![K-popowe łowczynie demonów (2025) - recenzja filmu [Netflix]. Potęga muzyki](https://pliki.ppe.pl/storage/8990a87abb5d7b41be15/8990a87abb5d7b41be15.jpg)
K-popowe łowczynie demonów (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Potęga muzyki
Za dnia bawią tysiące ludzi swoją muzyką i układami tanecznymi, nocą zaś pilnują aby ci sami ludzie mogli spać spokojnie, wolni od czyhających na ich dusze demonów. Tak, Huntrix to nie tylko dziwaczna nazwa girlsbandu, ale również słabo zawoalowany opis ich fachu.
Przyznam, że kiedy pierwszy raz usłyszałem o nowej animacji Sony, byłem przekonany, że to będzie gniot. Koreańskie dziewczyny walczące z demonami w postaci koreańskich chłopaków rodem z tworów pokroju BTS - wiesz, wszyscy jak sklonowani, wymuskani, wychuchani, różniący się od siebie głównie fryzurami. Przecież to nie miało prawa się udać! Później jednak obejrzałem zwiastun, po którym zrozumiałem w jak wielkim byłem błędzie i, że absolutnie muszę ten film zobaczyć!
Sony Pictures Animation to w tym momencie jedno z lepszych studiów produkujących animacje na rynku. Jasne, od czasu do czasu zdarzy im się potknięcie, jak "Angry Birds 2" czy nawet otwarte złamanie obu nóg, jak "Emotki. Film", ale trudno nie zgodzić się, że znakomita większość tego, co wypuszczają odznacza się niebanalnym wykonaniem, ciekawymi fabułami i po prostu dużą dozą rozrywki, że wymienię tylko "Mitchellowie kontra maszyny", dwa animowane "Spider-Many" i na przykład serię "Hotel Transylwania" - choć akurat w przypadku tego ostatniego, to im dalej w las, tym słabiej. Tak to jest, kiedy na siłę doi się markę tylko dlatego, że jest popularna. No i to oni spopularyzowali chodliwy ostatnio styl "animowanego komiksu", o którym wspominałem ostatnio przy okazji recenzji "Predator: Pogromca zabójców". Tak więc od początku można było się spodziewać, że chociaż w przypadku samej jakości animacji, zawodu raczej nie będzie.




K-popowe łowczynie demonów (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Demony po koreańsku

Bardzo łatwo byłoby zrobić boleśnie powierzchowny film o rywalizacji girlsbandów i boysbandów, wrzucić w niego trochę akcji, jakiś romans i wysłać Netflixowi - cześć, robota zrobiona. Ale duet reżyserski, Chris Applehans i Maggie Kang, mieli pomysł. Zwłaszcza ta druga pragnęła wykorzystać przystępny, wesoły klimat dzisiejszej Korei Południowej aby przybliżyć niczego nieświadomym widzom odrobinę historii i wierzeń tego kraju - jej kraju. I to właśnie jest jeden z elementów, który sprawia, że "K-popowe łowczynie demonów" są filmem wartym twojego czasu. To nie jest jedynie wypełniona muzyką komedyjka z romansem w tle, ale również lekcja historii i kultury innego kraju - od rzeczy tak przyziemnych, jak miejskie łaźnie, przez bogów śmierci, zwanych Saja, ponurych, ubranych w okrągłe, czarne kapelusze przewoźników ludzkich dusz, na wierze w barierę oddzielającą nasz świat od świata demonów (o którą trzeba dbać, by nie osłabła) kończąc.
Scenarzyści oczywiście nie skserowali jedynie już istniejących pomysłów, wrzucając je w nowy kontekst - stworzyli również tonę własnej mitologii, narzędzi, za pomocą których mogli opowiedzieć taką historię, jaką chcieli. Fabuła w skali makro kręci się wokół pojedynku ludzi z demonami, ale w skali mikro jest to przede wszystkim opowieść o Rumi, jednej z członkiń Huntrix, której historia młodości jest przyczyną wielu lęków i ustawia ją na celowniku przywódcy demonicznego boysbandu, niejakiego Jinu. Ich niełatwa relacja będzie głównym motorem napędowym fabuły filmu i choć przyznać muszę, że nawet ich polubiłem, tak sposób w jaki ta ich wspólna historia została rozpisana trąci banałem i często widać dosłownie, w których miejscach scenarzyści poszli na fabularne skróty. Pozostałe dziewczyny również mają jakieś tak, swoje pomniejsze wątki, lecz zrealizowane zostały one raczej po łebkach, po macoszemu, przez co ich ostatecznie całkiem ważny wydźwięk, rozmywa się, przygłuszony romansem na pierwszym planie.
K-popowe łowczynie demonów (2025) - recenzja, opinia o filmie [Netflix]. Istota w prostocie?

Jak na tak zwariowany pomysł, szkielet fabuły filmu jest zaskakująco prosty i oczywisty. Jest to, do pewnego stopnia, problem, choć autorom filmu udaje się wyjść z niego obronną ręką za sprawą lecącego w stronę widza z zastraszającą częstotliwością humoru - i to całkiem skutecznego, choć zwykle skrajnie absurdalnego - i wpadających w ucho piosenek (do głównych ról zaproszono faktyczne gwiazdy K-popu). Może i są kiczowate (choć pewnie to po prostu ja, jako stary zgred, się nie znam), ale nie dość, że po prostu dobrze się ich słucha, to jeszcze reżyserzy zadbali o to, aby animacja odpowiednio zgrywała się rytmicznie z poszczególnymi piosenkami. Efekt jest odrobinę teledyskowy, ale pasuje do ogólnego klimatu filmu.
Filmowcy nie ustrzegli się, oczywiście, błędów tworząc swoje dzieło. O tym, że niektóre wątki zrobiono tak zdawkowo, że równie dobrze mogłoby ich nie być już wspominałem, ale to nie wszystko. Historia "K-popowych łowczyń demonów" pełna jest szczęśliwych zbiegów okoliczności, niemożliwie naiwnych decyzji podjętych przez - teoretycznie - bystre i przebiegłe postacie, a samemu zakończeniu zabrakło napięcia. Scenarzyści coś tam próbują niby zbudować atmosferę zagrożenia, że naszym bohaterkom coś grozi, ale w trakcie oglądania nigdy nie mamy wątpliwości, że to jedynie przeciąganie finału i nic więcej. No, może dziesięcioletnie szkraby rzeczywiście złapią ze dwa razy głębszy oddech.
Być może wygląda na to, że więcej miejsca poświęciłem narzekaniu na nową produkcję Netflixa niż chwaleniu jej, ale prawda jest taka, że ta prostota, miejscami granicząca z infantylnością nie jest aż takim wielkim problemem. Tak jak wspominałem - ta ichnia stylówa dobrze pasuje do tonu opowieści. "K-popowe łowczynie demonów" to przede wszystkim szalona, animowana komedia akcji, ale to również film o przyjaźni, akceptacji i zupełnie przy okazji lekcja o kulturze innego kraju. Nastaw się na czystą rozrywkę, a na pewno się nie zawiedziesz.
Atuty
- Sympatyczna ,pełna detali i gagów animacja;
- Wyraziste postacie;
- Można dowiedzieć się czegoś o innej kulturze;
- Wpadająca w ucho muzyka;
- Żwawe tempo.
Wady
- Trochę za dużo skrótów myślowych;
- "Wygodne" scenariuszowo zachowania postaci;
- Wbrew pozorom, trochę banalna struktura opowieści.
Absurdalny pomysł, żywa, skąpana w dźwiękach muzyki pop animacja, sporo humoru i odrobina serca - oto "K-popowe łowczynie demonów".
Przeczytaj również






Komentarze (3)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych