
Chronicles of the Wolf - recenzja gry. Współczesne Simon’s Quest
Jeśli nie jesteście zapalonymi fanami metroidvanii, to prawdopodobnie nazwa The Lecarde Chronicles niewiele Wam powie. Wydane kolejno w 2013 i 2017 roku fanowskie kontynuacje Castlevania: Bloodlines zdobył dosyć sporą rzeszę fanów. Nie zdziwił mnie fakt, że ekipa Migami poszła za ciosem i wpierw przygotowała Wallachia: Reign of Dracula, a kilka dni temu do sprzedaży trafiła mocno inspirowana drugą odsłoną serii Castlevania produkcja — Chronicles of the Wolf.
Nie będę ukrywać, że do wszelakich fanowskich produkcji mam mocno ambiwalentne uczucia. Na jedną perełkę z reguły przypada morze niegrywalnego barachła, które często jest sklejone z kradzionych assetów. W przypadku produkcji studia Migami mieliśmy jednak do czynienia z tym pierwszym. Chronicles of the Wolf kontynuuje trend dosyć dobrych produkcji, choć trzeba mieć na uwadze, że to nie jest zbytnio przystępny tytuł dla przeciętnego zjadacza metroidvańskiego chleba.





Stylistyczny potworek ratowany przez gameplay
Chronicles of the Wolf jest mocno nierówną produkcją, nawet jak na standardy amatorskich zespołów deweloperskich. Mówiąc wprost, stylistyka gry kompletnie mi nie leży. Pixel art przypomina mi taśmowo produkowane w RPG Maker XP gry sprzed dwudziestu lat. Nieliczne scenki przerywnikowe, oczywiście pozbawione animacji, straszą jakością rysunków. Warstwa artystyczna to niestety najsłabszy aspekt tej produkcji i choć nie maa wpływu na rozgrywkę, nie zdziwi mnie, gdy ktoś sobie odpuści Chronicles of the Wolf z powodu tego, jak gra wygląda.
Gdy się jednak przymknie oko na ten aspekt i skupi na rozgrywce, to Chronicles of the Wolf wygląda znacznie lepiej. Choć nie jest to tytuł oszlifowany w tej kategorii. Brak odpowiedniego balansu w poziomie trudności jest widoczny po kilkudziesięciu minutach gry. Problematyczne sterowanie w aspektach platformowych szybko daje się we znaki, gdy produkcja poszerza repertuar dostępnych ruchów. Pewne braki w tym aspekcie, przyznam szczerze, są dla mnie niezrozumiałe. Skoro nasza postać może wykonywać ślizgi, dlaczego one nie zadają obrażeń? Dlaczego uniki mają tak dziwne okienko klatek niewidzialności? Rozumiem, że Chronicles of the Wolf jest inspirowane Castlevania II: Simon’s Quest, jednak pewne zmiany QOL w tym gatunku w ciągu ostatnich 30 lat jednak się pojawiły.
Niemniej, zaciskając zęby i drapiąc się po głowie na brak automatycznego zapisu, będziecie w stanie znaleźć pokłady frajdy skryte w tej produkcji. Po prostu potrzeba do tego sporo cierpliwości. Widać, że twórcy Chronicles of the Wolf mają doświadczenie w tym gatunku i wiedzą, co trzeba do gry wrzucić, by przyciągnąć fana tego gatunku. Począwszy dobrze wplecionych w rozgrywkę system zadań pobocznych i niemęczący backtracking, przez solidną dawkę przedmiotów do wyekwipowania, aż po zgrabnie zamaskowane sekrety, przy których czasami musimy nieźle pokombinować. Jedyne czego bym się mógł czepić, to dziwna krzywa poziomu doświadczenia, mocno stawiające na farmienie superbossów w endgame.

Historia, której mogłoby nie być
Nie wspominałem do tej pory o warstwie fabularnej. Nie bez powodu. Jest ona kompletnie pomijalna i jakiekolwiek próby wgryzienia się w nią pozostawią Was z niedosytem. W astronomicznych skrócie główny bohater zostaje wysłany na francuską prowincję, by rozwiązać problem tajemniczej bestii z Gevaudan. Niestety, ekipa zostaje momentalnie przetrzebiona, więc jako ostatni żywy i niestety nowicjusz, zaczynamy naszą przygodę. Strzępy informacji co jakiś czas podawane nam są w formie krótkich dialogów, nie są jednak w stanie nas na dłuższą metę zaciekawić. I nawet plot twist przygotowany przez twórców kwitowałem wzruszeniem ramionami. Gdyby ktoś zabrał fabułę z tej gry, to nie ucierpiałaby za bardzo.
Z drugiej strony, jak na produkcję z tak niepotrzebną historią, dostajemy do odkrycia kilka zakończeń, a jeśli zdecydujemy się zdobyć to najlepsze i tym samym sprawdzić wszystko, co ma do zaoferowania Chronicles of the Wolf zejdzie nam jakieś 10-12 godzin, co jak na grę z tego gatunku jest wynikiem całkiem przyzwoitym. Tytuł kończy się w idealnym momencie, unikając zmęczenia materiału.
Największym „problemem” tej gry jest ogromna konkurencja w tym gatunku. Metroidvanii, nawet ograniczając się do tych dobrych, mamy od zatrzęsienia, więc Chronicles of the Wolf ciężko będzie przebić się do masowej świadomości. Ba, nawet najbardziej zapaleni fani mogą mieć tak liczną kupkę wstydu, że o tej produkcji z czasem zapomną. Niemniej, jestem w stanie polecić ten tytuł zapaleńcom, choć uprzedzam, że warto wziąć pod uwagę wszelkie niedoróbki, by nie zostać niemile zaskoczonym.
Ocena - recenzja gry Chronicles of the Wolf
Atuty
- Solidny czas potrzebny na ukończenie gry
- Dobrze rozwiązania zadania poboczne i sekrety
- Rozgrywka w miarę się broni
Wady
- Brzydka stylistyka (choć wiadomo, kwestia dyskusyjna)
- Drętwe sterowanie w aspektach platformowych
- Słaba historia
- Balans poziomu trudności
Można powiedzieć, że Chronicles of the Wolf ma swój styl i wyróżnia się na tle konkurencji. Nie jest to jednak na tyle dobra gra, by mogła rywalizować z mocniejszymi graczami.
Graliśmy na:
PS5
Przeczytaj również






Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych