Asterix: Walka Wodzów (2025) – recenzja serialu [Netflix]. Nowe szaty króla

Asterix: Walka Wodzów (2025) – recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Nowe szaty króla

Piotrek Kamiński | Wczoraj, 21:00

Juliusz Cezar próbuje zrealizować kolejny plan przejęcia Galii, ale tak jak nie ma w nim niczego przesadnie sprytnego, tak tym razem może mu się udać, jako że z Panoramiksem nie jest dobrze, a więc wioska została bez magicznego wywaru. Dalsze losy galów rozstrzygnąć ma Walka Wodzów. Jaki będzie jej wynik?

Adaptacja kultowych produktów kultury nigdy nie mają łatwo – czy zrobić je tak wiernie, jak tylko to możliwe, ryzykując zmieszanie z błotem, bo przecież to nic innego, jak po prostu ruchomy komiks, czy może rozwinąć materiał źródłowy albo wręcz ledwie się nim zainspirować i zrobić coś zupełnie nowego i ryzykować kompletne spuszczenie wiadra pomyj na głowę? Jakby nie było, większa czy mniejsza część fanów będzie niezadowolona.

Dalsza część tekstu pod wideo

Oryginalny komiks „Walka Wodzów” składa się z dosłownie 46 stron, a to licząc razem z okładką i stroną tytułową. To nie jest przesadnie dużo materiału – na film może i wystarczy, ale pięcioodcinkowy serial? Bez szans. Alain Chabat, czyli Juliusz Cezar z klasycznego nad Wisłą „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra” (który to film również wyreżyserował) stwierdził jednak, że materiał można rozwinąć, coś do niego dodać, pewne wątki pozmieniać, żadnego jednak nie wycinając, aby pozostać wiernym ogólnemu przesłaniu opowieści Goscinnego i Uderzo. Czy się udało? Głównie tak, chociaż do paru rzeczy można się przyczepić. 

Asterix: Walka Wodzów (2025) – recenzja, opinia o serialu [Netflix]. Materiał rozwinięty z klasą

Asterix w pracy
resize icon

Oryginalna historia z komiksu jest całkiem prosta. Cezar dowiaduje się, że istnieje wśród Galów obyczaj wedle którego jeden wódz może wyzwać drugiego na pojedynek, a zwycięzca przejmie władzę nad oboma plemionami. Dogaduje się więc z sympatyzującym z Rzymem wodzem jednej, dawno już zdobytej wioski, niejakim Kolaborixem (nie pamiętam, czy tak samo nazywa się w komiksie, a nie mogę znaleźć swojego egzemplarza), aby ten wyzwał na pojedynek Asparanoixa, podczas gdy on zadba o to, aby wioska Asterixa i Obelixa nie miała dostępu do magicznego napoju.  Prosty zalążek opowieści, na którym zbudować można kilka niezłych gagów i ostatecznie zakończyć tam samo, jak zawsze – zwycięską wieczerzą w wiosce. I tak, jak podstawowy szkielet fabuły pozostał ten sam, tak scenarzyści serialu pozwolili sobie rozwinąć opowieść w kilku miejscach.

Największym zaskoczeniem dla mnie było chyba ukazanie przeszłości naszych bohaterów – kiedy byli jeszcze pozbawionymi wąsów maluchami. Pozwoliło to z jednej strony lepiej zbudować konflikt z kolaborującym z Rzymianami Kolaborixem, z drugiej zasadzić ziarna pod kilka istotnych później, zupełnie świeżych wątków i... kompletnie zepsuć (w mojej opinii) historię magicznego wywaru, który teraz staje się dziełem przypadku, a nie geniuszu druida Panoramixa. Nie każdy jeden element historii musi zostać wyjaśniony, aby była ona dobra. Nie oczekuję, że kolejny film wyjaśni mi, dlaczego Galowie noszą wąsy albo skąd wzięły się skrzydełka w hełmie Asterixa. Tak  uż jest i tyle. Powiedziałbym wręcz, że takie wyjaśnianie każdego najdrobniejszego detalu może wręcz spłycić odbiór całości.

Asterix: Walka Wodzów (2025) – recenzja, opinia o serialu [Netflix]. „Jest pierwszy wiek przed Chrystusem i będę nosiła co mi się podoba!”

Szukamy Panoramixa
resize icon

Drugim, można powiedzieć, że całkiem istotnym novum, są... dziewczyny. Oryginalne komiksy o Asterixie raczej rzadko koncentrowały się na postaciach kobiecych, jeśli już to relegując je do puent żartów – jak w przypadku Dobrominy, która pilnuje zwykle żeby jej mąż, wódz, nie odleciał za daleko ze swoimi fantazjami, czy żony Długowiecznixa, która sama w sobie jest żartem, jako że jest pewnie „największą laską” w całej wiosce, a jej mąż to stuletni kurdupel chodzący o lasce. To były raczej męskie historie. Od chłopaków dla chłopaków. Ale jeśli dodać do nich postacie kobiece z głową, to przecież czemu nie, prawda? No i powiedziałbym, że scenarzystom w znakomitej większości udało się uniknąć klasycznej dla dzisiejszych czasów pułapki budowania fajnych babek na truchłach zidiociałych facetów. Kilka pojedynczych tekstów lekko mnie ugryzło, ale wydaje mi się, że po prostu czekałem na ich nadejście, tak więc rzuciły mi się w ucho.

Wspomniane postacie kobiece, to mama Cezara (w polskiej wersji językowej Przemysław Galpiński, co już samo w sobie jest całkiem zabawne), z tego co rozumiem kompletnie oryginalna postać, bo nie pamiętam jej z żadnego klasycznego komiksu, oraz dwie postacie, którym, symbolicznie, ucięto siurki. Pierwszą jest postać druida, który miał pomóc Panoramixowi odzyskać pamięć. Nie była to jednak ani przesadnie istotna, ani nawet zapadająca w pamięć postać, więc to, że zrobili z niej gotkę z fryzurą zasłaniającą jedno oko i nosem jak kopniak od Junaka, nie robi większej różnicy. Prawdziwie istotna jest natomiast Metadana, która tutaj jest pomysłodawczynią całej Walki Wodzów, zapewne jedyną uczciwą dziewczyną w całym Rzymie, której nie zależy na zabijaniu i nie ma zamiaru słuchać starych pierników zakutych w zbroje. Do prawdziwego Rzymu pasowałaby jak pięść do nosa, ale przecież bajki o Asterixie z prawdą nie mają zbyt wiele wspólnego i nigdy to nikomu nie przeszkadzało. A jej niecodzienne na tamte czasy wyzwolenie jest też przy okazji podstawą wielu solidnych gagów.

„Walka wodzów” jest, oczywiście, produkcją francuską, więc spodziewać się wręcz należy całej masy specyficznego humoru. Entuzjaści śmiechu znajdą tu wszystko – od gagów typowo fizycznych, nierzadko opartych na przemocy (zwykle wobez Rzymian), przez slapstick, na pięknych puentach i humorze stricte kulturowym, zrozumiałym dla nas dzięki talentowi odpowiedzialnej za dialogi Alicji Roethel. Jasne, nie każdy jeden żart trafia, ale nie stworzono chyba jeszcze takiej produkcji, która rozbawiłaby każdego i to za każdym jednym razem. Ostatecznie jednak „Walka wodzów” jest bardzo dobrze zrobionym serialem. Pozwala trochę lepiej poznać się z postaciami, trzyma w jako takim napięciu (na tyle, na ile jakakolwiek historia o Asterixie może to robić) i, co najważniejsze, dostarcza kilka godzin bardzo przyjemnej rozrywki. Zmieniłbym może jedynie historię z magicznym napojem i kilka detali z finałowej potyczki z Rzymianami, bo pojedyncze elementy zagrały mi lekko fałszywie, a wyglądało na to, że scenarzyści szykują sobie naprawdę zmyślny zwrot akcji, z którego ostatecznie zrezygnowali. Gdyby tylko każda jedna adaptacja mogła podchodzić do materiału źródłowego z taką miłością.

P.S. Ale bez Ryszarda Nawrockiego to już nie ten Asterix...

Atuty

  • Pięknie, stylowo animowany;
  • Masa dobrych gagów;
  • Z głową, sensownie rozwija wątki z oryginalnego komiksu;
  • Malutcy Asterix i Obelix;
  • Wspominałem już o żartach?

Wady

  • Ze dwa nietrafione unowocześnienia;
  • Finał mógł być lepszy – dosłownie wszystko na to wskazywało!

Nie mylić z „Wielką bitwą Asterixa”, która elementy oryginalnego komiksu miesza z opowieścią o Wróźbicie. Tutaj dostajemy dokładnie tę konkretną historię, ale rozbudowaną w wielu miejscach, aby dało się z niej zrobić około 180 minutowy serial. Puryści pewnie będą narzekać, ale moim zdaniem historia została zrobiona z miłością, pełno w niej wysokiej klasy humoru i dobrych, rodzinnych wartości. Polecam.

8,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper