![Plankton: Film (2025) - recenzja filmu [Netflix] - Witajcie w Bikini Dolnym, nie ma wiele ciekawego](https://pliki.ppe.pl/storage/2c8b5556afe77ea92bbc/2c8b5556afe77ea92bbc.jpg)
Plankton: Film (2025) - recenzja i opinia o filmie [Netflix] - Witajcie w Bikini Dolnym, nie ma wiele ciekaweg
Plankton jest uważany za jednego z najciekawszych bohaterów w całym uniwersum SpongeBoba. Szkoda więc, że najnowszy film tego zupełnie nie pokazuje.
Po śmierci Stephena Hillenburga, głównego twórcy całej serii, nie zaprzestano drenowania franczyzy. Najpierw powstało “SpongeBob Film: Na ratunek”, następnie zaś “Ocalić Bikini Dolne: Sandy w akcji”. Pierwszą produkcję przyjęto średnią, drugą po prostu źle. Wobec tego “Plankton: Film” zapowiadał się jako szansa na ratunek, wyjście na prostą. Potencjał był spory.
Tytułowy bohater to postać uwielbiana. W skali całego uniwersum cieszy się pewnie największym zainteresowaniem obok Pana Kraba oraz Skalmara. Postawienie na Planktona było więc ruchem oczywistym, długi metraż pozwalał, przynajmniej teoretycznie, na wyciśnięcie odświeżającego soku. Wyszło jednak dość mętnie.




Scenarzysta forsę wziął

Wiem, że nie jestem docelowym odbiorcą nowych filmów o SpongeBobie. To produkcje skierowane przede wszystkim do dzieci, wobec czego trudno spodziewać się szczególnie skomplikowanych fabuł i scenariusza na tarantinowskim poziomie. Niemniej, istnieje spora przestrzeń między wyżynami a tym, co zobaczyłem w “Planktonie”. Zobaczyłem zaś niepotrzebnie rozwleczony odcinek serialu o Kanciastoportym. W dodatku odcinek dość przeciętny, na pewno nie znajdujący się w czołówce najlepiej ocenianych. Historia opowiedziana przez Kaza, Chrisa Viscardiego oraz Mr. Lawrence’a (dubbingującego Planktona w latach 1999-2002 oraz od 2009 roku) jest szalenie prosta. Główny bohater zostaje zdradzony przez swoją żonę, Karen, która wdraża własny plan przejęcia władzy nad światem po kolejnej porażce partnera. Tym samym Plankton zostaje zmuszony do zawarcia niestandardowych sojuszy i ocalenia nie tylko Bikini Dolnego. Tyle.
Może nie brzmi to absolutnie źle - i w istocie takie nie jest - jednak pomysłu zwyczajnie nie starcza na półtorej godziny. Bardzo dużo czasu poświęcono na w gruncie rzeczy nie angażującą walkę sensu stricto, zaś zdecydowanie za mało na znacznie ciekawsze wątki dotykające przeszłości Karen i Planktona. Gdyby koncentrować się na relacjach między postaciami, odbiór filmu z pewnością byłby lepszy.
Pomogłaby też większa ilość humoru. Sam “SpongeBob” potrafi być cholernie zabawną animacją. Doceniałem ją jako dziecko, doceniam też teraz. O produkcji poświęconej Planktonowi nie mogę jednak powiedzieć tego samego. Skalmar właściwie nie istnieje na ekranie, Patryk Rozgwiazda rozpisany został beznadziejnie. Gagów - czy to słownych, czy animacyjnych - mamy niewiele, najbardziej wyrazistym pozostaje SpongeBob dokonujący psychoanalizy Planktona. W tym świetle produkcja Netfliksa nie wytrzymuje porównania chociażby z “Looney Tunes: Porky i Daffy ratują świat”.
Starzec się cieszy

Inaczej wygląda kwestia animacji. Nie należę do fanów Bikini Dolnego przedstawionego w 3D, zdecydowanie bardziej wolę rozwiązania zastosowane w pierwszych sezonach serii. Nie mogę jednak nie docenić sporej pracy, jaką wykonał cały zespół pod przewodnictwem reżysera Dave’a Needhama.
Zastosowane rozwiązania trudno nazwać nowatorskimi, lecz kiwnąłem głową z uznaniem chociażby na nawiązania do Myśliciela Augusta Rodina, starych filmów Disneya, a także iście rozbrajającego momentu, w którym członki SpongeBoba przechodzą na drugą stronę ciała, dzięki czemu może on uciec przed szalejącą Karen. Sama kreska pozostaje raczej brzydka, niemniej widać, że poświęcono sporo czasu na wdrożenie przynajmniej kilku ciekawszych pomysłów. To pozwala mieć nadzieję, że robota nad filmem nie była mechaniczna i obliczona wyłącznie na zysk.
Tym bardziej, że do filmu trafiło kilka odwołań do serialu, które zrozumieją głównie starsi fani uniwersum. Mamy też, całe szczęście, naturalistyczne wstawki. Chyba wszyscy pamiętamy całą gamę “gross-up close-up” - czy to ropiejące twarze bohaterów, czy to zgniły kraboburger, czy to nagie ciało Pana Kraba. Co prawda aż tak ekstremalnych momentów w “Planktonie” nie znajdziemy, ale na odwołania wystarczyło miejsca.
Sialala, sialala

“SpongeBob” zwykle miał naprawdę dobre piosenki. Czołówka do serialu stała się wręcz ikoniczna. “Plankton” zaś oddaje wiele muzycznych strzałów, to w końcu film z elementami musicalu, ale nigdy do tarczy nie trafia.
Pierwsze piosenki są właściwie bezużyteczne. Gdyby nie to, co dzieje się na ekranie, nie miałyby żadnej roli narracyjnej. Ich tekst opiera się na założeniu: jestem zły, jestem zły, jestem bardzo zły, a do tego śpiewam. Nie niosą jednak za sobą żadnej podbudowy, nie pogłębiają bohaterów, nie tłumaczą nawet ich intencji. Sytuacja zmienia się z czasem i powoli wychodzi na prostą, a same melodie stają się całkiem przyjemne, lecz nic nie rzuca na kolana. Tym samym próżno uciekałem przed wrażeniem, że wątki muzyczne dokooptowano nieco na siłę. Że są, bo to film dla dzieci, więc musi się śpiewać.
No właśnie. Film dla dzieci. Ja dzieckiem już nie jestem, więc może nie powinienem w ogóle pisać tej recenzji? Może gdybym miał tak 18 lat mniej, to ocena byłaby znacznie wyższa?
Atuty
- SpongeBob jako Freud
- Wstawki z przeszłości Karen i Planktona
- Ciekawe rozwiązania animacyjne
Wady
- Gagów jak na lekarstwo
- Słabiutkie piosenki
- Niewykorzystany potencjał na pogłębienie postaci
- Pomysł niewspółgrający z metrażem
“Plankton” to kolejne podejście do długometrażowych animacji ze świata SpongeBoba i kolejne niezbyt udane. Powiela błędy swoich poprzedników, bawi zdecydowanie za rzadko. Jeśli jednak jesteś w stanie przeczytać ten tekst bez zmęczenia, to nasza opinia nie ma większego znaczenia. Oddaj pilota dziecku!
Przeczytaj również






Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych