![Uwięziony (2025) - recenzja filmu [Player]. A widz razem z nim](https://pliki.ppe.pl/storage/ce1d9f744826f2e5628a/ce1d9f744826f2e5628a.jpg)
Uwięziony (2025) - recenzja, opinia o filmie [Player]. A widz razem z nim
Drobny złodziejaszek przyciśnięty potrzebą szybkiego zdobycia paru groszy, włamuje się do zaparkowanego w nieciekawej okolicy, bardzo luksusowego samochodu. Szybko odkrywa jednak, że tak jak wejście do środka było proste, tak wydostanie się na zewnątrz graniczyć będzie z cudem.
Lubię od czasu do czasu obejrzeć sobie taki mniejszy film, dziejący się w jednym miejscu, z mocno ograniczoną obsadą. Scenariusze tego typu produkcji są zazwyczaj bardzo zwarte i przemyślane, a aktorzy wytaczają najcięższe działa, pokazując swój kunszt. I tak jak trudno powiedzieć coś złego o Billu Skarsgardzie i Anthonym Hopkinsie, tak fabularnie film raczej mnie zawiódł. Już tłumaczę.
Główny konflikt scenariusza Michaela Ariena Rossa, wzorowany na argentyńskiej historii "4x4" autorstwa Mariano Cohna i Gastona Duprata, stanowi, hmmm, nowo powstała znajomość Eddie'ego (Skarsgard) i Williama (Hopkins). Ten drugi jest właścicielem samochodu, do którego włamał się ten pierwszy. Ale nie jest to takie tam, zwykłe auto. W różnych miejscach zamontowane zostały kamery, przez które Will może oglądać Eddie'ego; szyby są kuloodporne; przez tapicerkę można puścić prąd; wszystko wewnątrz, tak jak i samo auto, jest zdalnie sterowane. Po co? Żeby kogoś złapać i móc torturować, oczywiście.




Uwięziony (2025) - recenzja, opinia o filmie [Player]. Aktorzy robią co mogą, ale scenariusz wiąże im ręce

Scenariusz próbuje opowiadać o podziałach społecznych i niesprawiedliwościach systemu, który gniecie biednych, jednocześnie pomagając bogatym stawać się jeszcze bogatszymi. Słowo klucz: próbuje. Jasne, wspomniane motywy pojawiają się w filmie zarówno na poziomie dialogów, jak i w postaci naszych bohaterów. Eddie ledwie wiąże koniec z końcem – nie stać go na naprawę samochodu, raz za razem zawodzi swoją córkę, obiecując jej różne rzeczy, po czym nie dowożąc. To nie jest tak, że on chce być złodziejem. Po prostu życie i sytuacja finansowa zmusiły go do tego – co jest o tyle ważne, że dzięki temu możemy z nim sympatyzować, współczuć mu i trzymać za niego kciuki. To dobry chłopak jest! Z grubsza. Po drugiej stronie barykady jest natomiast William, który „ma tyle pieniędzy, że nie jest nawet pewien, ile kosztowało” jego wypasione, robione na zamówienie auto (bazą był Land Rover Defender). Scenariusz bardzo wyraźnie sugeruje widzom, że bogaci są zepsuci, a za każdym szczurem ulicznym stoi jakaś historia i nie powinno się ich zbyt prędko oceniać. Rzecz w tym, że prócz tego banału dostajemy jeszcze tylko kilka wyświechtanych oczywistości w dialogach i to tyle. Głęboko jak w kałuży po przelotnym deszczu.
Dobrze chociaż, że aktorzy starają się nadać filmowi odrobinę klasy. Bill Skarsgard gra tu wszystko – od kochającego ojca, przez zrezygnowanego klienta, wściekłego porwanego, przerażonego i załamanego porwanego, na delikatnym obłąkaniu kończąc. To jedna z tych ról, gdzie aktor może zwolnić wszystkie hamulce i po prostu zaszaleć. Trzeba być jednak choć odrobinę ostrożnym, bo jeśli się przesadzi z wylewnością, może się okazać, że wygląda się jak kompletny amator, bez cienia subtelności. Skarsgard przez lwią część filmu bardzo dobrze balansuje na tej granicy, wypadając przekonująco i imponując ciągłymi zmianami nastroju, nierzadko kilkoma w obrębie jednej sceny, acz w dwóch albo trzech miejscach wydawało mi się, że jego reakcja, to jak mówi, nie do końca pasowała do sytuacji. Niby nic takiego, ale wybija to z seansu, kiedy parskasz śmiechem, kiedy miało być poważnie. Sir Anthony'ego nie trzeba nawet tłumaczyć – wiadomo, że to klasa sama w sobie i bardzo dobrze widać ją w „Uwięzionym”. Większość jego dialogów słyszymy przez telefon, więc wielu innych aktorów, gdyby spojrzało na ten scenariusz, odwaliłoby monotonną fuszerkę, zainkasowali czek i poszli do domu. Ale nie Hopkins. On nawet samym tylko głosem potrafi zbudować postać, która przerazi widzów. To, jak bawi się głosem, jak traktuje Eddie'ego z góry, jakby rozmawiał z dzieckiem, przerywa mu, droczy się z nim – już same te rozmowy telefoniczne jasno komunikują nam, że mamy do czynienia z psychopatą. Jeśli miałbyś z jakiegoś powodu rozważyć seans „Uwięzionego”, to powinni to być właśnie aktorzy.
Uwięziony (2025) - recenzja, opinia o filmie [Player]. Ale ogląda się raczej dobrze

Trzeba też przyznać Yarovesky'emu, że film wygląda zaskakująco ładnie, jak na thriller, którego akcja rozgrywa się z grubsza tylko w samochodzie. Zdjęcia miasta są szare i nieprzyjemne. Trwa jesień, ale nie taka piękna i złota, a bardziej mokra i stalowa. Wnętrze samochodu robi naprawdę niemałe wrażenie, podobnie jak latająca po nim na lewo i prawo kamera – co oni, iPhone'em to kręcili czy jak?! Z całą pewnością wykorzystano jakieś sztuczki, aby móc osiągnąć taki efekt, ale nie dziwi mnie to, kiedy widzę inne efekty specjalne filmu. Film jest zaskakująco krwawy – zobaczymy nawet przestrzeloną nogę jednej z postaci – i wszystkie te efekty wyglądają bardzo realistycznie. Do tego stopnia, że nie mam pojęcia, czy zrobiono je praktycznie, czy z pomocą komputera. Jestem w stanie uwierzyć w obie opcje.
Problem z „Uwięzionym” jest taki, że po drodze ogląda się go całkiem dobrze – zastanawia cię kto i dlaczego robi to głównemu bohaterowi, dokąd to wszystko zmierza, jaką bombę przygotowali scenarzyści na finał, chłoniesz występy aktorów i niezłe zdjęcia. Po czym film kończy się i zostawia cię z gigantycznym niedosytem, bo wychodzi na to, że pan reżyser nie ma do powiedzenia niczego ciekawego. Powierzchowne potraktowanie tematów, o których chciał rozmawiać, jak z wypracowania trójkowego licealisty i ckliwe zakończenie, żeby niedzielny widz na koniec mógł się uśmiechnąć i stwierdzić, że wcale nie było to takie złe. „Złe” to może zbyt mocne słowo, ale dobry film to też zdecydowanie nie jest. Można spokojnie pominąć.
Atuty
- Bill Skarsgard i Anthony Hopkins dają z siebie wszystko;
- Dobre zdjęcia i montaż;
- W paru momentach potrafi zbudować i utrzymać napięcie;
- Ciekawa koncepcja...
Wady
- ...która nie została jednak ostatecznie należycie wykorzystana;
- Bardziej wspomina niż eksploruje tematy, o których chciał opowiadać;
- W paru miejscach trochę przesadzone aktorstwo;
- Niesatysfakcjonujące zakończenie.
„Uwięziony” miał zadatki aby być dobrym filmem – mocną obsadę, intrygujący punkt wyjścia, lubiącego eksperymentować reżysera – ale wyłożył się na tym, na czym wykłada się dzisiaj ogromna liczba filmów: scenariuszu. Po drodze bawisz się całkiem nieźle, ale kiedy film się kończy, pozostawia widza z uczuciem pustki w środku. Zawiodłem się.
Przeczytaj również






Komentarze (0)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych