intrygująco poprowadzona, pełna długich ujęć kamera, i lekko senny, pełen płynnych przejść, odwołujący się do wspomnianego już „Piotrusia Pana” klimat, i potencjalnie intrygująca egzystencjonalna fabuła i tona ciekawostek dla fanów marki. Hawley zdaje się mieć plan na tę markę. Po pierwszym odcinku jestem w stanie uwierzyć, że szykuje nam coś nietuzinkowego.

O tym jednak przekonamy się dopiero w kolejnych odcinkach po 13.08.25, kiedy to na Disney+ wskoczą pierwsze dwa odcinki serialu. Potencjał jest!

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper